sobota, 15 listopada 2014

Tocopilla

Tocopilla, lipiec 2014

            Lot z Rio do Calmy trwał ponad cztery godziny, na parkingu przed lotniskiem czekał na nas podstawiony samochód. Wsiedliśmy do niego i ruszyliśmy do rodzinnego miasteczka Alexisa. Z każdym kilometrem robiłam się coraz bardziej nerwowa, strasznie bałam się spotkania z rodziną Sancheza. Piłkarz prowadził auto, a ja siedziałam z tyłu z Migim. Poprawiałam akurat chustę, którą był przykryty słodko śpiący Miguel, gdy Chilijczyk powiedział:
- Jak ja dawno tu nie byłem. Chile jest zdecydowanie za daleko od Hiszpanii.
- Tak tak..Masz racje. – pobąknęłam.
- Co ty taka niemrawa jesteś? Coś się stało? Źle się czujesz? Mam się zatrzymać? – zapytał.
- Nie no coś ty. – zaprotestowałam – Nic mi nie jest. Trochę zmęczona jestem.
- Zmęczona? Przecież cały lot smacznie spałaś na moim ramieniu. – powiedział ze śmiechem.
- Bardzo śmieszne. To nie Tobie Miguel nie pozwalał spać całą noc. – spojrzałam na niego z ukosa.

Miguelito obudził się kilka minut po drugiej i uznał, że już się wyspał. Skakał po łóżku, opowiadał mi historię o potworze z laguny, który w nocy nie śpi i pływa w oceanie. Później okazało się, że króliczek ‘zachorował’ i musimy go wyleczyć. Po prawie trzech godzinach zabawy usnął wreszcie. Jak o 6.oo zadzwonił mi budzik nie wiedziałam gdzie jest podłoga, a gdzie sufit.

- Trzeba było go do mnie przyprowadzić. – powiedział pewnie.
- No bo ty wymęczony po meczu na pewno z chęcią byś się z nim bawił. – uśmiechnęłam się na myśl o tym – Za ile będziemy?
- Za pół godziny powinniśmy być.

Tak jak Alexis powiedział, 30 minut później dojechaliśmy na miejsce. Przedmieścia Tocopilli mnie przerażały. Wyglądały jak opuszczone miasto, powybijane szyby w oknach, puste sklepy, na ulicy żywego ducha. Gdy wjeżdżaliśmy w głąb miasteczka domki były już kolorowe, miały kwiaty na parapetach i balkonach. W bocznych uliczkach biegały dzieci, grały w piłkę, skakały na skakance. Sanchez w czapce z daszkiem i czarnych okularach przeciwsłonecznych próbował przejechać niezauważony. Tym razem mu się to udało. Kontrasty między jedną dzielnicą a drugą było widać gołym okiem. Po chwili zatrzymaliśmy się pod jednopiętrowym domkiem w kolorze brudnego pomarańczu. Niektóre okna były zasłonięte brązowymi okiennicami. Przy dużych drzwiach z witrażami stały donice z kwiatami. Alexis wyjął z samochodu jeszcze zaspanego Miguela, a ja stałam jak sparaliżowana.
- Mire wszystko okej? – zapytał piłkarz.
- To nie był chyba dobry pomysł. – powiedziałam a Alexis uśmiechnął się pod nosem i podszedł do mnie.
- Zwariowałaś. Chodź, przecież Cię nie zjedzą. – złapał mnie za rękę i pociągnął do drzwi. Zapukał w nie dwa razy, a ja czułam jak serce chce mi wyskoczyć z piersi. Po chwili otworzyła je nam niewysoka kobieta w ciemnych włosach do ramion, ubrana w kolorową bluzkę i oliwkowe spodenki do kolan. Na nogach miała czarne japonki a na szyi złoty łańcuszek. Jej twarz rozświetlał piękny uśmiech.
- Alexis, synku. – powiedziała głośno – Tak się stęskniłam. – przytuliła go bardzo mocno.
- Cześć mamuś. – odpowiedział i pocałował ją w policzek. Weszliśmy do środka.
- Jose! Chodź tutaj, przyjechali już. – krzyknęła kobieta w głąb domu. Po chwili w drzwiach obok matki Alexisa pojawił się jego ojczym. Ubrany w białą koszulę i krótkie spodnie.
- Synu, witaj w domu. – powiedział i podał mu dłoń.
- Chciałem wam przedstawić.. – wziął głęboki oddech – to jest Mire, a to wasz wnuk, Miguel.
- Dzień dobry. – powiedziałam z uśmiechem. – Migi, przywitaj się z dziadkami. – zwróciłam się do synka. On spojrzał na rodziców Sancheza i schował się za swoim tatą. Wszyscy cicho się zaśmialiśmy.
- Bardzo nam miło Cię poznać dziecko. – powiedziała do mnie matka Alexisa.
- Mi też bardzo miło państwa poznać. – odpowiedziałam.
- Jakich państwa.. Proszę mów do nas po imieniu. Eva jestem, a to Jose.
- A ty mistrzu jak masz na imię? – zapytał Jose Miguela.
- Miguel. – odpowiedział nieśmiało.
- Ślicznie. Chodź pokaże Ci, jaki mamy duży basen w ogrodzie. – wyciągnął rękę w stronę mojego synka, który nadal był przyklejony do nogi Alexisa.
- Basen? Super. – uśmiechnął się, podał rękę dziadkowi i poszedł w stronę ogrodu.
- Alexis, pokaż proszę Mire jej pokój. Ja wracam do kuchni, bo chyba pieczeń mi się przypala. Za godzinę obiad. – powiedziała z radością w głosie i poszła do kuchni.

