Tocopilla,
lipiec 2014
Lot z Rio do Calmy trwał ponad
cztery godziny, na parkingu przed lotniskiem czekał na nas podstawiony
samochód. Wsiedliśmy do niego i ruszyliśmy do rodzinnego miasteczka Alexisa. Z
każdym kilometrem robiłam się coraz bardziej nerwowa, strasznie bałam się
spotkania z rodziną Sancheza. Piłkarz prowadził auto, a ja siedziałam z tyłu z
Migim. Poprawiałam akurat chustę, którą był przykryty słodko śpiący Miguel, gdy
Chilijczyk powiedział:
-
Jak ja dawno tu nie byłem. Chile jest zdecydowanie za daleko od Hiszpanii.
-
Tak tak..Masz racje. – pobąknęłam.
-
Co ty taka niemrawa jesteś? Coś się stało? Źle się czujesz? Mam się zatrzymać?
– zapytał.
-
Nie no coś ty. – zaprotestowałam – Nic mi nie jest. Trochę zmęczona jestem.
-
Zmęczona? Przecież cały lot smacznie spałaś na moim ramieniu. – powiedział ze
śmiechem.
-
Bardzo śmieszne. To nie Tobie Miguel nie pozwalał spać całą noc. – spojrzałam
na niego z ukosa.
Miguelito obudził
się kilka minut po drugiej i uznał, że już się wyspał. Skakał po łóżku,
opowiadał mi historię o potworze z laguny, który w nocy nie śpi i pływa w
oceanie. Później okazało się, że króliczek ‘zachorował’ i musimy go wyleczyć.
Po prawie trzech godzinach zabawy usnął wreszcie. Jak o 6.oo zadzwonił mi
budzik nie wiedziałam gdzie jest podłoga, a gdzie sufit.
-
Trzeba było go do mnie przyprowadzić. – powiedział pewnie.
-
No bo ty wymęczony po meczu na pewno z chęcią byś się z nim bawił. –
uśmiechnęłam się na myśl o tym – Za ile będziemy?
-
Za pół godziny powinniśmy być.
Tak
jak Alexis powiedział, 30 minut później dojechaliśmy na miejsce. Przedmieścia
Tocopilli mnie przerażały. Wyglądały jak opuszczone miasto, powybijane szyby w
oknach, puste sklepy, na ulicy żywego ducha. Gdy wjeżdżaliśmy w głąb miasteczka
domki były już kolorowe, miały kwiaty na parapetach i balkonach. W bocznych
uliczkach biegały dzieci, grały w piłkę, skakały na skakance. Sanchez w czapce
z daszkiem i czarnych okularach przeciwsłonecznych próbował przejechać
niezauważony. Tym razem mu się to udało. Kontrasty między jedną dzielnicą a
drugą było widać gołym okiem. Po chwili zatrzymaliśmy się pod jednopiętrowym
domkiem w kolorze brudnego pomarańczu. Niektóre okna były zasłonięte brązowymi
okiennicami. Przy dużych drzwiach z witrażami stały donice z kwiatami. Alexis
wyjął z samochodu jeszcze zaspanego Miguela, a ja stałam jak sparaliżowana.
-
Mire wszystko okej? – zapytał piłkarz.
-
To nie był chyba dobry pomysł. – powiedziałam a Alexis uśmiechnął się pod nosem
i podszedł do mnie.
-
Zwariowałaś. Chodź, przecież Cię nie zjedzą. – złapał mnie za rękę i pociągnął
do drzwi. Zapukał w nie dwa razy, a ja czułam jak serce chce mi wyskoczyć z
piersi. Po chwili otworzyła je nam niewysoka kobieta w ciemnych włosach do
ramion, ubrana w kolorową bluzkę i oliwkowe spodenki do kolan. Na nogach miała
czarne japonki a na szyi złoty łańcuszek. Jej twarz rozświetlał piękny uśmiech.
-
Alexis, synku. – powiedziała głośno – Tak się stęskniłam. – przytuliła go
bardzo mocno.
-
Cześć mamuś. – odpowiedział i pocałował ją w policzek. Weszliśmy do środka.
-
Jose! Chodź tutaj, przyjechali już. – krzyknęła kobieta w głąb domu. Po chwili
w drzwiach obok matki Alexisa pojawił się jego ojczym. Ubrany w białą koszulę i
krótkie spodnie.
-
Synu, witaj w domu. – powiedział i podał mu dłoń.
-
Chciałem wam przedstawić.. – wziął głęboki oddech – to jest Mire, a to wasz
wnuk, Miguel.
-
Dzień dobry. – powiedziałam z uśmiechem. – Migi, przywitaj się z dziadkami. –
zwróciłam się do synka. On spojrzał na rodziców Sancheza i schował się za swoim
tatą. Wszyscy cicho się zaśmialiśmy.
-
Bardzo nam miło Cię poznać dziecko. – powiedziała do mnie matka Alexisa.
-
Mi też bardzo miło państwa poznać. – odpowiedziałam.
-
Jakich państwa.. Proszę mów do nas po imieniu. Eva jestem, a to Jose.
-
A ty mistrzu jak masz na imię? – zapytał Jose Miguela.
-
Miguel. – odpowiedział nieśmiało.
-
Ślicznie. Chodź pokaże Ci, jaki mamy duży basen w ogrodzie. – wyciągnął rękę w
stronę mojego synka, który nadal był przyklejony do nogi Alexisa.
-
Basen? Super. – uśmiechnął się, podał rękę dziadkowi i poszedł w stronę ogrodu.
-
Alexis, pokaż proszę Mire jej pokój. Ja wracam do kuchni, bo chyba pieczeń mi
się przypala. Za godzinę obiad. – powiedziała z radością w głosie i poszła do
kuchni.
Piłkarz zaprowadził mnie do pokoju
na piętrze, wewnątrz znajdowało się duże łóżko, obok szafeczka, a przy niej
mniejsze łóżeczko dla Miguela. Z okien rozciągał się piękny widok na zielony
ogród. Włożyłam rzeczy swoje i Migiego do szafy. Uszykowałam ciuszki na
popołudnie i poszłam wziąć prysznic po podróży. Założyłam żółte krótkie
spodenki i bluzkę tego samego koloru. Na nogi założyłam czarne szpilki.
Poprawiłam włosy i makijaż przed lustrem i była gotowa na obiad przygotowany
przez Eve.
Posiłek
był przepyszny, pieczona pieczeń z ciemnym sosem, sałatka ze świeżych warzyw, a
na deser babeczki z bitą śmietaną i owocami. Mmmm niebo w gębie. Miguel bardzo
polubił się z Jose i Evą. Jego nieśmiałość trwała naprawdę bardzo krótko.
Siedziałam na werandzie w ogrodzie, gdy podbiegł do mnie mój synek. Usadziłam
go na swoich kolanach
-
Mamusiu, a czy Eva i Jose są moimi dziadkami? – zapytał.
-
Tak słoneczko. Są Twoimi dziadkami i rodzicami taty. – odpowiedziałam.
-
Ale super! – krzyknął i zaklaskał w rączki. Wtedy na taras weszła mama Alexisa.
– Babciu, mogę coś do picia? – zapytał słodko, a w oczach Evy można było
dostrzec zły wzruszenia.
-
Oczywiście kochanie, chodź wybierzesz coś sobie. – podała mu rączkę i poszli do
domu. Uśmiechnęłam się i wzięłam książkę ze stołu. Panowała tu cudowna
atmosfera, taka rodzinna. Do tego było ciepło, słońce świeciło, z oddali
słychać było szum oceanu. Pomiędzy palmami latały kolorowe papużki, a między
kwiatami chodził puszysty kot.
-
Dziękuję. – usłyszałam i odwróciłam się. – Dawno nie widziałem jej takiej
szczęśliwej.
Późnym
wieczorem w domu Sanchezów pojawiła się córka Evy. Dziewczyna weszła do
pomieszczenia z czerwoną walizką średniej wielkości. Ubrana była w czarne
jeansy i luźną koszulkę. Jej długie, kruczoczarne włosy spięte były w kitkę.
Miała tak samo ciemne oczy jak Alexis, które otaczał delikatny makijaż.
-
Hej brat. – powiedziała do Alexisa i go przytuliła.
-
Hej siostra. Dawno Cię tu nie było.
-
Ciebie jeszcze dłużej. – zaśmiała się.
Lisa
była młodsza od piłkarza o cztery lata. Właśnie skończyła drugi rok studiów na
uniwersytecie w stolicy Chile, Santiago. Do domu rodzinnego miała bliżej niż
Alexis, ale mimo to nie bywała w nim często. Dziewczyna przywitała się jeszcze
z rodzicami i podeszła do mnie.
-
Wreszcie mam szansę Cię poznać, bardzo się cieszę, że przyjechałaś. Lisa. –
powiedziała i podała mi rękę.
-
Nie Lisa tylko Isabel. – krzyknął Alexis.
-
Cicho siedź. – rodzeństwo spojrzał na siebie złowrogo.
-
Isabel masz w dowodzie – powiedział i wyjaśnił mi niejasność – Moją
siostrzyczkę wujek Max przechrzcił. Wszyscy zdrabniali jej imię i mówili Isa,
ale wujek powiedział kiedyś Lisa, no i tak zostało. –dokończył i wszyscy
wybuchli śmiechem. Alexis wstał z kanapy i wyszedł do ogrodu. Po chwili wrócił
z naszym synem.
-
Lisa poznaj Miguela. – uśmiechnął się – Synku, to jest ciocia Lisa, moja
siostra.
-
Cześć ciociu. Pobawisz się ze mną samochodzikami? – zapytał.
-
Jejku. Jest jeszcze słodszy niż na zdjęciach. – pisnęła – Pewnie maluchu, gdzie
je masz?
-
Nie jestem mały. – oburzył się – Tam są. – wskazał paluszkiem na stół.
Po
jakimś czasie wszyscy poszli do swoich pokoi. Zmęczeni długimi podróżami i
pełnym wrażeń dniem. Przed snem Migi powiedział jeszcze:
-
Mamusiu, babcia i dziadek są super! I ciocia Lisa też. Fajnie tu jest. Kocham
Cię. – dał mi buziaka w policzek.
-
Ja Ciebie też synku, idź spać. Może jutro pójdziemy na plażę jak będziesz
chciał. Przytul króliczka i śpij słodko.
--------------------
Powiem wam, że coraz mniej rozdziałów do końca. Tylko, albo aż 6.
Lubię ten rozdział jest taki sielankowy. :) Ale zostawiam go wam do opinii.
Buziaczki
Ines ;***
Lubię ten rozdział jest taki sielankowy. :) Ale zostawiam go wam do opinii.
Buziaczki
Ines ;***
Super rozdział :D
OdpowiedzUsuńKiedy Mire wreszcie zostanie z Sanchim sam na sam??? chcę jakiś wybuch namiętności XDDDD
OdpowiedzUsuńAle rozdział świetny! <3 W sumie to dobrze, że nikt się nie pytał ani Miry ani Alexisa o to, czy są razem.... Chocia mogliby być :D
Czekam na kolejny! <3 i idę rozpaczać, bo zostało TYLKO sześć rozdziałów :'(
rozdział genialny jak zwykle, ale brakuje mi tutaj sytuacji namiętności Mire z Alexisem :D
OdpowiedzUsuńczekam na następny ♥
świetny :* / Vika
OdpowiedzUsuńBrak internetu komplikuje życie. BARDZO.
OdpowiedzUsuńOoo, taka sobie sielanka :3
Miło że rodzice Alexisa tak ciepło przyjęli Mire i Migiego :)
Ale wciąż czekam na jakieś rozwinięcie wątku Mire&Sanchez :D
I zapraszam do mnie po pytania do Liebster Award, ponieważ zostałaś przeze mnie nominowana :3 http://the-unrealized-suicide-diary.blogspot.com/?m=1
Czekam na następny :* ♥
I jeszcze nowy rozdział :* http://francescfabregasblog.blogspot.com/?m=1
UsuńŚwietny rozdział, opisy strasznie mi się podobały, czułam się tak jakbym siedziała tuż obok bohaterów :)
OdpowiedzUsuńSzczerze spodziewałam się, że siostra Alexisa nie polubi Mire, a tu niespodzianka :)
Czekam na następny :) Buziaki :*