czwartek, 31 lipca 2014

Desesperación

Barcelona, sierpień 2009

            Obudziły mnie promienie słoneczne świecące mi prosto w oczy. Kilka razy pomrugałam i zobaczyłam postać siedzącą na brzegu mojego łóżka. Miałam nadzieję, że to Alexis, lecz po chwili okazało się, że jest to mój braciszek. Był smutny i lekko podenerwowany, a wynikało to z tego, że zacięcie obgryzał skórki od paznokci.
- Siostra, nie wiem, co tu robisz i chyba boję się zapytać. – powiedział gdy zobaczył, że się obudziłam.
- Wróciłam szybciej. – odpowiedziałam krótko bez żadnych emocji. Nie chciałam mu streszczać ostatnich dni mojego życia. Wstałam z łóżka i skierowałam się do kuchni żeby zrobić sobie kawę. Spojrzałam na zegarek, było już dawno po dziesiątej. Rodri od prawie dwóch godzin powinien być w pracy. – A ty nie w robocie?
- Wziąłem wolne. To przez niego wróciłaś prawda? Skrzywdził Cię? – stał w progu kuchni i przyglądał się każdemu mojemu ruchowi. Czułam, że łzy znowu napływają mi do oczu. Ręce zaczęły mi się trząś, odłożyłam kubek na blat i zrobiłam kilka kroków w stronę Rodrigo i mocno go przytuliłam. W palcach zaczęłam ugniatać jego koszulkę, a łzy powoli tworzyły mokrą plamę na popielatym materiale. – Cichutko… Uspokój się i spójrz na mnie. – powoli uniosłam głowę – Nie płacz. – starł łzę z mojego policzka. – Co ten drań ci zrobił? 

- Zostawił mnie… Wyjechał bez słowa.. – powiedziałam łamiącym się głosem. Rodri nic nie odpowiedział tylko mocniej mnie przytulił. – Nie mam już siły rozumiesz? Kocham go, tak bardzo go kocham.. Nie potrafię wyobrazić sobie życia bez niego. Przy nim czułam się bezpiecznie, czułam się najpiękniejsza i najważniejsza. – mówiłam, a łzy spływały po moich policzkach i szyi. – Pieprzone Saint-Tropez, pieprzone Chile, pieprzeni Chilijczycy! – krzyczałam uderzając brata po klatce piersiowej.
- Mire, to co powiem uznasz za największa głupotę. I pewnie powiesz, że nie mam pojęcia co czujesz. Może i masz rację, ale jesteś moją małą siostrzyczką i nie pozwolę Cię skrzywdzić, nikomu. – wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo. – Musisz o nim zapomnieć. Wymaż go ze wszystkich wspomnień. Nie myśl o nim. Zostaw go w Saint-Tropez i wróć do dawnego życia w Barcelonie.
- Rodri, ale ja nie potrafię.
- Potrafisz. To trochę potrwa, ale dasz radę, bo jesteś silna. – uśmiechnął się delikatnie – A teraz to połknij i wypij, uspokoisz się trochę. – podał mi kubek z jakimś napojem i dwie tabletki.

***

Rodrigo się mylił, nie jestem silna, nie potrafię zapomnieć o Alexisie. Może nie chcę? Całe dni siedzę w domu i wpatruję się tępo w ścianę. Najcichszy dźwięk mnie drażni. Braciszek codziennie szprycuje mnie tabletkami uspokajającymi i nasennymi. Każdej nocy budzę się zapłakana z krzykiem. Z domu nie wychodzę, bo po co? Widzę jak Rodriemu brakuje już sił i pomysłów na przywrócenie mnie do życia. Już kilka razy próbował przekonać mnie do wizyty u psychologa, uważa, że tam mi najlepiej pomogą. Stara się być opanowany i nie krzyczeć na mnie, ale pewnego dnia nie dało się już inaczej.

Leżałam w pokoju wpatrzona w sufit, a Rodrigo w kuchni przygotowywał obiad i słuchał radia. Nagle usłyszałam naszą piosenkę, „High” Jamesa Blunt’a. Wpadłam w szał połączony z histerią, zaczęłam krzyczeć. Wbiegłam do kuchni i próbowałam wyłączyć urządzenie. Żaden guziczek nie działał, chwyciłam radio i zrzuciłam je z półki. Gdy leżało na podłodze zaczęłam w nie kopać. Po chwili było już tylko kupą plastiku i kabelków. Z bezsilności położyłam się na podłodze obok niego i zaczęłam płakać.
- Co Ci to biedne radio zrobiło? Mire, ty musisz się leczyć. Ja już nie mam siły na Ciebie. Próbuję Ci pomóc, ale nie potrafię! – krzyczał. Spojrzałam z przerażeniem na niego. – Przepraszam. – wyszeptał. Wstałam i pobiegłam do swojego pokoju, po drodze z hukiem zamykając drzwi.

***

            Kolejny dzień siedziałam na kanapie i wpatrywałam się w pusty kąt. Czułam się nikim. Zostawił mnie samą, bez słowa wyjaśnienia. Została mi po nim jedynie kartka i jedno zdjęcie. Nadal go kocham, wiedziałam, że nastanie moment, w którym będziemy musieli się rozstać. Ja musiałam wrócić do Barcelony, on do Udine. Ale to nie tak miało wyglądać. Cierpiałam, strasznie cierpiałam. Wraz ze zniknięciem Alexisa umarła cząstka mnie. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz się uśmiechałam. Mój dzień był jedną, wielką rutyną. Wstawałam, ubierałam się w stary dres, jadłam śniadanie, siadałam na kanapie, oglądałam telewizje, wieczorem znowu coś jadłam i szłam spać. Nie raz Rodrigo próbował wyciągnąć mnie na miasto, na zakupy, na imprezę. Jednak nie miałam na to siły. Nie byłam gotowa na kontakt ze światem zewnętrznym. Po wielu próbach przekonał mnie żebym poszła do psychologa. Byłam już po dwóch sesjach.  Mam wrażenie, że w ogóle mi nie pomagają, wręcz przeciwnie znowu muszę to wszystko sobie przypominać. Chodzę tam tylko dla Rodriego.
- Mire, musze jechać na chwilę do pracy, później podjadę jeszcze po zakupy. Kupić ci coś? – zapytał.
- Nie, nic nie potrzebuję. – odpowiedziałam wpatrując się w krajobraz za oknem.
- Siostra wróć do nas. Nie zamykaj się w sobie. On nie jest wart tych łez. Chcę znowu zobaczyć moją szczęśliwą, uśmiechniętą, silną Mire, która zniknęłam wraz z wyjazdem do Francji. Zamknij ten rozdział i zacznij następny, bez niego. Spróbujesz? – zapytał przytulając mnie. Potrząsnęłam tylko twierdząco głową.
Rodri wyszedł, a mi po chwili zrobiło się nie dobrze. Pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam. Blada spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Wyciągnęłam z szafki kalendarzyk i usiadłam na brzegu wanny.  Zaczęłam liczyć dni, okres spóźniał mi się ponad dwa tygodnie, do tego jeszcze te mdłości. ‘Przecież ja nie mogę być w ciąży’ pomyślałam.  Schowałam twarz w dłonie i znowu zaczęłam płakać. Byłam przerażona. Postanowiłam udać się do lekarza jeszcze dzisiaj. Doprowadziłam się do porządku. Umalowałam się, ułożyłam włosy. Założyłam jeansowe krótkie spodenki, luźny beżowy top i tego samego koloru sandałki. Na szyi zawiesiłam długi naszyjnik z piórkiem, a na nadgarstku bransoletkę. Na kartce napisałam ‘Będę wieczorem. M.’ i zostawiłam kartkę na stole w kuchni. Wzięłam torebkę, okulary przeciwsłoneczne i wyszłam z domu. Było dzisiaj strasznie gorąco, słońce mocno świeciło, wiatr w ogóle nie wiał. Postanowiłam złapać taksówkę, ponieważ o tej godzinie w metrze będzie straszny tłok. Dojechałam po klinikę, pielęgniarka powiedziała mi, że muszę chwilę poczekać. Usiadłam w poczekali, jednak długo nie musiałam oczekiwać mojej lekarki. Dziesięć minut później byłam już w gabinecie. Doktor González zrobiła mi badanie  
\USG i powiedziała po chwili:
- Gratuluję, jest Pani w ciąży.
- Co? – zapytałam z niedowierzaniem.
- To trzeci tydzień. Proszę spojrzeć tutaj, – pokazała na ekran – ta mała rodzynka to jest Pani maleństwo. – powiedziała z uśmiechem, a mi łza spłynęła po policzku. - Proszę nie płakać. Wszystko będzie dobrze. – starła żel z mojego brzucha i dodała – Widzimy się za trzy tygodnie. Do zobaczenia.
- Dziękuję. Do widzenia.
Przez kolejne godziny błąkałam się uliczkami Barcelony. Miałam rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu, bez Alexisa. To już nigdy nie będzie możliwe, jego cząstka zawsze będzie przy mnie. Moje maleństwo będzie mi zawsze o nim przypominać. Kiedyś marzyłam o wspaniałym mężu i gromadce dzieci, ale to wszystko miało dziać się później. Mam 20 lat, nieskończone studia, i ojcem mojego dziecka jest facet, który zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia. Świetnie. Z rozmazanym makijażem przekręcałam klucz w zamku do mieszkania.
- Jesteś, już się martwiłem. Kolacja prawie gotowa. – zawołał Rodrigo. Stanęłam w progu kuchni i spojrzałam smutno na mojego brata. Ten odwrócił się, gdy tylko mnie zobaczył rzucił krojenie papryki i podszedł do mnie. – Co się stało? Gdzie byłaś? – na te słowa znowu wybuchłam płaczem i przytuliłam się do Rodriego.
- Nigdy o nim nie zapomnę. Nigdy nie zamknę tego rozdziału. Nie teraz, gdy… - umilkłam.
- Mire spójrz na mnie. – poprosił i podniósł mój podbródek.
- Jestem w ciąży. – wyszeptałam. Rodrigo nic nie odpowiedział tylko mnie mocno przytulił. – Będziesz wujkiem.
- Spokojnie. Damy sobie radę. Pomogę Ci. Nie możesz się teraz denerwować, słyszysz?
Wiele razy myślałam, że jest już dobrze, że daję sobie radę z tą całą sytuacją, ale tak nie jest. Chciałabym przestać go kochać, ale nie potrafię. Tęsknie za nim, za jego uśmiechem, za jego zapachem, za jego żartami i niespodziankami, ale nienawidzę go za to, że mnie zostawił, że jestem teraz sama, że mój mały skarb będzie się wychowywał bez ojca.

***


       Dokładnie dziewięć miesięcy później, 8 kwietnia 2010 roku na świat przyszedł Miguel Sánchez Briseño.  Był przecudowny, najpiękniejszy, MÓJ. Był moim małym skarbem, wokół którego kręcił się teraz cały mój świat. Im robił się starszy tym stawał się coraz bardziej podobny do Alexisa. Migi miał jego oczy, tak samo ciemne i hipnotyzujące. Wychowywałam go sama z wielką pomocą Rodrigo. Wiem, że bez niego nie dałabym sobie rady. 

------------------------

Wróciłam i jutro znowu wyjeżdżam, masakra. Człowiek nie ma czasu nic zrobić w związku z blogiem. :/ Napisanych rozdziałów do przodu mi ubywa a ja czasu na pisanie nowych nie mam. :< Mam nadzieję, że jak wrócę za dwa tygodnie to będzie tego czasu aż za dużo. Ale wracając to rozdziału... No i mamy buuum. Mire w ciąży. ;) Dzisiejszy rozdział jest ostatnim rozdziałem który dzieje się w przeszłości. Następny będzie już normalnie w 2014 roku. Bardzo dziękuję za przepiękne komentarze. <3 Jesteście kochane. Kolejny rozdział za dwa tygodnie, chyba że uda mi się jakoś dodać na obozie. Wasze blogi postaram się nadrobić w najbliższym czasie, obiecuje. 


Marcuś, na żywo jesteś jeszcze przystojniejszy niż na zdjęciach i w telewizji. Dziękuję ;*

Do następnego,
Ines ;*

środa, 23 lipca 2014

Pedir disculpas A.

Saint-Tropez,  lipiec 2009

            Była noc, leżeliśmy z Alexisem na plaży. Morze szumiało, gwiazdy i księżyc jasno świeciły. Mimo ciepłej nocy miałam gęsią skórkę. Pewnie, dlatego że miałam na sobie tylko krótką bluzkę z koronki i długa, plisowaną, seledynową spódnice do kostek. Na szczęście siedziałam wtulona w Alexisa, który próbował mnie rozgrzać.
- O czym tak myślisz? – zapytał po chwili.
- Za trzy dni mamy samolot, ty do Udine, ja do Barcelony. Nie chcę się z tobą rozstawać. – powiedziałam spoglądając na niego.
- Ja też nie chce. – odpowiedział, przegarnął moje włosy i zapytał - Widzisz ten księżyc? – wskazał na naturalną satelitę Ziemi, a ja pokiwałam twierdząco głową. – Gdziekolwiek jesteśmy zawsze patrzymy na ten sam księżyc, więc za każdym razem jak na niego spojrzysz pomyśl, że ja siedzę po jego drugiej stronie i też na niego patrzę. – spojrzałam na niego i delikatnie go pocałowałam. – Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mnie ostatnio spotkała. Jesteś najwspanialsza, najpiękniejsza, po prostu najlepsza, Moja. Kocham Cię.
- Ja też Cię kocham. – odpowiedziałam patrząc mu w oczy. Czułam, że łzy szczęścia napływają mi do oczu. Znałam go niecałe dwa tygodnie, a nie widziałam poza nim świata. Był moim ideałem, z którym za kilka dni miałam się rozstać. Nie wiem jak to przeżyję.
- Nie płacz. – uśmiechnął się i namiętnie mnie pocałował. – Kiedyś zamieszkamy razem. Będziemy żyć obok siebie. Każdego dnia będziemy zakochiwać się w sobie na nowo. Będziemy coraz lepiej się poznawać. Będziemy się kochać, czasem nie lubić, kłócić i godzić. Będziemy budzić się obok siebie każdego ranka, ciesząc się swoją obecnością. Będziemy ze sobą w najtrudniejszych chwilach, wspierając się nawzajem. Będziemy płakać i śmiać się, a kiedy będzie trzeba milczeć. Nieważne, co będziemy robić. Ważne, że razem.
- To łzy szczęścia, że Cię mam. Kocham Cię. – przytuliłam się mocno do niego, oparłam głowę o jego klatkę piersiową i wsłuchiwałam się w dźwięk jego bijącego serca.

                Leżeliśmy w łóżku przykryci tylko cienkim prześcieradłem, z głową opartą na jego klatce piersiowej wsłuchiwałam się w jego szybko bijące serce. Alexis obejmował mnie ramieniem i oplątywał sobie moje włosy wokół palców.
- Będę za Tobą strasznie tęsknić. Pamiętaj, że bardzo Cię kocham. – powiedział szeptem.
- To brzmi jak pożegnanie. – delikatnie się podniosłam i spojrzałam na niego.
- Ciii. Śpij już. – pocałował mnie w czoło.
- Kocham Cię. – odpowiedziałam i wtulona w piłkarza zamknęłam oczy.

                Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez okno do mojego pokoju. Pomrugałam kilka razy i otworzyłam oczy. Spojrzałam na poduszkę obok, była pusta. Ze zdziwieniem podniosłam się na łokciach i rozejrzałam po pokoju.
- Alexis? – zawołałam. Odpowiedziała mi głucha cisza. Postanowiłam sprawdzić w łazience, wstałam z łóżka i zajrzałam do sąsiedniego pokoju. Niestety tam również nie było piłkarza. – Alexis? – powtórzyłam wołanie. Nigdzie nie było jego rzeczy. Przez chwilę zastanawiałam się gdzie może być Chilijczyk. Pomyślałam, że może chciał mi zrobić niespodziankę i poszedł po śniadanie dla nas. Usiadłam na brzegu łóżka i głęboko westchnęłam. Wzięłam do ręki telefon i wykonałam połączenie do Sáncheza, niestety włączyła się sekretarka. Spojrzałam na szafkę nocną, zobaczyłam opartą o lampkę nocną kartkę złożona na pół. Wzięłam ją do ręki i rozłożyłam. W środku znajdowało się tylko krótkie „Przepraszam. A.”.

Do oczu momentalnie napłynęły mi łzy. W kółko czytałam to jedno zdanie. To niemożliwe. On nie mógłby tego zrobić. Powtórnie wykręciłam numer Alexisa, znowu bezskutecznie. Odezwała się poczta głosowa, ‘Tu Alexis, nie mogę teraz odebrać telefonu zostaw wiadomość.’ Postanowiłam się nagrać
- Alexis proszę Cię odbierz. Gdzie jesteś? Nie rób mi tego, nie zostawiaj mnie. Tak bardzo Cię kocham. – wybuchałam płaczem – Proszę Cię, odbierz ten cholerny telefon. – rozłączyłam się i szybko zaczęłam się ubierać. Założyłam jeansowe krótkie spodenki i białą koszulkę na naramkach. Pomyślałam, że Alexis może być jeszcze w swoim hotelu. Cała zapłakana, z rozmazanym wczorajszym makijażem i nieuczesanymi włosami biegłam uliczkami Saint-Tropez. Zmęczona wbiegłam do holu sporego budynku. W recepcji za ladą siedziała drobna blondynka z włosami do ramion. Ubrana była w firmowy uniform, na wysokości piersi przyczepiona była plakietka z imieniem Léonie. Przetarłam łzy i zapytałam:
- Czy Alexis Sánchez z pokoju 231 jest u siebie?
- Przepraszam, ale nie mogę udzielać takich informacji. – odpowiedziała spokojnie.
- Do jasnej cholery proszę odpowiedzieć tylko tak lub nie. Muszę to wiedzieć. – krzyczałam cała się trzęsąc. Dziewczyna smutno na mnie spojrzała i zaczęła coś sprawdzać w komputerze.
- Przykro mi. Pan Sánchez wymeldował się dwie godziny temu.
- Dziękuję. – rzuciłam i wyszłam z hotelu. Uderzyła mnie fala gorąca, łzy znowu napłynęły mi do oczu. Zostawił mnie, zniknął bez słowa wyjaśnienia, przecież mówił, że mnie kocha. Tak naprawdę byłam tylko jego zabawką.
Bez celu błąkałam się uliczkami Saint-Tropez. Nie miałam już siły płakać, stanęłam w cieniu przy ścianie jednej z kamienic. Z bezsilności osunęłam się przy niej i wzięłam telefon do ręki. Po raz kolejny próbowałam się dodzwonić do Chilijczyka. Znowu nikt nie odbierał, odezwała się sekretarka
- Alexis proszę, odbierz. Powiedz mi, że dostałeś jakiś ważny telefon z klubu i musiałeś wracać. Proszę, powiedz, że mnie nie zostawiłeś… - powiedziałam łamiącym się głosem.

                Późnym popołudniem wróciłam do swojego hotelu, nie mogłam dłużej wytrzymać w tym miejscu. Wszystko, każdy kąt, każda uliczka przypominała mi o Alexisie. O jego uśmiechu, oczach, czarującym głosie. O moim Chilijczyku, dla którego straciłam głowę. Wzięłam laptopa na kolana i sprawdziłam rozkład lotów. Jeszcze tego samego wieczora, za kilka godzin miał odlatywać samolot do Barcelony. Szybko zarezerwowałam bilet i zaczęłam się pakować. Nic już mnie tutaj nie trzymało. Wkładając rzeczy do torby wspomnienia wracały. Wszystkie czule słówka, wszystkie pocałunki, wszystkie noce i dni, teraz nic mi po nim nie zostało, oprócz głupiej kartki z napisem „Przepraszam”. Chwyciłam do ręki książkę i nagle wyleciało z niej zdjęcie. Jedyne nasze wspólne zdjęcie, jakie miałam. Zrobiliśmy je sobie w budce fotograficznej w Cannes. Jedna, wąska tekturka, na której znajdowały się trzy mniejsze zdjęcia naszej roześmianej pary. Na pierwszym dawałam mu całusa w policzek, na drugim się całowaliśmy, a na ostatnim robiliśmy śmieszne miny. Schowałam zakładkę do książki i z bezsilności wrzuciłam ją to walizki. Opadałam na łóżko i głośno zaczęłam płakać. Cały czas zadawałam sobie to samo pytanie, dlaczego? Dlaczego mi to zrobił? Dlaczego mówił, że mnie kocha? Wtedy przypomniały mi się słowa mojej babci „Nic nie trwa wiecznie.”, miała rację. To były najpiękniejsze dziesięć dni mojego życia.
Zapięłam walizkę, doprowadziłam się do znośnego stanu. Mimo późnej pory założyłam okulary przeciwsłoneczne żeby nikt nie zauważył moich czerwonych i podpuchniętych oczu, i wyszłam z pokoju, w którym przeżyłam wiele wspaniałych chwil.

***

Jechałam czarno-żółta taksówką do domu. Był środek nocy. Mimo wszystko na ulicach Barcelony panował spory ruch. W sumie nie mogłam się dziwić, była noc z piątku na sobotę. Wszyscy jeżdżą albo wracają z imprez. Rodrigo się chyba mocno zdziwi, gdy zobaczy mnie w progu dwa dni wcześniej. Samochód podjechał pod moją kamienicę, w oknach naszego mieszkania nie paliło się żadne światło. Oznaczało to, że Rodri jest na mieście. Ucieszyłam się, bo nie wyobrażałam teraz sobie tłumaczenia mu wszystkiego.
Rzuciłam w kąt swoją walizkę, założyłam na siebie bluzę mojego braciszka i położyłam się do łóżka. Cały czas nie docierał do mnie fakt, że Alexis mnie zostawił. Miałam nadzieję, że jutro się obudzę, a to wszystko okaże się tylko złym snem. Tak bardzo chciałabym zobaczyć go jutro leżącego obok mnie. Uśmiechniętego od ucha do ucha, budzącego mnie słodkimi pocałunkami i mówiącego „Dzień dobry kochanie”. Ten dzień zapoczątkował zmianę mojego życia o 180 stopni. Zniknięcie Chilijczyka stopniowo, każdego mnie ciągnęło mnie na dół.


 ----------------

Witajcie. Kolejny rozdział specjalnie dla was. Tak jak wszystkie przewidziałyście koniec już tej sielanki. Alexis zniknął. Hue hue ;) Zostawiam wam do oceny zrozpaczoną Mire i uciekającego Alexisa. Nie będę się rozpisywać, bo taksówka zaraz przyjedzie. I fruuu do najpiękniejszego miasta na świecie.  Barcelono przybywam! <3



Do następnego,
Ines ;*

niedziela, 13 lipca 2014

Cannes

Saint-Tropez, lipiec 2009

Obudził mnie dotyk opuszków palców na moim ramieniu. Pomrugałam kilka razy i otworzyłam oczy, na poduszce obok leżał owinięty prześcieradłem Alexis, który gdy tylko zauważył, że nie śpię powiedział:
- Dzień dobry. - pochylił się i delikatnie mnie pocałował  - Jak się spało?
- Dzień dobry, a bardzo dobrze. - uśmiechnęłam się - Śniadanko, a później plaża? - zapytałam.
- Jak najbardziej, tylko będziemy musieli zahaczyć jeszcze o mój hotel. - odpowiedział.
Tak zaczynaliśmy prawie każdy nasz dzień. Z dnia na dzień poznawaliśmy siebie, swoje pasje, słabe punkty i dziwne zachcianki. Czas do południa spędzaliśmy na plaży, a popołudnia na zwiedzaniu okolicy, romantycznych spacerach, kolacjach. Wszystko to kończyło się później wspólną nocą.

***

Szykowałam się właśnie na kolację, założyłam krótką, dopasowaną, czarną sukienkę, którą kilka dni temu kupił mi Alexis. Włosy mocno skręciłam, zrobiłam makijaż, pomalowałam paznokcie. Na nogi założyłam czerwone szpilki, do ręki wzięłam małą torebkę kopertówkę i wyszłam z hotelu. Przed wejściem czekał na mnie Chilijczyk, ubrany w czarne spodnie i biała koszulę z podciągniętymi rękawami i niezapiętym guziczkiem przy kołnierzyku.
- Hej piękna. - powiedział z uśmiechem, chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Hej przystojniaku. - odpowiedziałam, a ten wpił się w moje usta.
- Wyglądasz nieziemsko w tej sukience - powiedział - Chociaż bez niej jeszcze lepiej. - wyszeptał mi do ucha, a ja wybuchłam śmiechem.
Kolację zjedliśmy w naszej ulubionej restauracji w porcie. Serwowali tam najlepsze owoce morza w całym Saint-Tropez. Szliśmy wąskimi uliczkami miasteczka, gdy w pewnym momencie podszedł do nas starszy mężczyzna z koszem pełnym czerwonych róż i zapytał Alexisa:
- Kupi Pan różyczkę dla pięknej Pani? - piłkarz spojrzał na mnie, uśmiechnął się i odpowiedział:
- Ile Pan ich tam ma? 
- No z 30 będzie.
- Wszystkie poproszę. - mężczyzna z niedowierzaniem spojrzał na Sáncheza - 250 euro będzie w porządku?
- Alexis nie wygłupiaj się. - wtrąciłam się. Chilijczyk nie posłuchał mnie, wyjął z portfela gotówkę i dał ją Francuzowi. Po chwili z uśmiechem od ucha do ucha podał mi wielki bukiet róż. 
- Zwariowałeś. - skomentowałam i pocałowałam go w policzek.
- Dla Ciebie wszystko kochanie.

***

Siedziałam na brzegu łóżka, w koszuli Alexisa, która zakrywała moją czarną, koronkową bieliznę i notowałam coś w notesie. Obok mnie cichutko pochrapywał śpiący piłkarz. Wyglądał tak słodko, gdy spał. W pewnym momencie zobaczyłam, że zaczyna się budzić, nachyliłam się i pocałowałam go w usta.
- Dzień dobry. – wyszeptałam, Alexis zamruczał i zaspanym głosem powiedział
- Dzień dobry piękna. Wyspana?
- No powiedzmy. – powiedziałam ze śmiechem – Co dzisiaj robimy?
- Pomyślałem, że pojedziemy do Cannes. Wynajmiemy kabriolet, polansujemy się. Będziesz moją własną gwiazdą filmową. – mówił bawiąc się moimi włosami.
- A ty będziesz się bawił w szofera i paparazzi? – zapytałam, a piłkarz potwierdził. – Podoba mi się ten pomysł.
- Ale zanim pojedziemy muszę się jeszcze Tobą nacieszyć. – powiedział i zaczął całować mnie najpierw w usta, później po szyi, dekolcie. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Chciałam wstać żeby odebrać, ale Alexis mi nie pozwalał.
- Muszę odebrać, poczekaj chwilę. – Chilijczyk z niezadowoleniem puścił mnie. Sięgnęłam telefon z szafki nocnej. Na wyświetlaczu zobaczyłam zdjęcie Rodrigo.

  •   No cześć braciszku. – powiedziałam.
  •   Już myślałem, że nie odbierzesz. Nie przeszkadzam? – zapytał.
  •   Nie nie.
  •   Co słychać u mojej ukochanej siostrzyczki?
  •   Wszystko w porządku. Nie dawno wstałam. – powiedziałam ze śmiechem, bo Alexis zaczął mnie łaskotać.
  •   Co będziesz dzisiaj robiła? Znowu na plaże idziesz? – zapytał. Jak zwykle musiał wiedzieć, co, gdzie, jak i z kim robię. Nadopiekuńczy był od zawsze.
  •   No za chwilę… Alexis głupku, zostaw mnie! – krzyknęłam do piłkarza, który nie pozwalał mi w spokoju porozmawiać – Za chwilę jedziemy do Cannes.
  •    To fajnie, ale chyba jednak przeszkadzam. Zadzwoń jak będziesz mogła. No i pozdrów go ode mnie. Kocham cię siostrzyczko, buziaki. – powiedział i rozłączył się.

Odłożyłam telefon na szafkę, spojrzałam na Alexisa i wybuchłam śmiechem.
- Ty to jednak jesteś nienormalny. – uderzyłam go poduszką.
- Tak chcesz się bawić? – ze śmiechem zaczął okładać mnie poduszką. I tak rozpętała się mała wojna. Po chwili w całym pokoju leżały białe piórka.
- Zapłacisz za te poduszki. – powiedziałam z uśmiechem opadając na łóżko.
- Dobrze. A dostanę buziaka? – nachylił się nade mną.
- Nie. – odpowiedziałam pewnie, a Chilijczyk zrobił smutną minkę. – Rodrigo Cię pozdrawia. Idę się wyszykować. – chciałam wyjść z łóżka, ale Alexis złapał mnie w pasie.
- Nigdzie Cię nie puszczę. No chyba, że dostanę słodkiego buziaka. – spojrzałam na niego i złożyłam krótki pocałunek na jego ustach. Gdy wstałam, piłkarz klepnął mnie jeszcze w tyłek. – Cudowny jest! – powiedział  z szerokim uśmiechem.
- Głupi jesteś. – pokręciłam głową i otworzyłam drzwi łazienki.
- I tak mnie kochasz! – krzyknął. Miał racje, zakochałam się w tym idiocie jak głupia.

***

Ubrałam się w krótkie spodenki koloru złotego, na górę założyłam cienką białą koszule z 3/4 rękawem, na nogi czarne sandałki na delikatnym obcasie. Do małej czarnej torebki włożyłam telefon, portfel i okulary przeciwsłoneczne. Gotowa do wyjścia wyszłam przed hotel gdzie w srebrnym kabriolecie porsche siedział uśmiechnięty od ucha do ucha Alexis. Jedną ręką trzymał kierownicę, drugą zgiętą opierał o drzwi samochodu. Gdy mnie zobaczył wyszedł z samochodu, podszedł do mnie i pocałował.
- Zdążyłem się stęsknić. - powiedział zalotnym głosem - Mam coś dla ciebie. - sięgnął na tylne siedzenie i wyciągnął duży, czarny kapelusz. Uśmiechnął się i założył mi go na głowę. - Teraz wyglądasz jak prawdziwa gwiazda filmowa. Zapraszam. - otworzył drzwi pasażera i pomógł mi wsiąść.
Podczas drogi bawiliśmy się świetnie: wiatr we włosach, uciekający kapelusz, śpiewanie głośno piosenek. Godzinna podróż minęła nam w mgnieniu oka. W Cannes chodziliśmy po deptaku, jedliśmy lody, weszliśmy też na plażę gdzie usieliśmy na gorącym piasku. Po południu udaliśmy się na czerwony dywanie i aleje sław. Tam przykładaliśmy nasze ręce do odcisków gwiazd. Alexis cały czas chodził z moja lustrzanką i robił mi zdjęcia. Ciągle powtarzał „Spójrz tutaj, uśmiechnij się, zrób słodką minkę, śpij mi buziaka, a teraz zapozuj najlepiej jak potrafisz”. Wtedy byłam już pewna, że wybór bycia po tej drugiej stronie obiektywu jest dużo lepszy. Później piłkarz wyjął swojego iphona i zrobiliśmy sobie kilka selfie. Po południu poszliśmy do restauracji w porcie gdzie zjedliśmy pyszną włoską pizze i wypiliśmy zmrożone lemoniady. Gdy wracaliśmy do samochodu na promenadzie stała budka do robienia zdjęć. Jak byłam mała zawsze chodziłam do takich z rodzicami i Rodrim. Świetna zabawa.
- Patrz, budka! Chodź zrobimy sobie zdjęcia. – powiedziałam uradowana.
- Nie masz już na dziś za dużo zdjęć? – odpowiedział ze śmiechem.
- Ale nie mamy razem takich ładnych, no proszę.
- Wiesz, że nie potrafię Ci odmówić. – odparł i pocałował mnie.
Zrobiliśmy dwie wersje zdjęć, jedna tekturka dla mnie, druga dla Alexisa. Była to chyba najlepsza pamiątka z Cannes i z całego wyjazdu do Francji. Późnym wieczorem wsiedliśmy do samochodu i wróciliśmy do Saint-Tropez.

***


Kolejne dni mijały w zabójczym tempie, z dnia na dzień zakochiwałam się w Alexisie na nowo i coraz mocniej. Ale te dni niestety zbliżały nas do rozstania, którego żadne z nas nie chciało. 

--------------------------
 Przybywam z kolejnym rozdziałem, kiedyś byłam z niego bardziej zadowolona, ale chyba nie jest aż tak źle. ;) Nawet nie wiecie jak się cieszę, że jest tyle komentarzy. Dziękuję ;*
Dzisiaj finał mundialu, będę za nim tęsknić. :c Przyzwyczaiłam się do tylu meczy w ciągu tygodnia. Dzisiaj jestem całym sercem za Leosiem, za Argentyną. <3 #VamosArgentina! 

Nadal nie mogę się pogodzić z tym, że moja Mysza odeszła. :< Londyn najpierw zabrał mi Cesca, teraz Alexisa. Chyba sprowadzam jakieś złe fatum, o kim napisze bloga ten odchodzi. Chyba skończę pisać, bo jeszcze wszyscy nam odejdą i co będzie? :/

Adiós mi amor! <3 
Będę strasznie tęsknić za jego uśmiechem, ale chyba najbardziej za tymi podwiniętymi nogawkami spodenek. :P
Dziękuję, że byłeś taką wspaniałą inspiracją do bloga. 
Te quiero Alexis. ;*