            Piłkarz zaprowadził mnie do pokoju na piętrze, wewnątrz znajdowało się duże łóżko, obok szafeczka, a przy niej mniejsze łóżeczko dla Miguela. Z okien rozciągał się piękny widok na zielony ogród. Włożyłam rzeczy swoje i Migiego do szafy. Uszykowałam ciuszki na popołudnie i poszłam wziąć prysznic po podróży. Założyłam żółte krótkie spodenki i bluzkę tego samego koloru. Na nogi założyłam czarne szpilki. Poprawiłam włosy i makijaż przed lustrem i była gotowa na obiad przygotowany przez Eve.

Posiłek był przepyszny, pieczona pieczeń z ciemnym sosem, sałatka ze świeżych warzyw, a na deser babeczki z bitą śmietaną i owocami. Mmmm niebo w gębie. Miguel bardzo polubił się z Jose i Evą. Jego nieśmiałość trwała naprawdę bardzo krótko. Siedziałam na werandzie w ogrodzie, gdy podbiegł do mnie mój synek. Usadziłam go na swoich kolanach
- Mamusiu, a czy Eva i Jose są moimi dziadkami? – zapytał.
- Tak słoneczko. Są Twoimi dziadkami i rodzicami taty. – odpowiedziałam.
- Ale super! – krzyknął i zaklaskał w rączki. Wtedy na taras weszła mama Alexisa. – Babciu, mogę coś do picia? – zapytał słodko, a w oczach Evy można było dostrzec zły wzruszenia.
- Oczywiście kochanie, chodź wybierzesz coś sobie. – podała mu rączkę i poszli do domu. Uśmiechnęłam się i wzięłam książkę ze stołu. Panowała tu cudowna atmosfera, taka rodzinna. Do tego było ciepło, słońce świeciło, z oddali słychać było szum oceanu. Pomiędzy palmami latały kolorowe papużki, a między kwiatami chodził puszysty kot.
- Dziękuję. – usłyszałam i odwróciłam się. – Dawno nie widziałem jej takiej szczęśliwej.
Późnym wieczorem w domu Sanchezów pojawiła się córka Evy. Dziewczyna weszła do pomieszczenia z czerwoną walizką średniej wielkości. Ubrana była w czarne jeansy i luźną koszulkę. Jej długie, kruczoczarne włosy spięte były w kitkę. Miała tak samo ciemne oczy jak Alexis, które otaczał delikatny makijaż.
- Hej brat. – powiedziała do Alexisa i go przytuliła.
- Hej siostra. Dawno Cię tu nie było.
- Ciebie jeszcze dłużej. – zaśmiała się.
Lisa była młodsza od piłkarza o cztery lata. Właśnie skończyła drugi rok studiów na uniwersytecie w stolicy Chile, Santiago. Do domu rodzinnego miała bliżej niż Alexis, ale mimo to nie bywała w nim często. Dziewczyna przywitała się jeszcze z rodzicami i podeszła do mnie.
- Wreszcie mam szansę Cię poznać, bardzo się cieszę, że przyjechałaś. Lisa. – powiedziała i podała mi rękę.
- Nie Lisa tylko Isabel. – krzyknął Alexis.
- Cicho siedź. – rodzeństwo spojrzał na siebie złowrogo.
