wtorek, 6 stycznia 2015

EPILOG.

Barcelona, czerwiec 2015

To dziś, dzień w którym stanę na ślubnym kobiercu z mężczyzną mojego życia. Z facetem który sześć lat temu zawrócił mi w głowie swoim magicznym spojrzeniem, swoim czarującym uśmiechem i kojącym głosem. Stałam już gotowa w jednym z pokoi salonu w którym przygotowywałam się do wyjazdu. Fryzura, makijaż, paznokcie, suknia. Wpatrzona w przejeżdżające samochody za oknem myślałam jak to los komplikował mi moje relacje z Alexisem. Mimo tego całego bólu który mi wyrządził wiedziałam, że bez tego faceta żyć nie potrafię. Chilijczyk jest najlepszym co mnie w życiu spotkało. Dzięki niemu mam Miguela. Jestem szczęśliwą matką, niedługo też żoną.
- Gotowa? - z zamyśleń wyrwała mnie Anna. Ubrana w przepiękną długą, turkusową suknię. Górę sukienki zdobiły śliczne cekiny. Jej jasnobrązowe włosy zostały podpięte w kok. Wyglądała zjawiskowo.
- Tak. Możemy jechać. - uśmiechnęłam się - Ślicznie wyglądasz.
- Powiedziała najpiękniejsza panna młoda. Ta suknia to był strzał w dziesiątkę. Prezentujesz się w niej.. no brak mi słów. Alexis padnie jak Cię zobaczy. - odparła z szerokim uśmiechem i mnie przytuliła.
- Jedźmy już. - zrobiłam kilka kroków w kierunku drzwi.
- Chyba czegoś zapomniałaś. Proszę głuptasku. - podała mi bukiecik białych róż - Nie denerwuje się tak.
- Dziękuję. – odpowiedziałam, po chwili wsiadłyśmy do białej limuzyny która miała nas zawieść pod kościół.
Przed kościołem czekały na nas dziesiątki fotografów i dziennikarzy. Ślub piłkarza Blaugrany wydarzeniem miesiąca. Wszyscy goście byli już wewnątrz świątyni. Anna przede mną szybko przemknęła do środka, ja stałam jeszcze na zewnątrz i znosiłam flesze aparatów. W pewnym momencie wielkie drewniane drzwi się otworzyły i usłyszałam Marsz Mendelssoha.  Odetchnęłam głęboko i powolnym krokiem, w pięknej białej sukni ruszyłam czerwonym dywanem w kierunku ołtarza. Na jego końcu stał mój przyszły mąż w eleganckim, czarnym garniturze. Obok niego stali nasi świadkowie, mój brat Roderigo i siostra Chilijczyka, Lisa. Razem z moimi rodzicami stał mój mały synek. Ubrany w ciemne spodnie, białą koszulę i pomarańczowy krawat, który co chwilę poprawiał. Cały kościół był przyozdobiony białymi i cielistymi różami.
Staliśmy naprzeciwko siebie, w jego oczach widziałam tyle miłości. Nie mogła doczekać się chwili gdy będę mogła powiedzieć „Tak to mój mąż.”. Po pięknym kazaniu ksiądz poprosił nas abyśmy podali sobie prawe dłonie, które po chwili obwiązał końcem sutanny. Wtedy wymówiliśmy przysięgę:
- Ja Míre, biorę Ciebie Alexis za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w trójcy jedyny i wszyscy święci. (Yo Míre, te quiero a ti Alexis como esposo y me entrego a ti, y prometo sertr fiel en las alegrias y en las penas, en la salud y en la enfermedad, todos los días de mi vida.)
- Ja Alexis, biorę Ciebie Míre za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w trójcy jedyny i wszyscy święci. (Yo Alexis, te quiero a ti Míre como esposa y me entrego a ti, y prometo sertr fiel en las alegrias y en las penas, en la salud y en la enfermedad, todos los días de mi vida.)
- Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. (Lo que Dios ha unido, que no lo separe el hombre.) – powiedział ksiądz. – Boże pobłogosław te obrączki, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen. Na znak waszej miłości wymieńcie się nimi. – odparł podając tackę Alexisowi.
- Míre przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. – powiedział Chilijczyk i wsunął mi srebrną obrączkę na palec serdeczny lewej ręki. Czułam że oczy robią mi się wilgotne od łez szczęścia. Wzięłam do ręki drugą obrączkę i wsuwając ją na palec piłkarza mówiłam
- Alexis przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
- Ogłaszam was mężem i żoną. – powiedział z uśmiechem ksiądz – Możesz pocałować pannę młodą. – zwrócił się do Sáncheza. Po chwili złączyliśmy się w krótkim pocałunku, a wszyscy goście zaczęli bić brawo.
- Kocham Cię – wyszeptałam.
- Ja Ciebie też. – powiedział i jeszcze raz mnie pocałował. Wtedy rozbrzmiało‘Ave Maria’ wykonywane przez młoda śpiewaczkę. Rozpłakałam się na dobre. Łzy szczęścia spływały mi po policzkach. – Nie płacz kochanie, bo się rozmażesz. – słodko się uśmiechnął i starł łzę z mojego policzka.
Goście powoli zaczęli wychodzić z kościoła, razem z moim mężem, jak to cudownie brzmi, musieliśmy podpisać jeszcze dokumenty związane ze ślubem. Gdy wyszliśmy ze świątyni zostaliśmy obrzuceni ryżem i płatami róż. Niektórzy krzyczeli „Gorzko, gorzko”, w pięknej scenerii lecących różowych płatków i białego ryżu złączyliśmy się w pocałunku. Słychać było odgłosy aparatów paparazzi.
- Już wiem jak będą wyglądać wszystkie okładki jutrzejszych gazet. – szepnął mi do ucha mój świeżo upieczony mąż, na co się cicho zaśmiałam.
Goście którzy nie mogli zostać na przyjęciu składali nam życzenia. Inni udali się do pobliskiej restauracji. Po chwili podszedł do nas mój braciszek.
- No i w końcu moja siostrzyczka wyszła za Ciebie. – zwrócił się do Alexisa – Spróbuj mi ją jeszcze kiedykolwiek skrzywdzić a pożałujesz. – zażartował. Chłopaki się poklepali tylko po plecach i głośno zaśmiali. – Siostrzyczko, cieszę się że jesteś szczęśliwa i mam nadzieję że zawsze już będziesz. No a teraz czekamy na rodzeństwo dla Migiego. – zaśmiał się.
- Oj braciszku, żarciki się trzymają dzisiaj widzę.
- Ale ja wcale nie żartowałem. Miguel by się ucieszył. – przerwał – Siostrzyczko chciałem Ci kogoś przedstawić. To jest Angéla, moja dziewczyna. – z uśmiechem objął śliczną blondynkę.
- Míre, bardzo miło mi Cię poznać. – posłałam jej szczery uśmiech.
- Mi Ciebie też. Rodrigo dużo mi o Tobie opowiadał.
- Naprawdę? – zapytałam i z ukosa spojrzałam na brata z lekkim wyrzutem, że wcześniej mi o niej nie powiedział.
- Tak, same wspaniałe rzeczy. Przepraszam was na chwilkę, muszę wykonać jeden telefon. Mam nadzieję, że później jeszcze pogadamy. – powiedziała dziewczyna w długiej cielistej sukience. Od dekoltu w dół asymetryczny wzór tworzyły świecące cekiny i zdobienia.
- Rodri! Ile trzymałeś ją w tajemnicy przede mną? – zapytałam gdy blondynka od nas odeszła, a Alexis był zajęty rozmową z moim ojcem.
- No z dwa miesiące jakoś tak będzie. Przepraszam, że nic nie powiedziałem, ale nie byłem pewny czy coś z tego będzie. A teraz jestem już wiem że to coś poważnego.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. – przytuliłam go – Jest śliczna i już ją polubiłam, cudownie razem wyglądacie. Spróbuj ją teraz stracić to mnie popamiętasz. – pogroziłam – Najwyższy czas żebym to ja zatańczyła na Twoim weselu.
- Spróbuję tego nie spieprzyć. – uśmiechnął się – A jeśli chodzi o tańce, jedźmy już bo reszta gości pewnie się niecierpliwi.

***

Rok później na świat przyszła Raquel Sánchez Briseño, śliczna córeczka szczęśliwej rodziny która po wielu latach rozłąki była wreszcie razem. Míre i Alexis przeżyli razem jeszcze wiele wspaniałych lat. Mimo wielu kuszących propozycji powrotu do Włoch i wyjazdu na wyspy piłkarz zakończył swoją karierę w Barcelonie. W ich domu, nad kominkiem zawsze wisiała ramka z ich wspólnymi zdjęciem z Saint-Tropez i na napisem "Juntos para siempre" („Razem na zawsze”). To była ich myśl, ich motto którym kierowali się każdego dnia. Po ponad 60 latach spędzonym razem odeszli z tego świata. Na marmurowej płycie ich grobu widnieje ten sam napis co nad kominkiem. Ich syn, Miguel poszedł w ślady ojca i został piłkarzem. Wszystkie swoje bramki dedykował Alexisowi. Raquel została prawnikiem, miała własną kancelarie w centrum Barcelony. Wypadało by wspomnieć jeszcze o Rodrigo. Brat naszej głównej bohaterki w końcu się ożenił. Dziewczyna którą przyprowadził na ślub siostry okazała się tą jedyną. Angéla i Rodrigo wychowali wspaniałego synka Diego i adoptowali cudowną dziewczynkę, Blance. Wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

KONIEC. 

Tú y yo juntos para siempre.


-----------------------
O jejku, ale mi się smutno zrobiło. :( Bardzo lubiłam opowieść o Mire i Alexisie, będę za nimi tęsknić. Po wielu trudach w końcu są razem. :D Dziękuję wszystkim którzy czytali, komentowali, byli ze mną przez te pół roku. To, że kończy się to opowiadanie to nie znaczy, że kończę z blogami, co to to nie. :3 Zapraszam bardzo serdecznie na nowy blog o Marcu Bartrze i Sergim Roberto. <3 Mam nadzieję, że będziecie czytacie je z taką samą chęcią jak perdóname. Nie zostaje mi nic innego jak powiedzieć:
Dziękuję i zapraszam na I still love you 
Ines ;** 




wtorek, 30 grudnia 2014

Mamí, por que lloras?

 Barcelona, wrzesień  2014


Trzy dni później…

- Chyba mamy już wszystko. – powiedziałam zapinając ostatnia walizkę. Wczoraj spakowałam już najpotrzebniejsze rzeczy dla mnie i Miguela. Resztę kupimy na miejscu.
- Jesteś pewna, że to jest dobre wyjście? – zapytał Rodrigo, a ja spojrzałam w jego smutne oczy.
- Taksówka już czeka. Będę strasznie tęsknić braciszku. – odpowiedziałam przytulając go.
- Ja też. Co ja zrobię bez mojej małej siostrzyczki? – powiedział i zmierzwił moje włosy.
- Znajdziesz sobie wreszcie dziewczynę. – uśmiechnęłam się.
- Bardzo śmieszne. Mam nadzieję, że słoneczne Rio nie zabierze mi was nas zawsze i niedługo wrócicie.
-Kocham cię braciszku. – przytuliłam się do niego i poczułam jak łzy napływają mi do oczu. – Migi pożegnaj się w wujkiem. – zwróciłam się do synka. Ten podszedł smutny do Rodrigo i przytulił go.
- Szkrabie uśmiechnij się, zaraz będziesz leciał dużym samolotem. – połaskotał go, a mały się rozpromienił.
- Zadzwonię jak dolecimy. – wzięłam na ręce Miguela oraz walizki i wyszłam z mieszkania.
Całą drogę na lotnisko zastanawiałam się czy dobrze robię wyjeżdżając. Mimo wielu wątpliwości uważałam, że to najlepsze wyjście.

ALEXIS

Zawiodłem ją, po raz kolejny ją zawiodłem. Dlaczego jestem takim idiotą? Ona mi tego nie wybaczy, właśnie tracę miłość swojego życia. Muszę ją zobaczyć, bo zwariuję. Jej cudowny uśmiech, piękne, brązowe oczy. Chciałbym znowu móc patrzeć na jej zgrabne ciało; na to jak godzinami potrafi stać przy pełnej szafie, gdy zastanawia się, w co się ubrać; na to, z jaką pasją robi zdjęcia; na to jak się słodko gniewa; na to jak całe serce poświęca w wychowanie Migiego.
Na treningach jestem tylko ciałem, moja gra wygląda tak jakbym miał pierwszy raz kontakt z piłką. Pewnie jak tak dalej pójdzie to trener mnie zawiesi. Mam to gdzieś. Mire i Miguel są dla mnie najważniejsi. Będę walczył o nich.
Dzień w dzień stoję pod tymi samymi drzwiami z nadzieją, że Mire da mi szanse. Zapukałem po raz kolejny, jak zawsze otworzył mi Rodrigo.
- Mire nie ma i nie będzie. Wyjechała. – powiedział sucho.
- Co?! Gdzie? Kiedy? – krzyknąłem.
- Jeśli ją kochasz, nie pozwól jej wyjechać. Za 30 minut mają samolot, może zdążysz.
Pobiegłem szybko do samochodu, odpaliłem silnik i ruszyłem z piskiem opon. Jechałem jak szaleniec, minuty ubywały, a ja nadal nie byłem na lotnisku. Denerwowałem się jak cholera. Wyjeżdża tak jak ja, bez żadnego wyjaśnienia. Chociaż teraz ja wiem dlaczego to robi. Wszystko spieprzyłem już dawno. Przez te pięć lat czułem, że czegoś mi brakuje. Nagle w moim życiu nagle pojawiła się Mire i wszystko zmieniła. To jej mi brakowało, jej uśmiechu, głosu, żartów, pocałunków…  W końcu dotarłem, wpadłem do budynku i wśród tłumu próbowałem odnaleźć ukochaną z synkiem. Usłyszałem komunikat: „Ostatnich pasażerów odlatujących do Rio de Janeiro prosimy o kierowanie się do sali odlotów.”. Spojrzałem na ruchome schody i zobaczyłem ich.

MIRE

- Mamí, dlaczego płaczesz? – zapytał Migi.
- Nie płacze. – skłamałam ocierając łzę spływającą po moim policzku.
- Kocham cię. – powiedział i przytulił się do mnie.
- Mire poczekaj. - usłyszałam znajomy głos i odwróciłam się. To był Alexis. - Nie zostawiaj mnie. - w jego oczach było pełno strachu i bólu. - Nie popełniaj tego błędu, co ja. Proszę...
- Musimy już iść. Za chwilę mamy samolot. - odpowiedziałam oschle.
-Mire, kocham cię i Miguela. Nie mogę bez was żyć. Moje życie to wy. Nie wylatuj. Nie rób mi tego. - powiedział i chwycił moja dłoń. - Jeżeli odlecisz wsiądę w następny samolot i polecę za Tobą.
- Jak ja mam ci zaufać? Jak? Skąd mam wiedzieć, że znowu mnie nie skrzywdzisz?
- Daj nam ostatnią szansę.
- Przepraszam. Nie potrafię. Żegnaj. - wyrwałam swoją rękę z uścisku Alexisia i ruszyłam w kierunku bramek.
- Mamusiu, dlaczego tatuś nie idzie z nami? - zapytał zmieszany Migi.
- Synku, tatuś tutaj zostaje. Lecimy sami. – odpowiedziałam kucając przy nim.
- Ja nie chcę go tu zostawić. Chce żeby pojechał z nami - powiedział ze łzami w oczach. Pogłaskałam go po główce.  'Co ja najlepszego robię? Niszczę życie każdego. Sobie, Alexisowi i małemu. Przecież ja go kocham.' pomyślałam. Odwróciłam się, zobaczyłam postać opierającą się o barierkę. Wzięłam Miguela na ręce i szybkim krokiem skierowałem się ku Alexisowie. Ten spojrzał na mnie z nadzieję. Po chwili na jego twarzy malował się grymas bólu z powodu wcześniejszego uderzenia w policzek. - To za to, że mnie zostawiłeś i oszukałeś. A to za to też tak bardzo Cię kocham. - powiedziałam i pocałowałam go w usta. - Masz ostatnią szansę, więcej nie będzie. Nie zmarnuj jej.

- Więcej nie potrzebuje. Dziękuję. Nie zmarnuję jej. - uśmiechnął się i mnie pocałował.

------------------------------
Wiecie, że to ostatni rozdział? :( Za tydzień epilog i koniec opowieści o Mire i Alexisie. Szybko minęło, ale dobra, dziękować i smutać będę za tydzień.
Jutro sylwester i urodzinki! :3 Życzę wam wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku, weny, szczęścia, uśmiechu i miłości.

Do ostatniego,
Ines ;*

wtorek, 23 grudnia 2014

Prawda boli najbardziej.

Barcelona, sierpień 2014

                Po nocy spędzonej u Alexisa zawiozłam Migiego do przedszkola. Sama wróciłam do mieszkania, wykąpałam się i przebrałam się w kwieciste spodnie, czarną bluzkę i białą marynarkę.  Na nogi założyłam czarne koturny. Wzięłam teczkę z projektami, aparat i wyszłam do pracy. Po południu dostałam smsa od Rodrigo, że odebrał małego z przedszkola i jest już z nim w domu. Ze spokojem mogłam dokończyć obróbkę zdjęć i podskoczyć na chwilę do Alexisa.
Byłam w drodze do mieszkania Alexisa. Mały rano zostawił u niego swojego ulubionego pluszaka, bez którego nie potrafi zasnąć. Całą drogę zastanawiałam się nad propozycją zlecenia, którą otrzymałam rano. Jeśli zdecyduję się je przyjąć będę musiała na dwa tygodnie wyjechać do Rio de Janeiro. Pół miesiąca ciężkiej pracy, ale w jakim miejscu. Wizja tego jest naprawdę kusząca. Niestety musiałabym rozstać się na ten czas z piłkarzem. Niby dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki, ale jeżeli oboje się kochamy to, co stoi na przeszkodzie żebyśmy byli razem? Nic.
Byłam już na miejscu, nie pukałam, bo wiedziałam, że drzwi będą otwarte. On nigdy nie zamyka drzwi, kiedyś go okradną. Weszłam do mieszkania, na korytarzu dostrzegłam trzy torby treningowe. Z salonu słychać było rozmowę Alexisa, Gerarda i Cesca. Chłopaki znowu po treningu wpadli do Chilijczyka na ploteczki. Codziennie spędzają ze sobą tyle czasu na treningach i po nich też. Czy oni nigdy nie mają siebie dość?
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że to, co się ostatnio działo, rola przykładnego tatusia miała być dla ściemy? Dla poprawienia Twojego wizerunku? A Mire? Co z nią, to też udawałeś?– usłyszałam podwyższony głos Geriego. Zrobiłam kilka kroków do przodu żeby lepiej słyszeć, co mówią.
- No tak. – odpowiedział Alexis w momencie, gdy stałam w progu salonu. Zamarłam, oczy momentalnie zaszkliły mi się łzami. Te ostatnie miesiące były tylko po to żeby ludzie zmienili o nim zdanie. Z niegrzecznego, ciągle balującego sukinsyna na ułożonego, kochającego ojca.
– A ty Fábregas, co tak zamarłeś? – szturchnął ze śmiechem Cesca i odwrócił się w moją stronę. Nagle z jego twarzy znikł uśmiech.
- Miguel… zostawił swojego króliczka. – wydukałam przez łzy. Wzięłam z kredensu pluszaka i wybiegłam z jego mieszkania.
Przez łzy nie widziałam nic, musiałam zjechać na pobocze. Zgasiłam silnik i oparłam głowę o kierownicę. Łzy, jedna za drugą spływały po moich policzkach.
- Dlaczego? Dlaczego znowu to robisz? Dlaczego znowu mnie ranisz? – krzyknęłam i uderzyłam ręką w pulpit. Przetarłam oczy i ruszyłam w kierunku domu.
Wpadłam do domu i od razu przytuliłam się do Rodrigo. Na niego zawsze mogłam liczyć. Był wsparciem w każdym momencie mojego życia.
- Mire, co się stało? – zapytał zaniepokojony.
- Aaaalexis. – wyszeptałam.
- Co on Ci znowu zrobił? – przytulił mnie mocniej i pogłaskał po włosach. – Cichutko. Nie płacz już.
Wierzyłam, że mnie naprawdę kocha, że stworzymy rodzinę, że znowu będę się budzić w niego wtulona, że Alexis którego spotkałam pięć lat temu w Saint-Tropez nie zniknął. Myliłam się. Nie chcę go znać, moja znajomość z piłkarzem to jeden wielki błąd. Chciałam żeby Migi miał ojca, ale on nie zasługuje na jego miano.

                Minęło już kilka dni, od tego czasu nie wychodzę w ogóle z domu. Mój braciszek robi zakupy, gotuje, zajmuje się Migim. Ja nie mam siły na nic, dnie spędzam na użalaniu się nad sobą, ciągłym płaczu, oglądaniu dennych filmów. Katuje samą siebie oglądając moje wspólne zdjęcia z Alexisem. Jedyną osobą, która wywołuje uśmiech na mojej twarzy jest mój mały synek. Nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego, dlaczego Alexis mnie tak oszukał. Codziennie dzwoni, pisze smsy, każdego wieczoru puka do drzwi mojego mieszkania. Na szczęście mam Rodrigo, który za każdym razem go zbywa.
- Co mam z tym zrobić? – pyta za każdym razem wskazując na kolejny bukiet kwiatów.
- O, jeszcze ładniejsze niż wczoraj. Wyrzuć je. – odpowiadam z ironią.
Siedziałam niewymalowana, w szarych, dresowych spodniach i wyciągniętym swetrze przy łóżeczku śpiącego Miguela, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Ona nie chce z Tobą rozmawiać, zrozum. – powiedział cicho Rodrigo do naszego gościa.
- Nie rozumiesz. Ja muszę jej to wytłumaczyć.
- Alexis, daj jej wreszcie spokój. Ona już wystarczająco dużo przez Ciebie wycierpiała.
- Ale ona nie zna całej prawdy. Pozwól mi z nią zamienić kilka zdań, proszę… Będę tu czekać aż z nią nie porozmawiam. – odparł pewnie. Usłyszałam trzask zamykający się drzwi. Po chwili zobaczyłam postać Rodrigo stojącą w drzwiach pokoiku Migiego.
- Mire może… - zaczął. Wiedziałam, co chce powiedzieć. Prędzej czy później będę musiała z nim porozmawiać.

*

Siedział na schodach z wielkim bukietem czerwonych róż. Ubrany w ciemne jeansy, białą koszulkę i granatową marynarkę.
- Masz 5 minut. – powiedziałam. Na jego widok znowu chciało mi się płakać. Tak bardzo chciałbym żeby było jak dawniej. Wolałabym tego nie wiedzieć i żyć w kłamstwie. Myślę, że tak byłoby lepiej. Chciałabym znowu się do niego przytulić, poczuć jego zapach, dotyk jego rąk.
- Przepraszam. To nie jest tak jak myślisz. – przerwał i podał mi bukiet. – Na początku był taki plan, przyznaję. Ale wszystko się zmieniło, gdy poznałem tego malca. Zmienił mnie. Pokochałem go, naprawdę. To, co mówiłem wtedy w nocy to prawda. Byłem głupi te pięć lata temu, że Cię zostawiłem. Ominąłem cztery najpiękniejsze lata życia naszego syna. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Ale nie wybaczę też sobie, że znowu Cię zraniłem. Dostałem od Ciebie kolejną szansę, którą znowu zmarnowałem. – w jego oczach widziałam pełno smutku i bólu – Nie liczę, że dasz mi kolejną. Wiem, że wszystko spieprzyłem. Przepraszam. – nie wytrzymałam, łzy popłynęły mi po policzku. Zaczęłam uderzać w niego bukietem pięknych róż.
- Wybaczyłam ci, dałam kolejną szansę, chciałam by nasze serca znowu biły w jednym takcie, chciałam znowu móc przytulić się do Ciebie, a ty znowu zagrałeś na moich uczuciach. Nie wierzę już w nic. Jesteś pierdolonym, przeklętym, zarozumiałym, egoistycznym, pewnym siebie, pozbawionym uczuć i wszelkich znaków miłości dupkiem. Nienawidzę cię. Słyszysz? Zniknij z mojego życia… Raz na zawsze. - krzyczałam, wszystkie płatki leżały już na ziemi, tworząc czerwony dywan.
- Przepraszam. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. – powiedział i odszedł.
Wróciłam do mieszkania, położyłam się na kanapie i zaczęłam głośno płakać. Tak bardzo chciałam mu wybaczyć, ale nie potrafiłam.
- Oj siostra, siostra. Mam coś dla Ciebie. – powiedział uśmiechnięty Rodrigo wyjmując zza pleców pudełko lodów czekoladowych. – I mam jeszcze paczkę chusteczek.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się przez łzy. Rodrigo usiadł koło mnie i powiedział:
- O! I tak ma być. Masz się uśmiechać, bo wtedy wyglądasz najpiękniej. – pocałował mnie w czoło.
- Jakbyś nie był moim bratem już dawno bym za Ciebie wyszła. Jesteś najlepszy. – przytuliłam się do niego. – Rodri… Wyjeżdżam. Zabieram ze sobą Miguela i wyjeżdżam. – powiedziałam po chwili namysłu.
- Siostra, o czym ty mówisz? – zapytał zdezorientowany.
- Nie mogę tu zostać. Nie mogę…
- Mire, przecież ty go kochasz. On kocha Ciebie. Kocha Migiego. Inaczej nie stałby codziennie pod tymi drzwiami. Nie prosiłby o wybaczenie.
- Ja już nie mam siły. Nie potrafię mu wybaczyć… zaufać.
- Będę tęsknił. – skomentował.
- My też będziemy tęsknić. – powiedziałam i oparłam głowę na jego ramieniu.

 ---------------
Dammm. :) Myślę, że zaskoczyłam, prawda? Nie będę się długo rozpisywać. Chciałam tylko zaprosić na krótkie, świąteczne opowiadanko KLIK Mam nadzieję, że przeczytacie i skomentujecie.

Wesołych Świąt kochane! <3 


Spóźnione, wszystkiego najlepszego cariño!

Do następnego,
Ines ;* 


wtorek, 16 grudnia 2014

Yo támbien te quiero.


Barcelona, sierpień 2014

            Od powrotu z Chile minęły już ponad trzy tygodnie. Wszystko wróciło do normy, Miguel chodził do przedszkola, Alexis trenował, a ja bawiłam się w robienie zdjęć i obrabianie ich. Długi dzień dobiegał końca. Całe szczęście, miałam już dość siedzenia na tym bankiecie. Wydawnictwo, dla którego ostatnio pracowałam zorganizowało przyjęcie z okazji 10 rocznicy istnienia. Wypadało się, chociaż na chwilę tam pojawić. Miguel spędzał dzisiejsze popołudnie z Alexisem. Piłkarz odebrał go z przedszkola i zawiózł do siebie. Około godziny 21.30 pojawiłam się pod drzwiami Chilijczyka. Zapukałam i po chwili drzwi otworzył mi Alexis, ubrany w ciemne jeansy i czarną koszulkę.
 - Wow. Ślicznie wyglądasz. - skomentował mój dzisiejszy strój i wpuścił do środka.
- Dzięki. Gdzie Migi? – zapytałam.
- Zasnął jakieś pół godziny temu. Oglądał bajkę, poszedłem zrobić mu herbatę, a gdy wróciłem to już spał. Nie miałem serca go budzić.
- To teraz ja będę musiała to zrobić. O jejku. – głęboko westchnęłam.
- Zostańcie. – powiedział, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem - Nie patrz tak na mnie. Mam pokój gościnny, który stoi wolny. Po co budzić małego?
- Może masz racje.
- Pewnie jesteś głodna. Zrobię kolację. – uśmiechnął się.
- Zaraz Ci pomogę tylko zadzwonię do Rodrigo żeby się nie martwił. – powiedziałam i wykonałam połączenie do mojego braciszka, który był w nie małym szoku, że zostaję u Alexisa na noc. Za bujną wyobraźnie ma.  
Zanim pojawiłam się w kuchni weszłam jeszcze do pokoju, w którym grzecznie spał mój mały Aniołek. Podeszłam do niego, poprawiłam koc, którym był przykryty i pocałowałam w skroń. W salonie, na dużym szklanym stole stały już czarne talerze i kieliszki do wina. Weszłam do kuchni, a tam w białym fartuszku Alexis doprawiał mięso. Cicho zaśmiałam się i powiedziałam:
- Widziałam, że znasz wszystkie drogie restauracje w tym mieście, ale nie spodziewałam się, że potrafisz gotować.
- Czasami potrafię zaskoczyć.- uśmiechnął się.
- No czasami ci się zdarza. W czym Ci pomóc? – zapytałam.
- W niczym, usiądź i poczekaj.
Alexis włożył mięso do piekarnika i zaczął szykować sałatkę. Kroił wiele warzyw, a przy ogórkach nie raz by stracił palce. Mimo to uparcie twierdził, że nie potrzebuje pomocy. Śmiechu było, co niemiara. Alexis w kuchni wyglądał zabójczo. Co chwilę coś mu z rąk leciało, kręcił się w kółko i szukał rzeczy, które leżały mu pod ręką.
- Voilà. – powiedział i odstawił miskę z sałatką na bok. Postanowiłam, że też coś zrobię i przeniosę ją na stół w salonie.
- Zaniosę ją. – odpowiedziałam i równocześnie z piłkarzem chwyciłam naczynie. Odwróciłam głowę i spojrzałam na Alexisa, nasze spojrzenia się spotkały. Znowu, po tylu latach mogłam głęboko w nie spojrzeć. Nasze twarze zaczęły się zbliżać. Dzieliły je dosłownie milimetry. Jeszcze chwila a złączylibyśmy się w pocałunku. W ostatniej chwili otrzeźwiałam i odwróciłam głowę. Wzięłam miskę i wyszłam z kuchni. Odłożyłam ją szybko na stole i podeszłam do dużego okna do ziemi, z którego rozciągał się przepiękny widok na oświetloną Barcelonę. Oparłam głowę o szybę i próbowałam zrozumieć, co się przed chwilą wydarzyło. 'To nie tak miało być, nie mogę się znowu w nim zakochać. A może ja nigdy nie przestałam go kochać?' zaklęłam w duchu. Po chwili poczułam dłonie piłkarza na moich biodrach i jego ciepły oddech na szyi, chwycił moje włosy i przegarnął je na jedną stronę. Jego usta zaczęły delikatnie całować moje ramię, a po chwili szyję.
- Alexis.. - wyszeptałam w ramach protestu.
- Powiedz słowo, a przestanę. - odpowiedział pewnie.
Nie odpowiedziałam nic. Odwróciłam się do niego przodem i namiętnie pocałowałam. Niesamowite uczucie. Znowu poczułam ten niepowtarzalny smak jego ust. Tak bardzo pragnęłam znowu poczuć jego bliskość, czułość, namiętność. Alexis błądził dłońmi po moich plecach aż w końcu znalazł guziczki mojej sukienki i zaczął je rozpinać. Wtedy ja chwyciłam za czarną koszulkę Chilijczyka i szybko ją z niego zdjęłam. Spojrzałam na jego wyrzeźbione ciało, było wręcz idealne. Po chwili wszystkie guziki mojego ubrania były już rozpięte i czerwona, koronkowa sukienka wylądowała na ziemi. Piłkarz delikatnie mnie podniósł. W granatowej, koronkowej bieliźnie oplotłam nogami jego biodra i wpiłam się w jego usta. Całowaliśmy się aż zabrakło nam tchu. Wtedy Alexis powiedział:
- Kocham Cię. I nigdy nie daruję sobie tych straconych lat.
- Ja też cię kocham idioto. - słodko się uśmiechnął i znowu mnie pocałował. Trochę na czuja trafiliśmy do jego sypialni...

***

- Jesteś najpiękniejszą kobietą na tej ziemi. Chcę Twoich ust, twojego zapachu, twoich oczu, twojego uśmiechu, głosu. Chcę wspólnych kolacji i namiętnych chwil. Chcę też wspólnych kłótni z których zawsze będziemy wychodzić wzmocnieni. Chcę przeżyć z Tobą całe moje życie.. Chce Ciebie. Każdego dnia. - powiedział kreśląc palcami różne kształty po moim ramieniu i plecach - Było wspaniale. - uśmiechnął się cwaniacko.
- A to jeszcze nie koniec. - powiedziałam i usiadłam na nim. Nasze usta znowu połączyły się w jedność. Sánchez okręcił nas i to teraz ja leżała pod nim. Zaczął całować mnie od pępka w górę. Nagle usłyszeliśmy płacz Miguela.
- Teraz synku... Naprawdę? - powiedziałam rozżalonym głosem i zaczęłam się podnosić z łóżka.
- Zostań. Ja pójdę. - powstrzymał mnie Alexis i krótko pocałował. W oczekiwaniu na jego powrót zasnęłam. Wyczerpana całym dniem i owocną nocą.

-------------------------------
Pół dnia się zastanawiałam czy dodać dzisiaj ten rozdział czy nie, i w końcu uznałam że dodam. Hah, lubię ten rozdział. <3 Mam nadzieję, że wam tez się spodoba. Teraz jestem chora, wiec mam sporo czasu na pisanie. Jak dam radę to możecie liczyć na króciutkie trzy-rozdziałowe świąteczne opowiadanko. Ale to przy następnym poście powiem czy na pewno. 

Ho ho ho, święta coraz bliżej :D

Do następnego,
Ines ;*

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Sé que te fallé.

Tocopilla, lipiec 2014

                Dzień w Tocapilli dobiegał końca, razem z Miguelem oraz siostrą Alexisa siedzieliśmy w ogrodzie. Mały bawił się zabawkami a my popijałyśmy pyszną kawę. Po chwili na tarasie pojawił się ojciec mojego synka. Ubrany w jeansowe krótkie spodenki, białą koszulkę z dekoltem w serek i czarne okulary Ray-Ban. Uśmiechnięty od ucha do ucha podszedł do małego i pocałował go w główkę.
- Pójdziemy się przejść? – spojrzał na mnie i zapytał.
- W sumie możemy iść.
- A ja zostanę z naszym szkrabem i się razem pobawimy. – Lisa podbiegła do Migiego, podniosła i zrobiła ‘samolocik’, mały był przeszczęśliwy.
- Dzięki, jakby co to dzwoń. – odpowiedziałam jej, ale była tak pochłonięta zabawą z moim synkiem, że nic nie odpowiedziała.
Szliśmy uliczkami Tocapilli, Alexis opowiadał o swoi dzieciństwie. Robił to z takim zafascynowanie.
- Tu grałem w piłkę, tu urządzaliśmy imprezy, tu zawsze przychodziliśmy z Lisą w przerwach między lekcjami. – mówił, gdy mijaliśmy kolejne miejsca – A tu przychodziłem zawsze żeby pomyśleć. Tu podejmowałem najważniejsze decyzje, w tym o wyjeździe do Europy. – powiedział, gdy dotarliśmy na wydmy przy plaży. Usiedliśmy na piasku i wpatrywałam się w zachodzące słońce. Widok był przepiękny. Oświetlone góry, błękitny ocean, delikatne obłoczki na niebie. Przez dłuższy czas panowała cisza, gdy nagle Alexis zapytał: 

- Pamiętasz te zachody słońca w Saint-Tropez?
- Ich nie da się zapomnieć.. Wiesz, co w Tobie kochałam? To, że byłeś, kiedy nie było nikogo, że troszczyłeś się o mnie lepiej niż ktokolwiek inny i zawsze wiedziałeś, kiedy potrzebuję wtulić się w Twoje ciało. Byłeś jak schronienie, które daje ciepło i bezpieczną przystań wtedy, kiedy nie ma już nadziei na znalezienie własnego miejsca na ziemi. Potrafiłeś poprawić mi humor, jednym, drobnym uśmiechem, który sprawiał, że hormony szczęścia podnosiły swój poziom prędzej niż po udanym treningu. Gasiłeś pragnienie pocałunkami i karmiłeś słowami pełnymi obietnic i czułych zapewnień. Byłeś inny. Niepowtarzalny, wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Nigdy nie mogłam uwierzyć, że mam Cię przy sobie i wciąż pytałam czy to jawa czy sen. Może to naprawdę był sen? Może sobie tylko Ciebie wymyśliłam? Może byłeś wytworem mojej chorej wyobraźni, która każdego dnia rysowała Twoją twarz przed moimi oczami? Bez Ciebie wszystko stało się inne. Nawet ja, spadłam na dno, od którego nie chciałam odbić się bez Ciebie. Ale pojawił się Miguel i to on pomógł mi się podnieść.
- Przepraszam. – powiedział i spuścił głowę – Bałem się. To miała być wakacyjna przygoda. Urzekło mnie Twoje ciało, Twój uśmiech, Twój zapach. Czułem, że rodzi się z tego coś więcej, że zaczynam się w Tobie zakochiwać. Byłem młody i głupi. Nie wierzyłem w to, że możemy być razem, na dłużej, na zawsze. Wolałem się usunąć, gdy miałem jeszcze tyle odwagi. Byłem typem imprezowicza, który nie wytrzymywał z jedną dziewczyną dłużej niż miesiąc. Ty zaczęłaś mnie zmieniać. Bałem się, że jak wrócę do Udine to powróci ten dawny Alexis. Nie chciałem Cię zdradzić. Nie mógłbym żyć ze świadomością, że ty czekasz na nasze spotkanie w Barcelonie. Wyjazd z Saint-Tropez był najtrudniejszą decyzja w moim życiu. – mówił a łzy zaczęły napływać mi do oczu – To nie tak miało być. Miałaś nie płakać, miałaś być twarda, miałaś nie tęsknić, miałaś już nie śnić, zapomnieć mnie. Miałaś nie płakać, świat poukładać żeby miał sens. Gdy dostałem propozycje transferu do Barcy byłem przeszczęśliwy, zgodziłem się od razu, bo wiedziałem, że ty tam będziesz. Tak blisko, a jednak daleko. Tyle razy chciałem Cię odnaleźć, wziąć ponownie w ramiona, pocałować, powiedzieć jak bardzo tęskniłem i jak bardzo Cię kocham. Ale miałem nadzieję, że jesteś szczęśliwa, że ułożyłaś sobie życie na nowo. Tęskniłem, rozdzierało mnie od środka, żeby zapomnieć znowu zacząłem imprezować, stałem się dupkiem bez uczuć, który codziennie idzie do łóżka z inną panienką. One wszystkie były takie same, leciały tylko na moją kasę i sławę. Żadna nie była taka wyjątkowa jak TY.
- Skończ! Ja już nie chcę tego słuchać. Miałam zapomnieć? Jak? Tak z dnia na dzień wymazać Cię z życia. Tak się nie da. Mimo że znaliśmy się tak krótko stałeś się całym moim światem. Kochałam Cię, byłam gotować zrobić dla Ciebie wszystko. A ty zniknąłeś.. – łkałam a Alexis mocno mnie przytulił. Na początku stałam sztywno, lecz po chwili odwzajemniłam jego uścisk. – Teraz łączy nas już tylko Migi. Nie ma nas i nie będzie. Zabiłeś to, co było między nami.. – spojrzałam na niego, cały ból powrócił - Wracam do domu, mały pewnie zamęczył już Lisę.

***

                Siedziałam przy łóżeczku Migiego i wpatrywałam się jak słodko śpi. Łzy powoli spływały mi po policzku, pierwszy raz od kilku miesięcy żałowałam że spotkałam ponownie Alexisa. Ból z przed pięciu lat powrócił. Wszystko znowu stało się trudne. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, po chwili się otworzyły i zobaczyłam postać siostry piłkarza.
- Mogę wejść? – zapytała.
- Tak. – odpowiedziałam i przetarłam mokre policzki.
- Co mój braciszek znowu nabroił? – powiedziała, siadając obok mnie.
- Nic. – skłamałam.
- Míre, przecież widzę. Na kolacji prawie nic nie zjadałaś i uciekłaś do pokoju od razu jak mogłaś. Co się dzieje?
- Po prostu wróciło do mnie to wszystko z przed lat. Kochałam go, jak nikogo innego. Był dla mnie wszystkim, ufałam mu, byłam w stanie rzucić wszystko i pojechać do niego, do Włoch. A on zniknął, bez słowa. Nie miał odwagi powiedzieć mi że to koniec. Wolał wyjechać, tak o. Przez te pięć lat pojawiło się kilku facetów, ale żaden nie był w stanie mi go zastąpić. Zawsze porównywałam ich do Alexisa, zawsze. Żyłam głupią nadzieją, że będziemy jeszcze razem, szczęśliwi, ale to nie jest możliwe. Nie będę w stanie zaufać mu tak jak kiedyś, na pewno nie teraz.  Zresztą to nie ma sensu. On może mieć każdą, jest przystojny, mądry, ma ogromne poczucie humoru. A ja? Jestem prosta dziewczyną z Katalonii, która miała stwierdzone załamanie nerwowe.
- Nie mów tak. Jesteś wspaniałą, piękną kobietą, silną jak nikt inny. Mój brat postąpił jak ostatni kretyn zostawiając cię, ale ty dałaś radę. Mimo że na moment straciłaś wiarę w siebie, teraz jesteś wspaniałą mamą i przyjaciółką. – przytuliła mnie – I tak, masz racje Alexis może mieć każdą. Jest piłkarzem, jest bogaty i przystojny, ale co mu po panience która leci na jego miliony na koncie. Ty pokochałaś go bez nich i za to jakim jest człowiekiem. On naprawdę Cię kochał, i nadal kocha. Jestem jego siostrą, wiem o tym. Możesz mi wierzyć, albo i nie.
- Lisa, proszę…

- Ja wierzę w to, że zatańczę jeszcze na waszym ślubie. – spojrzałam na nią spode łba – I nie patrz tak na mnie. Jesteście dla siebie stworzeni. A teraz nie myśl już o tym, kładź się spać. Jutro kolejny gorący dzień w Chile na Ciebie czeka. Dobranoc. – pocałowała mnie w policzek i wyszła z pokoju.  Miała rację, było już późno. Wzięłam rozluźniającą kąpiel, przebrałam się w pidżamę i położyłam się spać. Kolejny dzień w Chile dobiegł końca…

-------------------------------
I przybywam z kolejnym rozdziałem. Miał być dopiero w następny weekend, ale dodaję już dzisiaj. Mam nadzieję, że się cieszycie. :) To już ostatni rozdział w Tocopilli, w następnym wracamy do Barcelony i... tego się dowiecie w swoim czasie. Zostały 3 rozdziały i epilog.


Do następnego, 
Ines :* 

sobota, 29 listopada 2014

Nuestra historia de amor? No.

Tocopilla, lipiec 2014

ALEXIS

            Siedziałem w kuchni i popijałem lemoniadę, po chwili weszła moja mama. Kręciła się w kółko i udawała, że czegoś szuka, wyglądała jakby brakowało jej odwagi, aby o coś zapytać. Wzięła szklankę, nalała sobie napoju i usiadła koło mnie. Wypiła pół szklanki i przemówiła.
- Synku?
-Tak mamuś?
- Mire to wspaniała dziewczyna. – uśmiechnęła się.
- Wiem. – pokiwałem głową i na samą myśl o dziewczynie uśmiech pojawił mi się na ustach.
- Nie będę Ci wypominać błędów z przed lat, bo to i tak nic nie zmieni, ale... Mogę Ci się o coś zapytać?
- Pewnie.
- Alexis powiedz mi czy… kochasz ją jeszcze? – zapytała niepewnie. Przez pewien czas nie wiedziałem, co powiedzieć.
- Mamo, Mire jest dla mnie ważna, nawet bardzo, tak samo jak Miguel. Są moimi największymi skarbami, zrobiłbym dla nich wszystko… Mire jest wspaniałą dziewczyną, którą kiedyś skrzywdziłem i to bardzo. Zawiodłem ją i zostawiłem wtedy, kiedy najbardziej mnie potrzebowała, kiedy Miguel był jeszcze bardzo malutki. Chciałbym stworzyć Migiemu prawdziwą rodzinę, z mamą i tatą razem. Ale nie wiem czy Mire będzie chciała nam dać drugą szansę. Ale obiecuje Ci mamuś – chwyciłem ją za rękę i mocno uścisnąłem – że zrobię wszystko żeby pokochała mnie jeszcze raz.

MIRE

            Smacznie spałam, gdy usłyszałam ciche szmery i szepty. Po chwili poczułam jak ktoś wdrapuje się na łóżko i ściąga ze mnie kołdrę.
- Wstawaj mamo, już rano! - krzyknął Miguel. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do niego. Chwyciłam go i zaczęłam gilgać. Mały śmiał się w niebogłosy. Przy drzwiach stał Alexis z drewnianą tacką w ręce.
- Migi zrobił Ci śniadanie.
- Naprawdę? - zapytałam zdziwiona.
- Taak. Tata mi tylko trochę pomógł.
- Ale mam już dużego syna. - powiedziałam, a Miguel zrobił się dumny jak paw. - Co mi przygotowałeś?
- Same pyszności. – odpowiedział, a my z piłkarzem zaczęliśmy się śmiać. Kilkanaście minut później całą trójką siedzieliśmy na łóżku i zajadaliśmy się ciastkami.
- Zabieram Cię na wycieczkę. - powiedział po chwili Alexis.
- A ja zostaje z dziadkami. Suuper! - dodał Miguel.
- Widzę, że to wszystko już zaplanowane.
- Tak. Za pół godziny jedziemy. Najlepiej załóż spodnie i trampki. - powiedział Sánchez wychodząc z sypialni. - Chodź mistrzu, pomożesz mi. – dodał, a mały od razu zaskoczył z łóżka i pobiegł za nim. Tak jak Alexis powiedział tak zrobiłam. Założyłam jeansowe krótkie spodenki, białą bluzeczkę z napisem i po 20 minutach byłam gotowa. Zeszłam na dół, przywitałam się z mamą Alexisa, która przygotowywała lemoniadę.
- Mire kochana. Miałabym prośbę, w październiku przelatujemy na trochę do Hiszpanii i czy moglibyśmy wtedy spotkać się z Miguelem i zabrać go gdzieś. Ja wiem, że on ma wtedy przedszkole i zajęcia, ale…
- Eva, oczywiście, że tak. Miguel bardzo was polubił, będzie przeszczęśliwy jak przyjedziecie. Nie ma żadnego problemu. W końcu jesteście jego dziadkami. - odpowiedziałam z uśmiechem. Eva podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Dziękuję. A teraz idź na podjazd, Alexis już czeka.
- Pa kochanie. - krzyknęłam do Miguela, który razem z dziadkiem bawił się w salonie. - Bądź grzeczny.
Gdy wyszłam przed dom stanęłam jak wryta, na podjeździe stał stary, ale w dobrym stanie motor.
- Ty chyba żartujesz. - powiedziałam.
- Nie. Nie marudź tylko wsiadaj.
- Nawet nie zaczęłam marudzić. - powiedziałam pod nosem i usiadła na motorze. - Powiesz mi gdzie jedziemy?
- Nie. - odpowiedział i usiadł przede mną. - Trzymaj się mocno. - wtedy usłyszałam ryk silnika i wtuliłam się w Alexisa. - Ale nie aż tak. Nie mogę się ruszać. - powiedział ze śmiechem. Rozluźniłam trochę uścisk i piłkarz ruszył.
- Tylko nas nie zabij. - poprosiłam.
- Umiem jeździć, spokojnie. Wrócisz cała i zdrowa.
Po około 15 minutach jazdy przywykłam do jednośladu. Już się aż tak nie bałam. Mogę nawet
powiedzieć, że dobrze się bawiłam. Pojechaliśmy w góry, było tak pięknie. Cudowne widoki na ocean, pustynie. Bajka. Gdy zjechaliśmy w jakąś dolinę droga była prosta po horyzont, a dookoła nic tylko góry. W pewnym momencie tak dobrze się bawiłam, że nawet puściłam się Alexisa i uniosła ręce w górę. Zaczęłam krzyczeć i śmiać się w niebogłosy. Gdy byliśmy w połowie drogi piłkarz zatrzymał się i powiedział, że teraz moja kolej.
- Przecież ja nigdy motoru nie prowadziłam. - zaprotestowałam.
- Dasz radę, tu jest gaz, tu sprzęgło, a tu hamulec. To prawie jak w samochodzie. Tylko powoli. – powiedział, a ja zrobiłam wszystko według instrukcji. Motor ruszył i jechaliśmy.
- Ja jadę! - krzyknęłam. - Skąd masz motor? – zapytałam po jakimś czasie.
- Kiedyś z Jose jeździliśmy po całym Chile. Motory u nas były tańsze niż samochody, w Tocopilli każdy ma motor. I każdy potrafi jeździć. Zatrzymaj się tutaj. - poprosił. - Prosta droga się kończy, teraz ja.

            Po zamianie miejsc jechaliśmy jeszcze około 20 minut. Nagle zatrzymaliśmy się przy małej stacji benzynowej, jedno stanowisko do tankowania i buda z kasą. Obok stała jakaś rozwalająca się drewniana szopa i ławka. Alexis zatrzymał motor i powiedział:
- To co, robimy przerwę?
- Pójdę usiąść na tej ławeczce. – odpowiedziałam i skierowałam swoje kroki ku niej. – Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. Jest ślicznie. – powiedziałam wyrzucając butelkę od Coli do kosza. – Wracamy? – zapytałam i odwróciłam się tyłem do Alexisa. Po chwili poczułam jak łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie. Nasze twarze dzieliły milimetry, a mi wcale to nie przeszkadzało. Piłkarz chwycił moją twarz w dłonie i pocałował. Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, a zdrowy rozsądek poszedł się… Palcami przeczesałam jego krótkie włosy. Sanchez uniósł mnie lekko, a ja oplotłam nogi wokół jego talii. Całowaliśmy się aż zabrakło nam tchu. Chilijczyk musnął jeszcze moje wargi i w tym momencie wróciłam na ziemie w dosłownym oraz przenośnym tego słowa znaczeniu. Położyłam rękę na jego klatce piersiowej i delikatnie odsunęłam, gdy próbował zbliżyć swoje usta do moich.
- Nie mogę. – wyszeptałam nie patrząc mu w oczy. – Nie potrafię, nie chcę każdego dnia budzić się z obawą, że Cię już nie zobaczę, że znikniesz. Nie umiem Ci zaufać. Przepraszam.
- Mire zmieniłem się. Daj nam szansę. – wierzchem palca przesunął po moim policzku. – Już Cię nie zranię, obiecuję. Jesteś zbyt wspaniała i piękna żeby Cię niszczyć. Nigdy, przenigdy nie dopuszczę do tego żebyś jeszcze kiedyś przeze mnie płakała.

- Proszę Cię nie utrudniaj mi tego. Nasza bajka się już skończyła. 

------------------
Doczekałyście się chwili namiętności, hah :* Rozdział zostawiam wam do opinii. Bardzo dziękuję za te 5000 wyświetleń! Jestem w szoku <3 

Do następnego,
Ines :*



sobota, 15 listopada 2014

Tocopilla

Tocopilla, lipiec 2014

            Lot z Rio do Calmy trwał ponad cztery godziny, na parkingu przed lotniskiem czekał na nas podstawiony samochód. Wsiedliśmy do niego i ruszyliśmy do rodzinnego miasteczka Alexisa. Z każdym kilometrem robiłam się coraz bardziej nerwowa, strasznie bałam się spotkania z rodziną Sancheza. Piłkarz prowadził auto, a ja siedziałam z tyłu z Migim. Poprawiałam akurat chustę, którą był przykryty słodko śpiący Miguel, gdy Chilijczyk powiedział:
- Jak ja dawno tu nie byłem. Chile jest zdecydowanie za daleko od Hiszpanii.
- Tak tak..Masz racje. – pobąknęłam.
- Co ty taka niemrawa jesteś? Coś się stało? Źle się czujesz? Mam się zatrzymać? – zapytał.
- Nie no coś ty. – zaprotestowałam – Nic mi nie jest. Trochę zmęczona jestem.
- Zmęczona? Przecież cały lot smacznie spałaś na moim ramieniu. – powiedział ze śmiechem.
- Bardzo śmieszne. To nie Tobie Miguel nie pozwalał spać całą noc. – spojrzałam na niego z ukosa.

Miguelito obudził się kilka minut po drugiej i uznał, że już się wyspał. Skakał po łóżku, opowiadał mi historię o potworze z laguny, który w nocy nie śpi i pływa w oceanie. Później okazało się, że króliczek ‘zachorował’ i musimy go wyleczyć. Po prawie trzech godzinach zabawy usnął wreszcie. Jak o 6.oo zadzwonił mi budzik nie wiedziałam gdzie jest podłoga, a gdzie sufit.

- Trzeba było go do mnie przyprowadzić. – powiedział pewnie.
- No bo ty wymęczony po meczu na pewno z chęcią byś się z nim bawił. – uśmiechnęłam się na myśl o tym – Za ile będziemy?
- Za pół godziny powinniśmy być.

Tak jak Alexis powiedział, 30 minut później dojechaliśmy na miejsce. Przedmieścia Tocopilli mnie przerażały. Wyglądały jak opuszczone miasto, powybijane szyby w oknach, puste sklepy, na ulicy żywego ducha. Gdy wjeżdżaliśmy w głąb miasteczka domki były już kolorowe, miały kwiaty na parapetach i balkonach. W bocznych uliczkach biegały dzieci, grały w piłkę, skakały na skakance. Sanchez w czapce z daszkiem i czarnych okularach przeciwsłonecznych próbował przejechać niezauważony. Tym razem mu się to udało. Kontrasty między jedną dzielnicą a drugą było widać gołym okiem. Po chwili zatrzymaliśmy się pod jednopiętrowym domkiem w kolorze brudnego pomarańczu. Niektóre okna były zasłonięte brązowymi okiennicami. Przy dużych drzwiach z witrażami stały donice z kwiatami. Alexis wyjął z samochodu jeszcze zaspanego Miguela, a ja stałam jak sparaliżowana.
- Mire wszystko okej? – zapytał piłkarz.
- To nie był chyba dobry pomysł. – powiedziałam a Alexis uśmiechnął się pod nosem i podszedł do mnie.
- Zwariowałaś. Chodź, przecież Cię nie zjedzą. – złapał mnie za rękę i pociągnął do drzwi. Zapukał w nie dwa razy, a ja czułam jak serce chce mi wyskoczyć z piersi. Po chwili otworzyła je nam niewysoka kobieta w ciemnych włosach do ramion, ubrana w kolorową bluzkę i oliwkowe spodenki do kolan. Na nogach miała czarne japonki a na szyi złoty łańcuszek. Jej twarz rozświetlał piękny uśmiech.
- Alexis, synku. – powiedziała głośno – Tak się stęskniłam. – przytuliła go bardzo mocno.
- Cześć mamuś. – odpowiedział i pocałował ją w policzek. Weszliśmy do środka.
- Jose! Chodź tutaj, przyjechali już. – krzyknęła kobieta w głąb domu. Po chwili w drzwiach obok matki Alexisa pojawił się jego ojczym. Ubrany w białą koszulę i krótkie spodnie.
- Synu, witaj w domu. – powiedział i podał mu dłoń.
- Chciałem wam przedstawić.. – wziął głęboki oddech – to jest Mire, a to wasz wnuk, Miguel.
- Dzień dobry. – powiedziałam z uśmiechem. – Migi, przywitaj się z dziadkami. – zwróciłam się do synka. On spojrzał na rodziców Sancheza i schował się za swoim tatą. Wszyscy cicho się zaśmialiśmy.
- Bardzo nam miło Cię poznać dziecko. – powiedziała do mnie matka Alexisa.
- Mi też bardzo miło państwa poznać. – odpowiedziałam.
- Jakich państwa.. Proszę mów do nas po imieniu. Eva jestem, a to Jose.
- A ty mistrzu jak masz na imię? – zapytał Jose Miguela.
- Miguel. – odpowiedział nieśmiało.
- Ślicznie. Chodź pokaże Ci, jaki mamy duży basen w ogrodzie. – wyciągnął rękę w stronę mojego synka, który nadal był przyklejony do nogi Alexisa.
- Basen? Super. – uśmiechnął się, podał rękę dziadkowi i poszedł w stronę ogrodu.
- Alexis, pokaż proszę Mire jej pokój. Ja wracam do kuchni, bo chyba pieczeń mi się przypala. Za godzinę obiad. – powiedziała z radością w głosie i poszła do kuchni.

            Piłkarz zaprowadził mnie do pokoju na piętrze, wewnątrz znajdowało się duże łóżko, obok szafeczka, a przy niej mniejsze łóżeczko dla Miguela. Z okien rozciągał się piękny widok na zielony ogród. Włożyłam rzeczy swoje i Migiego do szafy. Uszykowałam ciuszki na popołudnie i poszłam wziąć prysznic po podróży. Założyłam żółte krótkie spodenki i bluzkę tego samego koloru. Na nogi założyłam czarne szpilki. Poprawiłam włosy i makijaż przed lustrem i była gotowa na obiad przygotowany przez Eve.

Posiłek był przepyszny, pieczona pieczeń z ciemnym sosem, sałatka ze świeżych warzyw, a na deser babeczki z bitą śmietaną i owocami. Mmmm niebo w gębie. Miguel bardzo polubił się z Jose i Evą. Jego nieśmiałość trwała naprawdę bardzo krótko. Siedziałam na werandzie w ogrodzie, gdy podbiegł do mnie mój synek. Usadziłam go na swoich kolanach
- Mamusiu, a czy Eva i Jose są moimi dziadkami? – zapytał.
- Tak słoneczko. Są Twoimi dziadkami i rodzicami taty. – odpowiedziałam.
- Ale super! – krzyknął i zaklaskał w rączki. Wtedy na taras weszła mama Alexisa. – Babciu, mogę coś do picia? – zapytał słodko, a w oczach Evy można było dostrzec zły wzruszenia.
- Oczywiście kochanie, chodź wybierzesz coś sobie. – podała mu rączkę i poszli do domu. Uśmiechnęłam się i wzięłam książkę ze stołu. Panowała tu cudowna atmosfera, taka rodzinna. Do tego było ciepło, słońce świeciło, z oddali słychać było szum oceanu. Pomiędzy palmami latały kolorowe papużki, a między kwiatami chodził puszysty kot.
- Dziękuję. – usłyszałam i odwróciłam się. – Dawno nie widziałem jej takiej szczęśliwej.
Późnym wieczorem w domu Sanchezów pojawiła się córka Evy. Dziewczyna weszła do pomieszczenia z czerwoną walizką średniej wielkości. Ubrana była w czarne jeansy i luźną koszulkę. Jej długie, kruczoczarne włosy spięte były w kitkę. Miała tak samo ciemne oczy jak Alexis, które otaczał delikatny makijaż.
- Hej brat. – powiedziała do Alexisa i go przytuliła.
- Hej siostra. Dawno Cię tu nie było.
- Ciebie jeszcze dłużej. – zaśmiała się.
Lisa była młodsza od piłkarza o cztery lata. Właśnie skończyła drugi rok studiów na uniwersytecie w stolicy Chile, Santiago. Do domu rodzinnego miała bliżej niż Alexis, ale mimo to nie bywała w nim często. Dziewczyna przywitała się jeszcze z rodzicami i podeszła do mnie.
- Wreszcie mam szansę Cię poznać, bardzo się cieszę, że przyjechałaś. Lisa. – powiedziała i podała mi rękę.
- Nie Lisa tylko Isabel. – krzyknął Alexis.
- Cicho siedź. – rodzeństwo spojrzał na siebie złowrogo.
- Isabel masz w dowodzie – powiedział i wyjaśnił mi niejasność – Moją siostrzyczkę wujek Max przechrzcił. Wszyscy zdrabniali jej imię i mówili Isa, ale wujek powiedział kiedyś Lisa, no i tak zostało. –dokończył i wszyscy wybuchli śmiechem. Alexis wstał z kanapy i wyszedł do ogrodu. Po chwili wrócił z naszym synem.
- Lisa poznaj Miguela. – uśmiechnął się – Synku, to jest ciocia Lisa, moja siostra.
- Cześć ciociu. Pobawisz się ze mną samochodzikami? – zapytał.
- Jejku. Jest jeszcze słodszy niż na zdjęciach. – pisnęła – Pewnie maluchu, gdzie je masz?
- Nie jestem mały. – oburzył się – Tam są. – wskazał paluszkiem na stół.
Po jakimś czasie wszyscy poszli do swoich pokoi. Zmęczeni długimi podróżami i pełnym wrażeń dniem. Przed snem Migi powiedział jeszcze:
- Mamusiu, babcia i dziadek są super! I ciocia Lisa też. Fajnie tu jest. Kocham Cię. – dał mi buziaka w policzek.

- Ja Ciebie też synku, idź spać. Może jutro pójdziemy na plażę jak będziesz chciał. Przytul króliczka i śpij słodko. 

--------------------
Powiem wam, że coraz mniej rozdziałów do końca. Tylko, albo aż 6.
Lubię ten rozdział jest taki sielankowy. :) Ale zostawiam go wam do opinii.

Buziaczki
Ines ;***