niedziela, 26 października 2014

Brasil.

Barcelona, czerwiec 2014

                Było piękne, słoneczne popołudnie. Ubrana w białe spodnie z kwiatowym motywem, białą koszulkę i tego samego koloru żakiet oraz czerwone szpilki siedziałam z Alexisem na ławce w parku. Przyglądaliśmy się jak nasz synek bawi się w piaskownicy z innymi dziećmi. Zatrzymaliśmy się na chwilę żeby mały poprzebywał jeszcze trochę na świeżym powietrzu.
- Za trzy dni wyjeżdżam na zgrupowanie, a później na mundial. Będę za wami tęsknić. – powiedział patrząc na Migiego – Tak sobie pomyślałem, że może po powrocie zabiorę małego na jakieś krótkie wakacje do Portugali albo Włoch?
- Dobrze. Myślę, że to dobry pomysł. Miguel na pewno się stęskni. – uśmiechnęłam się do niego.
- Dziękuję.

***

                Od wyjazdu Alexisa minęły już prawie dwa tygodnie. Mały bardzo za nim tęskni, ogląda wszystkie wiadomości sportowe. Gdy tylko zobaczy piłkarza na ekranie krzyczy „Tata, tata!”. To jest aż niemożliwe, że w tak krótkim czasie małe dzieci potrafią się tak przywiązać. Dzisiejszej nocy Chile grało mecz z Holandią. Zwycięstwo w tym meczu decydowało o wyjściu z grupy dla którejś z tych drużyn. Mecz skończył się w środku nocy, Rodri i Migi dawno już spali. Usiadłam na łóżku i wzięłam z szafki laptopa. Otworzyłam go i zobaczyłam na, skype że Alexis jest dostępny. Po chwili usłyszałam dźwięk połączenia, dzwonił piłkarz. Odebrałam i na małym ekranie zobaczyła Chilijczyka.
- Hej. – powiedziałam i się delikatnie uśmiechnęłam.
- Cześć. – odpowiedział smutno.
- Jak się czujesz? – było po nim widać, że nie jest w wyśmienitym humorze.
- Jestem na siebie cholernie zły. Uderzyłem w słupek, gdyby nie to, to byśmy wygrali i wyszli z grupy. – powiedział zrezygnowany.
- Widziałam. Przykro mi.
- Oglądałaś? – zapytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową – Migi już śpi?
- Alexis, jest prawie trzecia w nocy.. – powiedziałam z uśmiechem.
- No tak. Macie inny czas. Zapomniałem. – zaśmiał się – Tęsknię za wami.
- Miguel też za Tobą bardzo tęskni.
- A ty? – zapytał drapiąc się po głowie. Zatkało mnie, nie wiedziałam, co powiedzieć, więc szybko zmieniłam temat.
- Jeszcze jeden mecz gracie z Hiszpanią. Wtedy strzelisz.
- Pokonać Casillasa nie jest tak łatwo. – zaśmiał się - Míre, może przylecisz z małym na te kilka dni do Brazylii? A potem polecielibyśmy do Chile? Chciałbym żeby rodzice poznali Ciebie i Miguela. Co ty na to? – zapytał z nadzieją w głosie.
- No nie wiem. Zaskoczyłeś mnie.
- Wiem, ale zgódź się. Załatwię wam bilety na samolot, zarezerwuje nocleg w hotelu gdzie są wszystkie dziewczyny. Míre, zrób to dla mnie. Proszę.
- To kiedy mamy samolot? – zapytałam z uśmiechem.
- Zgadzasz się? – zapytał z niedowierzaniem – Jesteś wspaniała. Ja to wszystko teraz ogarnę i zadzwonię jeszcze jutro przed treningiem i Ci wszystko powiem. A teraz idź spać, bo nie zdążysz się położyć, a nasz syn już wstanie. Dobranoc.
- Dobranoc. – uśmiechnęłam się i zamknęłam laptopa.

***

Rio de Janeiro, lipiec 2014

                Tak jak Alexis obiecał, zadzwonił następnego dnia rano. Przekazał mi wszystkie informacje i tym sposobem właśnie siedzimy z Migim w samolocie do Rio de Janeiro. Nasz lot powoli dobiegał końca. Mój mały skarbek przytulony do swojego króliczka smacznie spał na fotelu obok. Siedziałam oparta o szybę i przyglądałam się chmurą pod nami. Zastanawiałam się w sumie, co ja robię w tym samolocie. Miałam sprzeczne myśli. Z jednej strony cieszyłam się na spotkaniem z Anną i innymi dziewczynami, Miguel spotka się z ojcem, pobawi ze swoją małą przyjaciółką Valerią, jednak z drugiej strony znowu nie wiem, w jakim charakterze tam będę. Gazety znowu będą pisać o moim związku z Chilijczykiem. Plotki, wszędzie plotki. A wizyta u jego rodziny w Chile? Może to głupie, ale boję się tego spotkania. Tego jak nas przyjmą, czy mnie polubią. Czy będą mi zarzucać fakt, że tyle czasu ukrywałam prawdę przed Alexisem. Mam stresa jakbym jechała na spotkanie z przyszłą teściową.

                Po 10 godzinach lotu wylądowaliśmy w słonecznym Rio. Przywitała nas przepiękna pogoda, słońce mocno świeciło, niebo było nieskazitelnie niebieskie. Po męczącej przeprawie przez lotnisko wreszcie wsiadłam z Miguelem do taksówki, która zawiozła nas od razu do hotelu. Duży, luksusowy budynek usytuowany był przy plaży Copacabana. Copacabana Palac naprawdę wyglądał jak pałac. Z sufitu zwisały kryształowe żyrandole, beżowe ściany i żywe kwiaty. Pod jednym z ogromnych okien w holu stał fortepian. Usadziłam Migiego na jednym ze skórzanych foteli i powiedziałam:
- Poczekaj tu grzecznie na mamusie. Załatwię tylko klucze do naszego pokoju. – mały potrząsnął twierdząco główką. Uśmiechnęłam się i skierowałam do recepcji.
         Stałam tam już od pięciu minut i próbowałam się dogadać z młodą dziewczyną. Chyba była nową pracownicą, bo co chwilę coś jej się wieszało, gubiłam się w rezerwacjach. Po tak długiej podróży, podczas której nawet na minutę nie zmrużyłam oka łatwo było mnie wyprowadzić z równowagi. Jej kolega chyba to zauważył i poprosił młodą Brazylijkę 
- Carmo, idź proszę zanieść te papiery szefowi. Ja obsłużę Panią. - dziewczyna delikatnie skinęła głową i wykonała polecenia. Wysoki, przystojny brunet powiedział: 
- Przepraszam za koleżankę, dopiero się uczy. - uśmiechnął się - W czym mogę pomóc?
- Mamy rezerwację na nazwisko Briseño. - powiedziałam a mężczyzna zaczął sprawdzać coś w komputerze, po chwili odpowiedział:
- Przykro mi, ale nie mamy takiej rezerwacji.
- Jak nie macie? Dostałam potwierdzenie jej. - powiedziałam podwyższonym tonem. Odwróciłam się sprawdzić czy Migi nadal jest w miejscu, w którym kazałam mu poczekać. Na szczęście mama bardzo grzecznego synka. Już chciałam wynajmować telefon żeby zadzwonić do Alexisa, ale recepcjonista zapytał - Rezerwowała Pani sama pokój czy może ktoś zrobił to za Panią? - przez chwilę nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale facet dobrze główkował.
- Niech Pan sprawdzi na nazwisko Sánchez.
- Jest. Pokój dwuosobowy z widokiem ocean. Proszę to karta wejściowa. - odetchnęłam z ulgą - Na szczęście ma Pani już gdzie spać, a chyba to Pani potrzebne. - uśmiechnął się.
- Ma Pan rację. Nie spałam chyba od 30 godzin, ale pewnie przez kolejne i tak nie zasnę przez tego malca. No, ale takie są uroki samotnych matek. Jejku, za dużo gadam. Przeprasza i dziękuję.
- Nie ma problemu. Wrażenie, czego proszę dzwonić na recepcje. Możemy w każdej chwili załatwić opiekunkę dla syna żeby mogła się Pani wyspać. - uśmiechnął się - Do zobaczenia.

                Po rozpakowaniu naszych rzeczy wreszcie mogłam na spokojnie usiąść. Migi bawił się samochodzikami w salonie, a ja odpoczywałam i piłam kawę na dużym balkonie. Wzięłam telefon do ręki i napisałam sms’a do Alexisa: 'Jesteśmy już w hotelu. Miguel nie może się doczekać jutrzejszego spotkania. Do zobaczenia.’ Dopiero jutro będziemy mogli spotkać się z Sánchezem, po południe mają dostać wolne od trenera i Chilijczyk ma do nas przyjechać. Spojrzałam na zegarek, dochodziła 17. Mój syn nie wyglądał jakby właśnie przeleciał tysiące kilometrów, był wulkanem energii. Postanowiłam zabrać go na spacer. Założyłam mu pomarańczowe krótkie spodenki i zieloną bluzeczkę. Sama przebrałam się w granatowe krótkie spodenki z wysokim stanem, białą koronkową bluzeczkę i jasnoróżowy żakiet. Na szyje założyłam delikatny, srebrny wisiorek, który dostałam od Rodrigo na urodziny. Wzięłam małego na ręce i wyszliśmy z pokoju. Przy wyjściu z hotelu zobaczyłam stojącą do nas tyłem brunetkę z małą córeczką w lokowanych loczkach.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i zawołałam:
- Anna! – dziewczyna lekko podskoczyła i odwróciła się. Gdy nas zobaczyła szeroko się uśmiechnęła i podeszła w naszą stronę.
- Míre. – przytuliła mnie – Co wy tu robicie?
- Alexis nas sprowadził. Będziemy na ostatnim meczu, a później jedziemy do Chile, do jego rodziny.
- To świetnie. Wspaniale was znowu widzieć, stęskniłyśmy się prawda? – zapytała Valerie, a ta szeroko się uśmiechnęła i powiedziała:
- Taak! 
- Ślicznie wyglądasz. – dodała Anna.
- Ty też, świetna sukienka.
- Dzięki, też mi się podoba. Kupiłam rano w butiku przy promenadzie. – uśmiechnęła się.
- Idziemy z Migim na spacer, pójdziecie z nami? – zapytałam.
- Oczywiście. Czasu na ploteczki nigdy za dużo. – zaśmiała się.

***


                Całe popołudnie i poranek następnego dnia spędziliśmy razem. My plotkowałyśmy, a nasze dzieci świetnie się razem bawiły. Po południe spędziłyśmy z ojcami naszych dzieci, na szczęście Hiszpanie też dostali przepustki od trenera i nie miałam wyrzutów sumienia, że zostawiam dziewczyny Iniesty same. Gdy Alexis do nas przyjechał mały wskoczył mu na ręce i mocno przytulił. Przez kolejne dwadzieścia minut nie chciał go puścić, bo bał się, że tatuś odjedzie. Gdy udało nam się go przekonać uznaliśmy, że pójdziemy na plażę. Budowaliśmy zamki z piasku, graliśmy w piłkę, gdy panowie się kąpali, ja opalałam się na leżaku. Alexis śmiał się ze mnie, że nadal panicznie boję się wchodzić do wody głębiej niż do kolan. Wieczorem poszliśmy do restauracji na pizze, nie obyło się oczywiście bez fanów Chilijczyka. A że piłkarz bardzo kocha swoich fanów wszystkim składał autografy, robił sobie z nimi zdjęcia. Sama miałam przy sobie moją ukochaną lustrzankę i na okrągło pstrykałam im fotki. Gdy wróciliśmy do hotelu Alexis położył Migiego i przeczytał mi bajeczkę.
- Będę się zbierać. – powiedział, gdy wszedł na balkon, na którym siedziałam i patrzyłam w gwiazdy. – Dziękuję.
- Za co? – zapytałam.
- Za wszystko. Za to, że przyjechaliście, za to, że jesteście, za to, że mam takiego wspaniałego syna. – chciałam coś powiedzieć, ale Alexis mi to uniemożliwił – Wiem, że nie jestem najlepszym ojcem. Nie było mnie tyle lat, ale staram się najlepiej jak potrafię. Wiem, że gdyby nie fakt, że wyjechałem to może bylibyśmy teraz szczęśliwi, ale czasu nie cofnę. Nawet, jeśli bardzo bym chciał. – mówił a w jego oczach było widać smutek.
- Idź już. Zobaczymy się jutro po meczu.
- Do zobaczenia. – pocałował mnie w policzek i wyszedł.


***

             Dzisiaj był dzień meczu Hiszpanii z Chile. Razem ze wszystkimi partnerkami piłkarzy i ich pociechami jechałam podstawionym autokarem na stadion. Wśród nich były dziewczyny zawodników z Barcelony: Anna z Valerią, Dani z Lią, Shaki z Milanem, Carol z Bryanem oraz dziewczyny i żony piłkarzy z innych klubów. Było bardzo głośno, dzieci krzyczały, dziewczyny plotkowały. W całym autobusie było czerwono-żółto, koszulki, szaliki, flagi, oprócz mnie i Migiego.
Mój mały skarb miał na sobie czerwoną koszulkę reprezentacji Chile z '7' i napisem 'PAPÍ' dopingującą Sáncheza. Ja pozostałym w tym meczu neutralna kolorystycznie. Założyłam białe koronkowe spodenki i bladojeansowa koszule. W głębi serca dopingowałam oczywiście moją Hiszpanię, ale nie chciałam sprawiać przykrości Alexisowi, więc nie ubrałam reprezentacyjnych ciuchów. Rozmawiałam z siedzącą za nami Pilar od Ramosa dostałam sms'a id Rodrigo: "Mam nadzieję, że zobaczę dzisiaj moją siostrzyczkę znowu w telewizji. Bawcie się dobrze i uściskaj ode mnie Migiego. Viva España!" przeczytałam go i cicho się zaśmiałam. Gdy dojechaliśmy na Maracane udaliśmy się do jednego z sektorów przygotowanego właśnie dla rodzin, przyjaciół, prezesów, ważnych osobistości. Usiadłam oczywiście koło Anny, bo to z nią miałam najlepszy kontakt. Zresztą nasze dzieci też się świetnie dogadywały. Dziewczyny Iniesty wyglądały świetnie. Obie w koszulkach reprezentacyjnych, z numerkiem 6 na plecach. Trykoty różniły się tylko napisami, Valeria miała swoje imię, a żona piłkarza 'A. Iniesta'. Po pewnym czasie na boisko weszły obie drużyny, Chile i Hiszpania. Dla kraju z Ameryki Południowej był to już nic nieznaczący mecz, ale widać było, że się starają i swoim wysiłkiem chcą ładnie zakończyć swoje zawody na Mundialu. Już w piątej minucie mieli piękną sytuację podbramkową, którą wybronił Iker. Po piętnastu minutach dominacji Chile,
Hiszpanie przejęli kontrolę nad meczem i po pół godzinie od pierwszego gwizdka było już 1:0 po golu Torresa. Alexis biegał po boisku jak szalony, w jedną i drugą stronę. Gdy Hiszpanie niespodziewanie stracili piłkę w połowie boiska Chilijczycy szybko ruszyli z kontrą. Opłaciło się. Iturra podał do Alexisa a ten pięknie wpakował futbolówkę, bo bramki, Casillasa który był bez szans. Uradowany Sánchez po przytulaskach z kolegami z zespołu podbiegł pod naszą trybunę i zadedykował Migiemu i mi swoją bramkę pokazując 'M' i serduszko. Przerwa między połowami minęła bardzo szybko, i piłkarze ponownie zaczęli grać. W 75 minucie Sergio Ramos sfaulował Alexisa w polu karnym. Arbiter spotkania od razu pokazał na 11 metr i wyciągnął żółtą kartkę, która od razu pokazał zawodnikowi Realu Ma. Na naszej trybunie zrobiło się głośno, najwięcej sprzeciwu okazywała Pila twierdząc, że jej ukochany nic takiego nie zrobił. Wszyscy kibice czekali z zniecierpliwieniem na rzut karny, niestety Alexis cały czas nie podnosił się z murawy. Koło niego zebrali się zawodnicy Chile oraz Hiszpanii nagle jeden z nich pokazał, że potrzebni są lekarze. Mój mały synek cały czas dopytał się, co się dzieje z tatą. Nikt nie był w stanie teraz tego powiedzieć. Sama strasznie się o niego bałam. Przytuliłam Miguela mocniej do siebie i powtarzałam, że wszystko będzie dobrze. Po chwili z pomocą lekarzy Alexis podniósł się i kuśtykając zszedł z boiska. W tym czasie cały stadion zaczął bić brawa dodające mu otuchy. Gdy lekarze robili coś z Alexisem przy linii bocznej ktoś wykorzystał rzut karny i podwyższył wynik na 2:1 dla Chile. Mecz trwał dalej, ale ja nie zwracałam na niego uwagi, cały czas patrzyłam w stronę Sáncheza, który uparcie kłócił się z lekarzami. Po chwili wstał i przeszedł kilka stoków normalnie, ale na jego twarzy znowu pojawił się grymas bólu. Zrezygnowany razem z lekarzem zniknął w tunelu prowadzącym na płytę boiska.

- Gdzie poszedł tatuś? – zapytał smutno Migi.
- Tatuś poszedł z panem doktorem i zobaczą, co z jego nóżką. – wyjaśniła mu Anna, bo ja nie byłam w stanie nic sensownego powiedzieć.
- Nic mu nie będzie? – dopytywał.
- Oczywiście, że nie kochanie. Uśmiechnij się. – powiedziałam i pogilgotałam go po brzuszku.
- Ty też. – powiedziała do mnie Anna – Wiem, że się martwisz, ale będzie dobrze. 

                Ostanie piętnaście minut meczu siedziałam jak na szpilkach i czekałam aż sędzia wreszcie zasygnalizuje koniec meczu. Gdy w końcu to nastało razem z resztą partnerek ruszyłyśmy w kierunku sali, w której po meczu miałyśmy spotkać się z piłkarzami. Kelnerzy roznosili kawę, po jakimś czasie do sali zaczęli wchodzić piłkarze. Zawodnicy Chile i Hiszpanii, piękne rodzinne sceny, szczęśliwych kobiet i małych pociech. Mój Migi bawił się z Valerią a ja próbowałam się czegoś dowiedzieć od Andresa, z nadzieją, że wie, co się stało Alexisowi. Niestety Iniesta nie był w stanie powiedzieć mi nic konkretnego. Siedzieliśmy przy jednym ze stolików, w który nerwowo uderzałam paznokciami. Nagle Migi podniósł się z ziemi i podbiegł w kierunku drzwi z okrzykiem ‘Tata!”. Uradowany wskoczył na Sáncheza i oplótł ręce wokół jego szyi. Ten uśmiechnął się i pogłaskał go po główce. Lekko kuśtykając podszedł po mnie i pocałował w policzek.
- Hej. – powiedziałam – Jak się czujesz?
- Nic mi nie jest. To tylko skręcenie stawu skokowego. Tydzień może dwa jestem skazane na to – pokazał na szynę, którą miał unieruchomioną nogę – i parę dni o kulach, ale damy radę. Prawda? – zapytał mnie z uśmiechem.
- Jedziemy do Twoich rodziców, mamusia się Tobą zajmie. – zaśmiałam się. A wtedy podleciał do nas Ramos.
- Stary przepraszam, spóźniony byłem, ale miałem nadzieję, że trafię w piłkę. No niestety nie wyszło. – zakłopotany podrapał się za uchem.
- Zauważyłem. – odpowiedział Alexis z uśmiechem – Masz szczęście, że nie gramy dalej w Mundialu, bo byś mnie popamiętał.
Panowie podali sobie jeszcze ręce na zgodę i Sergio wrócił do swojej ukochanej i kolegów z drużyny, a Alexis do nas. Wziął Migiego na ręce i zapytał się nas
- To co, gotowi na podbój Chile?
- Powiedzmy, że tak. O której jutro mamy samolot?
- O 6.00, około południa powinniśmy być już w Calamie. Później trzy godzinki samochodem i będziemy już w Tocapilli. – odpowiedział.
- Okej. Damy radę. – uśmiechnęłam się.
- Pójdę się pożegnać z chłopakami i ze sztabem i możemy jechać.

---------------------
 Już się tłumaczę, rozdział był pisany dawno... dawno temu. Gdy znaliśmy tylko grupy mundialowe, dlatego jest tak, a nie inaczej. Uznajmy, że wszystko zostało zmienione na potrzeby opowiadanie. Między ostatnim, a tym rozdziałem w planach miał być jeszcze jeden, ale nie mogłam nic wymyślić więc jest jak jest :P




Rozdział gdy go napisałam bardzo mi się podobał i mam nadzieję że wam też się spodoba.

Do następnego,
Ines :*

niedziela, 12 października 2014

Campeones.


Barcelona, maj 2014


Kilka dni później…

            Postanowiłam iść na stadion z Migim i świętować razem z nimi wszystkimi. To już dzisiaj, dzień, w którym przestanę być anonimowa. O 19 zaczyna się mecz, od Alexisa dostaliśmy dwa bilety do loży VIPowiskiej. Piłkarz powiedział mi, że będą wszystkie partnerki graczy Blaugrany, więc nie powinnam się nudzić.

            Dzisiejszy dzień był wyjątkowo pochmurny i zimny jak na drugą połowę maja. Ubrałam Migusia w ciemne jeansy, bluzę z długim rękawem, a na to koszulkę Barcy, którą dostał od Alexisa. Wyglądał bardzo słodko. Uszykowałam mu jeszcze kurtkę w razie jakby zrobiło się zimniej. Sama też postanowiłam się wystroić. Założyłam krótką, białą spódniczkę w czarne plamy, pod spód czarne rajstopy. Na górę ubrałam gruby, biały, luźny sweter z golfem, a na to ciemnogranatowy płaszczyk. Na nogi założyłam skórzane, czarne botki na obcasie. Na lewą rękę założyłam zegarek z dużą tarczą, a na wskazujący palec wsunęłam złoty pierścionek. Zrobiłam delikatny makijaż, paznokcie pomalowałam w kolorze bladoczerwonym. Wzięłam do ręki koralową torebkę kopertówkę, kluczyki samochodowe. Szybko zapytałam się Rodrigo jak wyglądam, a on odpowiedział:
- Cały stadion padnie na twój widok. Lećcie już, bo się spóźnicie.
- Migi, chodź tu szybciutko. – maluszek podbiegł do mnie i chwycił za rękę – Do zobaczenia. – krzyknęłam jeszcze w progu mieszkania.

                 Na stadion jechaliśmy około 30 minut, w okolicach Camp Nou zaczęły robić się już korki. Kibice zjeżdżali się z całej Hiszpanii i nie tylko. Dzięki miejscom VIPowskim mieliśmy zapewnione miejsce w podziemnym garażu. Nie musiałam się martwić gdzie zaparkować auto. Oznakowania na stadionie pozwoliły nam od razu dostać się do naszego sektora. Z loży rozciągał się cudowny widok na całe boisko i stadion. W jednym rzędzie dostrzegłam dużo kobiet i dzieci. Ile ich było? Wow. A ja żadnej nie kojarzę. Ups. ‘To będzie długi wieczór’ pomyślałam. Okazało się, że miejsce mam obok bardzo ładnej brunetki z włosami do ramion. Ubrana była w brązowe, wzorzyste spodnie, czarny top i cielistą marynarkę. Na szyi zawieszony miała szeroki wisiorek z ptakiem. Na stopach miała czarne botki na koturnach. Wyglądała obłędnie. Koło niej grzecznie siedziała mała dziewczynka w lokowanych włosach i koszulce z napisem ‘PAPÍ’ i ’8’. Po chwili zauważyłam, że wszystkie maluch mają takie same koszulki tylko z innymi numerkami. Usiadłam z Migim na kolanach na wyznaczonym miejscu.
- Ty jesteś pewnie Mire? – zapytała moja sąsiadka.
- Yyy tak, a to mój synek Miguel. Skąd wiesz? – byłam odrobinę zmieszana skąd brunetka zna moje imię.
- Po pierwsze Alexis chwalił się, że przyjdziesz z waszym synem, ponoć od tygodnia o niczym innym nie mówił na treningach. –uśmiechnęła się – Po drugie mały ma na koszulce dziewiątkę. A że nigdy wcześniej Cię tu nie było to wywnioskowałam, że to ty.
- Wszystko jasne.
- Bardzo ładnie wyglądasz. – dodała po chwili.
- Dziękuję… Właśnie, nie zapytałam jak masz na imię. Przepraszam.
- Anna, a to moja córeczka Valeria. – odpowiedziała i pocałowała swoją pociechę w główkę.
- Słodka. Ile ma lat?
- 3 kwietnia skończyła trzy latka. – uśmiechnęła się.
- Co za zbieg okoliczności. Migi urodził się rok wcześniej, 7 kwietnia. – obie wybuchłyśmy śmiechem. – Zadam głupie pytanie, ale muszę się upewnić. Andres Iniesta jest twoim mężem, prawda?
- Tak. – powiedziała ze śmiechem.
- Przepraszam, jeszcze nie za dobrze orientuje. Tak jak jeszcze skład bym ci wymieniła to numerki są większym problemem, a co dopiero partnerki piłkarzy. Nikogo nie kojarzę, no może oprócz Shakiry. I wiem jak wygląda narzeczona Messiego i Cesca. A to tylko, dlatego, że Alexis mi kiedyś o nich mówił. – powiedziałam na tyle cicho żeby tylko Anna usłyszała.
- Nie przejmuj się. Też tak na początku miałam. Jeszcze zdążysz je poznać. No może oprócz tej wysokiej blondynki, która siedzi najdalej od nas. – spojrzałam w lewo i zobaczyłam kobietę w mocno wymalowanych na czerwono ustach, ubraną w jeansy, niebieską koszulkę i czarne futerko. Otaczała ją gromadka mały dzieci, dwóch chłopców i malutka dziewczynka. – To Yolanda, żona Victora
- Bramkarza? – przerwałam jej.
- Tak. – zaśmiała się – Dzisiaj Victor gra przedostatni mecz dla Barcelony na Camp Nou. Postanowił odejść, przeprowadzają się do Monaco.
- Coś słyszałam. Czasami mi się zdarzy obejrzeć wiadomości sportowe. – zaśmiałyśmy się - Nasze dzieci złapały chyba wspólny język. – powiedziałam spoglądając na Migiego i Valerie bawiących się figurkami małej Iniesty.
- Oj tak. Gdzie zgubiłyście Shaki? – zapytała Anna dwie idące w naszym kierunku dziewczyny. Obie bardzo ładne, brunetki, równego wzrostu, jedna starsza od drugiej. O ile się nie mylę to właśnie były partnerki przyjaciół Alexisa.
- Samolot ma jakieś opóźnienie, nie zdąży wrócić ze Stanów. – odparła jedna z nich.
- Szkoda. – odpowiedziała żona Iniesty i dodała – Poznajcie się, to jest Mire, a tam jest mały Miguel. A to jest Antonella z Thiago i Daniella z Lią.
- Miło mi was poznać. Jestem.. – zwątpiłam, co mam powiedzieć – mamą syna Alexisa. – to na pewno brzmi lepiej niż ‘była kochanka’.
- Ach to ty jesteś tą ślicznotką, o której Alexis tyle opowiadał. Nie kłamał, bardzo ładnie wyglądasz. – powiedziała Daniella. Miała mocny makijaż, ale pasował jej. Podkreślał jej piękne oczy, wystające kości policzkowe i duże usta. Kobieta miała ciemne, długie włosy i nie hiszpańskie rysy twarzy. Ubrana w czarne legginsy, biały top i granatowy sweter. Na rękach trzymała małą kruszynkę, która miała może z roczek. Na krótkich włosach znajdowała się biała opaska z kokardką, koszulka Barcy z numerem ‘4’ i czerwona spódniczka. Wyglądała jak taki mały, słodki cukiereczek.
- Dziękuję. – czułam, że się rumienię.
- Sama prawda. Cudowne są te buty i ten sweter. – dodała Antonella. Była jeszcze piękniejsza niż w telewizji. Pamiętam jak z Rodrim oglądałam gale Złotej Piłki w styczniu. Wyglądała tam obłędnie. Teraz też wyglądała bardzo ładnie, jasne jeansy, popielaty sweterek i zamszowa,brązowa kurtka.
- Dziękuję. Wy też wyglądacie cudownie. – uśmiechnęłam się.
- Pogadamy później. Idziemy usiąść. – powiedziała Daniella i razem z narzeczoną Messiego i dziećmi ruszyły w kierunku wolnych miejsc, dwa rzędy bliżej. Anna rozmawiała właśnie z jakąś kobietą, więc nie chciałam jej przeszkadzać. Zaczęłam myśleć o tym, co przed chwilą powiedziały dziewczyny. Czy naprawdę Alexis tyle o mnie opowiadał? Jeśli tak to, dlaczego? Przecież jestem tylko matką jego dziecka i nic więcej… Zostawił mnie, to on podjął decyzje o skreśleniu mnie ze swojego życia. Teraz łączy nas tylko syn i tak powinno zostać. Nie chcę żeby ludzie mówili, że mnie i Alexsisa coś łączy. Nie jesteśmy razem i nie będziemy. On istnieje w moim życiu tylko, dlatego że łączy nas ten maluch.
- O czym tak myślisz? – zapytała Anna – Mire, jesteś tu jeszcze z nami?
- Tak, tak. Przepraszam, zamyśliłam się. – odpowiedziałam, a moja rozmówczyni spojrzała na mnie z zaciekawieniem – To prawda, że Alexis tyle o mnie opowiadał? – nie wytrzymałam, musiałam się jej o to zapytać.
- Tak. Odkąd się pojawiłaś nie mówi o niczym innym tylko o Tobie i Miguelu. Andres mówił mi, że przestał tyle imprezować. Podobno stracony czas na imprezach i panienkach woli poświęcić wam. Wiem, w sumie wszyscy tu wiedzą, że nie jesteście razem od dawna. Ale Alexisowi zależy na małym, na Tobie… Zmienił się.
- A wiesz, dlaczego nie jesteśmy już razem? – zapytałam lekko zdenerwowana.
- Nie, tym się nie chwalił. Obstawiam, że o tym wiedzą tylko Cesc, Leo i Gerard. Z nimi Alexis przyjaźni się najbardziej.
- Zostawił mnie, tak po prostu. Nie pytał o pozwolenie. Zniknął z dnia na dzień, bez słowa wyjaśnienia. Tydzień później okazało się, że jestem w ciąży… - powiedziałam, a Anna natychmiast mnie przytuliła.
- Tak mi przykro. Nie wiedziałam. To dlatego tak późno dowiedzieliśmy się, że Alexis ma syna.
- W marcu postanowiłam mu powiedzieć o jego istnieniu. Ale nie rozmawiajmy już o tym, nie psujmy tej radosnej atmosfery, która tu panuje.
- Dobrze, ale jakbyś chciała pogadać to dzwoń. – powiedziała z uśmiechem. W tym momencie rozległ się hymn FC Barcelony. Po chwili zawodnicy ustawili się na swoich pozycjach. W bramce Victor Valdés, w obronie Dani Alves, Gerard Piqué, Marc Bartra, Jordi Alba, w pomocy Sergio Busquets, Cesc Fábregas, Andrés Iniesta, w ataku Neymar, Leo Messi i Alexis Sánchez. Przeciwnikiem Blaugrany w dzisiejszym spotkaniu było Atlético de Madrid. Już przed tym spotkaniem było wiadomo, że Barca wygrała 23 raz Primera División. Królewscy tracili do nas sześć punktów, a nasz dzisiejszy przeciwnik cztery. Krótkie szkolenie od Rodrigo nie poszło na marne. Po dwudziestu minutach meczu nadal było 0:0, połowa partnerek piłkarzy w ogóle nie była zainteresowana tym co się dzieje na boisku. Jak to uznała Anna ‘Wolą poplotkować o nowych ciuchach, które sobie ostatnio kupiły.’ Nagle akcja zaczyna się pod bramką gości. Busquets podaje do Iniesty, ten do Messiego, Leo przymierza i jest 1:0 dla Blaugrany. No i zaczął się pogram Atlético de Madrid. Do przerwy bramki strzelili jeszcze Neymar i Cesc.  
- I jak się podoba? – zapytała Anna, gdy piłkarze zniknęli w tunelu do szatni.
-  Nie powiem, widowisko niezłe. Obrońcy z Madrytu lekko bezradni dzisiaj. – powiedziałam zabawiając Migiego.
- Masz racje, wyjątkowo im dzisiaj nie idzie. – odpowiedziałyśmy. Chwile jeszcze porozmawiałyśmy na temat naszych małych pociech. Po 15 minutach zawodnicy z powrotem pojawili się na płycie boiska. W 66 minucie zrobiło się małe zamieszanie w polu karnym Los Rojiblancos po wykonaniu rzutu rożnego przez Leo, które wykorzystał Andrés i wpakował futbolówkę do bramki przeciwnika. Anna z małą Valerią oszalały ze szczęścia, córka Iniesty zaczęła krzyczeć „PAPI, PAPI, PAPI!” wtulona w swoją mamę. Wszyscy cieszyliśmy się ze zdobytej bramki. Niecałe dziesięć minut później David Villa zdobył honorowego gola dla swojej drużyny. W ostatnie minuty czasu podstawowego, wzięłam Migiego na ręce żeby, chociaż przez chwilę popatrzył na tatusia. Nagle Atlético traci piłkę, Barcelona rusza z kontratakiem. Fábregas wykonuje długie podanie do niekrytego Alexisa. Ten biegnie, gubi obrońcę z Madrytu i znajduje się w sytuacji sam na sam z bramkarzem, uderza w dalszy słupek i goool. Wielka radość wśród kibiców i piłkarzy. Alexis wyswobadza się w uścisku przyjaciół z drużyny i podbiega do kamery. Z palcy tworzy ‘M’ i pokazuje w obiektyw. Później podbiega przed naszą trybunę, układa z rąk serce i pokazuje je w naszą stronę.  
- Synku, patrz. Tatuś zadedykował Ci bramkę. – powiedziałam z uśmiechem do Miguela, a ten się zaśmiał pokiwał Alexisowi. Piłkarz pokazał rządek swoich białych zębów i pokiwał małemu.
- Nie tylko Migiemu zadedykował tą bramkę. – odparła pewnie Anna – Nie zapominaj, że twoje imię też zaczyna się na M.
- Ja jednak zostanę przy swojej wersji. – powiedziałam, a żona Iniesty tylko pokręciła głowa ze zrezygnowaniem. W tym momencie sędzia zasygnalizował koniec meczu, piłkarze podziękowali sobie nawzajem i ruszyli w stronę tunelu. Alexis został poproszony przez dziennikarza o krótki wywiad.
- Chodźcie już. – zakomunikowała Anna. Obie wzięłyśmy swoje pociechy na ręce i długimi korytarzami udałyśmy się w kierunku płyty boiska. Ledwo wyszłyśmy z tunelu wszystkie flesze zostały skierowane w naszą stronę. – Witam oficjalnie w wielkim świecie. – powiedziała mi cicho.
- Mamí, gdzie jest tatuś? – zapytał słodko Migi.
- Zaraz przyjdzie kochanie. – pogłaskałam go po główce.
- Chodź usiądziemy. – powiedziała Anna i wskazała ławkę rezerwowych. Po chwili wokół nas zaczęły siadać wszystkie partnerki z maluchami. Cały stadion czekał na ponowne wyjście mistrzów. Fotoreporterzy ustawieni wzdłuż linii bocznej, puchar La Liga na środku z granatowo-bordowymi wstążeczkami. Nagle na boisku zaczęli zjawiać się piłkarze i cały sztab szkoleniowy. Rozbrzmiało ‘Vida la vida’ Coldplay, Tata Martino i Puyol wygłosili
krótką mowę dziękującą kibicom, wszystkim piłkarzom i trenerom, lekarzom, wszystkim, którzy przyczynili się do zwycięstwa. Chwilę później Carles wzniósł puchar ku niebu, granatowe i czerwone konfetti wystrzeliło się w powietrze. Zawodnicy Blaugrany cieszyli się, śpiewali, przytulali.
- Gotowy maluchu żeby iść do tatusia? – zapytałam synka.
- Taaaak! – krzyknął. Wszyscy piłkarze zbliżyli się do ławki rezerwowych na czele z Alexisem. Podszedł do mnie i wziął Migiego na ręce.
- Dziękuję. – wyszeptał i dumnie poszedł w kierunku kolegów.

            Mały był przeszczęśliwy, ciągle się uśmiechał, śmiał i obrzucał Alexisa konfetti. Jego tatuś dumnie pozował z nim do zdjęć i kamery. To był cudowny widok, syn i ojciec razem. Piqué pod nieobecność Shakiry i swojego synka zabawiał mojego Miguela. Robił śmieszne miny, łaskotał go i nosił na barana. Uciekali razem przed Alexisem, który chciał odzyskać syna. Sánchez wziął Migiego na ręce, gdy na niebie nad Camp Nou rozstrzeliły się czerwone fajerwerki. Na stadionie byliśmy jeszcze około pół godziny, pożegnaliśmy się ze wszystkimi i razem z synkiem wróciłam do domu. Przez całą drogę Miguel opowiadał jak to się fajnie dzisiaj bawił najpierw z Valerią, a potem z tatusiem i wujkiem Gerim. Mały zasnął od razu, gdy położył się w swoim łóżeczku.
- Siostra, nagrałem ci mecz. Możesz sobie jutro obejrzeć. Ślicznie wyglądałaś. A teraz idź spać, bo wyglądasz na zmęczoną. – powiedział Rodri i pocałował mnie w czoło.
- Dziękuję. Dobranoc. – uśmiechnęłam i poszłam się położyć.

***

            Następnego dnia, gdy Migi jeszcze spał włączyłam nagrany przez Rodrigo mecz. Przewinęłam trochę i zatrzymałam w momencie zakończenia spotkania. Komentator powiedział:
- Ukoronowanie naszych mistrzów za kilkanaście minut, a teraz łączymy się z Angelem, który porozmawia z Alexisem.
- Dobry wieczór, ze mną Alexis Sánchez, mistrz Hiszpanii 2014, jak się z tym czujesz?
- Bardzo dobrze, to wspaniałe uczucie. Po całym roku ciężkiej pracy mamy tak piękną nagrodę, jaką jest triumf w La Liga.
- Z jakim nastawieniem podchodziliście do meczu?
- z taki jak do każdego, trzeba go wygrać. Oczywiście wiedzieliśmy, że każdy wynik czyni nas mistrzami, ale chcieliśmy zakończyć ten sezon z klasą.
- A jak oceniasz ten mecz ze swojej perspektywy?
- zasłużyliśmy na mistrza i dzisiaj to udowodniliśmy. Graliśmy bardzo dobrze, spotkanie nie było łatwe, ale udało się.
- strzeliłeś bramkę, jak oceniasz siebie w tym sezonie?
- Bueno… Był to chyba mój najlepszy sezon w Barcelonie. Cieszę się, że zdobyłem bramkę. Tym bardziej, że na trybunach zasiadły dzisiaj bardzo ważne dla mnie osoby.
- Komu dedykowałeś bramkę?
- Mojemu synkowi, Miguelowi, którego kocham najbardziej na świecie. A teraz pozwól mi już do niego iść. – poprosił, a mi oczy się zaszkliły od łez szczęścia.
- Oczywiście. Jeszcze raz gratuluję. – odpowiedział mu dziennikarz.

---------------------------------
Jest i nowy rozdział. Dodany po trochę długiej przerwie, w sumie nie wiem dlaczego bo był już dawno napisany. I tutaj się tłumaczę, gra Valdes, wygrywamy ligę. Wszystko jest inaczej niż było naprawdę, ale to dlatego, że rozdział ten był pisany jakoś na przełomie stycznia i lutego. ;) Nie wiem co tu jeszcze napisać... Szkoło, pierwsza liceum, tyle nauki i wszystkiego, aż odechciewa się wszytskiego. A na dodatek robotnicy od siedmiu boleści coś remontują w naszym bloku i uszkodzili mi antene i od tygodnia brak telewizji. Pociąć się mydłem to mało. Dobra kończę to bezsensowną notkę.

Do następnego,
Ines ;*