- Isabel masz w dowodzie – powiedział i wyjaśnił mi niejasność – Moją siostrzyczkę wujek Max przechrzcił. Wszyscy zdrabniali jej imię i mówili Isa, ale wujek powiedział kiedyś Lisa, no i tak zostało. –dokończył i wszyscy wybuchli śmiechem. Alexis wstał z kanapy i wyszedł do ogrodu. Po chwili wrócił z naszym synem.
- Lisa poznaj Miguela. – uśmiechnął się – Synku, to jest ciocia Lisa, moja siostra.
- Cześć ciociu. Pobawisz się ze mną samochodzikami? – zapytał.
- Jejku. Jest jeszcze słodszy niż na zdjęciach. – pisnęła – Pewnie maluchu, gdzie je masz?
- Nie jestem mały. – oburzył się – Tam są. – wskazał paluszkiem na stół.
Po jakimś czasie wszyscy poszli do swoich pokoi. Zmęczeni długimi podróżami i pełnym wrażeń dniem. Przed snem Migi powiedział jeszcze:
- Mamusiu, babcia i dziadek są super! I ciocia Lisa też. Fajnie tu jest. Kocham Cię. – dał mi buziaka w policzek.

- Ja Ciebie też synku, idź spać. Może jutro pójdziemy na plażę jak będziesz chciał. Przytul króliczka i śpij słodko. 

--------------------
Powiem wam, że coraz mniej rozdziałów do końca. Tylko, albo aż 6.
Lubię ten rozdział jest taki sielankowy. :) Ale zostawiam go wam do opinii.

Buziaczki
Ines ;***

7 komentarzy:

  1. Kiedy Mire wreszcie zostanie z Sanchim sam na sam??? chcę jakiś wybuch namiętności XDDDD
    Ale rozdział świetny! <3 W sumie to dobrze, że nikt się nie pytał ani Miry ani Alexisa o to, czy są razem.... Chocia mogliby być :D
    Czekam na kolejny! <3 i idę rozpaczać, bo zostało TYLKO sześć rozdziałów :'(

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział genialny jak zwykle, ale brakuje mi tutaj sytuacji namiętności Mire z Alexisem :D
    czekam na następny ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny :* / Vika

    OdpowiedzUsuń
  4. Brak internetu komplikuje życie. BARDZO.
    Ooo, taka sobie sielanka :3
    Miło że rodzice Alexisa tak ciepło przyjęli Mire i Migiego :)
    Ale wciąż czekam na jakieś rozwinięcie wątku Mire&Sanchez :D
    I zapraszam do mnie po pytania do Liebster Award, ponieważ zostałaś przeze mnie nominowana :3 http://the-unrealized-suicide-diary.blogspot.com/?m=1
    Czekam na następny :* ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze nowy rozdział :* http://francescfabregasblog.blogspot.com/?m=1

      Usuń
  5. Świetny rozdział, opisy strasznie mi się podobały, czułam się tak jakbym siedziała tuż obok bohaterów :)
    Szczerze spodziewałam się, że siostra Alexisa nie polubi Mire, a tu niespodzianka :)
    Czekam na następny :) Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń