niedziela, 26 października 2014

Brasil.

Barcelona, czerwiec 2014

                Było piękne, słoneczne popołudnie. Ubrana w białe spodnie z kwiatowym motywem, białą koszulkę i tego samego koloru żakiet oraz czerwone szpilki siedziałam z Alexisem na ławce w parku. Przyglądaliśmy się jak nasz synek bawi się w piaskownicy z innymi dziećmi. Zatrzymaliśmy się na chwilę żeby mały poprzebywał jeszcze trochę na świeżym powietrzu.
- Za trzy dni wyjeżdżam na zgrupowanie, a później na mundial. Będę za wami tęsknić. – powiedział patrząc na Migiego – Tak sobie pomyślałem, że może po powrocie zabiorę małego na jakieś krótkie wakacje do Portugali albo Włoch?
- Dobrze. Myślę, że to dobry pomysł. Miguel na pewno się stęskni. – uśmiechnęłam się do niego.
- Dziękuję.

***

                Od wyjazdu Alexisa minęły już prawie dwa tygodnie. Mały bardzo za nim tęskni, ogląda wszystkie wiadomości sportowe. Gdy tylko zobaczy piłkarza na ekranie krzyczy „Tata, tata!”. To jest aż niemożliwe, że w tak krótkim czasie małe dzieci potrafią się tak przywiązać. Dzisiejszej nocy Chile grało mecz z Holandią. Zwycięstwo w tym meczu decydowało o wyjściu z grupy dla którejś z tych drużyn. Mecz skończył się w środku nocy, Rodri i Migi dawno już spali. Usiadłam na łóżku i wzięłam z szafki laptopa. Otworzyłam go i zobaczyłam na, skype że Alexis jest dostępny. Po chwili usłyszałam dźwięk połączenia, dzwonił piłkarz. Odebrałam i na małym ekranie zobaczyła Chilijczyka.
- Hej. – powiedziałam i się delikatnie uśmiechnęłam.
- Cześć. – odpowiedział smutno.
- Jak się czujesz? – było po nim widać, że nie jest w wyśmienitym humorze.
- Jestem na siebie cholernie zły. Uderzyłem w słupek, gdyby nie to, to byśmy wygrali i wyszli z grupy. – powiedział zrezygnowany.
- Widziałam. Przykro mi.
- Oglądałaś? – zapytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową – Migi już śpi?
- Alexis, jest prawie trzecia w nocy.. – powiedziałam z uśmiechem.
- No tak. Macie inny czas. Zapomniałem. – zaśmiał się – Tęsknię za wami.
- Miguel też za Tobą bardzo tęskni.
- A ty? – zapytał drapiąc się po głowie. Zatkało mnie, nie wiedziałam, co powiedzieć, więc szybko zmieniłam temat.
- Jeszcze jeden mecz gracie z Hiszpanią. Wtedy strzelisz.
- Pokonać Casillasa nie jest tak łatwo. – zaśmiał się - Míre, może przylecisz z małym na te kilka dni do Brazylii? A potem polecielibyśmy do Chile? Chciałbym żeby rodzice poznali Ciebie i Miguela. Co ty na to? – zapytał z nadzieją w głosie.
- No nie wiem. Zaskoczyłeś mnie.
- Wiem, ale zgódź się. Załatwię wam bilety na samolot, zarezerwuje nocleg w hotelu gdzie są wszystkie dziewczyny. Míre, zrób to dla mnie. Proszę.
- To kiedy mamy samolot? – zapytałam z uśmiechem.
- Zgadzasz się? – zapytał z niedowierzaniem – Jesteś wspaniała. Ja to wszystko teraz ogarnę i zadzwonię jeszcze jutro przed treningiem i Ci wszystko powiem. A teraz idź spać, bo nie zdążysz się położyć, a nasz syn już wstanie. Dobranoc.
- Dobranoc. – uśmiechnęłam się i zamknęłam laptopa.

***

Rio de Janeiro, lipiec 2014

                Tak jak Alexis obiecał, zadzwonił następnego dnia rano. Przekazał mi wszystkie informacje i tym sposobem właśnie siedzimy z Migim w samolocie do Rio de Janeiro. Nasz lot powoli dobiegał końca. Mój mały skarbek przytulony do swojego króliczka smacznie spał na fotelu obok. Siedziałam oparta o szybę i przyglądałam się chmurą pod nami. Zastanawiałam się w sumie, co ja robię w tym samolocie. Miałam sprzeczne myśli. Z jednej strony cieszyłam się na spotkaniem z Anną i innymi dziewczynami, Miguel spotka się z ojcem, pobawi ze swoją małą przyjaciółką Valerią, jednak z drugiej strony znowu nie wiem, w jakim charakterze tam będę. Gazety znowu będą pisać o moim związku z Chilijczykiem. Plotki, wszędzie plotki. A wizyta u jego rodziny w Chile? Może to głupie, ale boję się tego spotkania. Tego jak nas przyjmą, czy mnie polubią. Czy będą mi zarzucać fakt, że tyle czasu ukrywałam prawdę przed Alexisem. Mam stresa jakbym jechała na spotkanie z przyszłą teściową.

                Po 10 godzinach lotu wylądowaliśmy w słonecznym Rio. Przywitała nas przepiękna pogoda, słońce mocno świeciło, niebo było nieskazitelnie niebieskie. Po męczącej przeprawie przez lotnisko wreszcie wsiadłam z Miguelem do taksówki, która zawiozła nas od razu do hotelu. Duży, luksusowy budynek usytuowany był przy plaży Copacabana. Copacabana Palac naprawdę wyglądał jak pałac. Z sufitu zwisały kryształowe żyrandole, beżowe ściany i żywe kwiaty. Pod jednym z ogromnych okien w holu stał fortepian. Usadziłam Migiego na jednym ze skórzanych foteli i powiedziałam:
- Poczekaj tu grzecznie na mamusie. Załatwię tylko klucze do naszego pokoju. – mały potrząsnął twierdząco główką. Uśmiechnęłam się i skierowałam do recepcji.
         Stałam tam już od pięciu minut i próbowałam się dogadać z młodą dziewczyną. Chyba była nową pracownicą, bo co chwilę coś jej się wieszało, gubiłam się w rezerwacjach. Po tak długiej podróży, podczas której nawet na minutę nie zmrużyłam oka łatwo było mnie wyprowadzić z równowagi. Jej kolega chyba to zauważył i poprosił młodą Brazylijkę 
- Carmo, idź proszę zanieść te papiery szefowi. Ja obsłużę Panią. - dziewczyna delikatnie skinęła głową i wykonała polecenia. Wysoki, przystojny brunet powiedział: 
- Przepraszam za koleżankę, dopiero się uczy. - uśmiechnął się - W czym mogę pomóc?
- Mamy rezerwację na nazwisko Briseño. - powiedziałam a mężczyzna zaczął sprawdzać coś w komputerze, po chwili odpowiedział:
- Przykro mi, ale nie mamy takiej rezerwacji.
- Jak nie macie? Dostałam potwierdzenie jej. - powiedziałam podwyższonym tonem. Odwróciłam się sprawdzić czy Migi nadal jest w miejscu, w którym kazałam mu poczekać. Na szczęście mama bardzo grzecznego synka. Już chciałam wynajmować telefon żeby zadzwonić do Alexisa, ale recepcjonista zapytał - Rezerwowała Pani sama pokój czy może ktoś zrobił to za Panią? - przez chwilę nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale facet dobrze główkował.
- Niech Pan sprawdzi na nazwisko Sánchez.
- Jest. Pokój dwuosobowy z widokiem ocean. Proszę to karta wejściowa. - odetchnęłam z ulgą - Na szczęście ma Pani już gdzie spać, a chyba to Pani potrzebne. - uśmiechnął się.
- Ma Pan rację. Nie spałam chyba od 30 godzin, ale pewnie przez kolejne i tak nie zasnę przez tego malca. No, ale takie są uroki samotnych matek. Jejku, za dużo gadam. Przeprasza i dziękuję.
- Nie ma problemu. Wrażenie, czego proszę dzwonić na recepcje. Możemy w każdej chwili załatwić opiekunkę dla syna żeby mogła się Pani wyspać. - uśmiechnął się - Do zobaczenia.

                Po rozpakowaniu naszych rzeczy wreszcie mogłam na spokojnie usiąść. Migi bawił się samochodzikami w salonie, a ja odpoczywałam i piłam kawę na dużym balkonie. Wzięłam telefon do ręki i napisałam sms’a do Alexisa: 'Jesteśmy już w hotelu. Miguel nie może się doczekać jutrzejszego spotkania. Do zobaczenia.’ Dopiero jutro będziemy mogli spotkać się z Sánchezem, po południe mają dostać wolne od trenera i Chilijczyk ma do nas przyjechać. Spojrzałam na zegarek, dochodziła 17. Mój syn nie wyglądał jakby właśnie przeleciał tysiące kilometrów, był wulkanem energii. Postanowiłam zabrać go na spacer. Założyłam mu pomarańczowe krótkie spodenki i zieloną bluzeczkę. Sama przebrałam się w granatowe krótkie spodenki z wysokim stanem, białą koronkową bluzeczkę i jasnoróżowy żakiet. Na szyje założyłam delikatny, srebrny wisiorek, który dostałam od Rodrigo na urodziny. Wzięłam małego na ręce i wyszliśmy z pokoju. Przy wyjściu z hotelu zobaczyłam stojącą do nas tyłem brunetkę z małą córeczką w lokowanych loczkach.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i zawołałam:
- Anna! – dziewczyna lekko podskoczyła i odwróciła się. Gdy nas zobaczyła szeroko się uśmiechnęła i podeszła w naszą stronę.
- Míre. – przytuliła mnie – Co wy tu robicie?
- Alexis nas sprowadził. Będziemy na ostatnim meczu, a później jedziemy do Chile, do jego rodziny.
- To świetnie. Wspaniale was znowu widzieć, stęskniłyśmy się prawda? – zapytała Valerie, a ta szeroko się uśmiechnęła i powiedziała:
- Taak! 
- Ślicznie wyglądasz. – dodała Anna.
- Ty też, świetna sukienka.
- Dzięki, też mi się podoba. Kupiłam rano w butiku przy promenadzie. – uśmiechnęła się.
- Idziemy z Migim na spacer, pójdziecie z nami? – zapytałam.
- Oczywiście. Czasu na ploteczki nigdy za dużo. – zaśmiała się.

***


                Całe popołudnie i poranek następnego dnia spędziliśmy razem. My plotkowałyśmy, a nasze dzieci świetnie się razem bawiły. Po południe spędziłyśmy z ojcami naszych dzieci, na szczęście Hiszpanie też dostali przepustki od trenera i nie miałam wyrzutów sumienia, że zostawiam dziewczyny Iniesty same. Gdy Alexis do nas przyjechał mały wskoczył mu na ręce i mocno przytulił. Przez kolejne dwadzieścia minut nie chciał go puścić, bo bał się, że tatuś odjedzie. Gdy udało nam się go przekonać uznaliśmy, że pójdziemy na plażę. Budowaliśmy zamki z piasku, graliśmy w piłkę, gdy panowie się kąpali, ja opalałam się na leżaku. Alexis śmiał się ze mnie, że nadal panicznie boję się wchodzić do wody głębiej niż do kolan. Wieczorem poszliśmy do restauracji na pizze, nie obyło się oczywiście bez fanów Chilijczyka. A że piłkarz bardzo kocha swoich fanów wszystkim składał autografy, robił sobie z nimi zdjęcia. Sama miałam przy sobie moją ukochaną lustrzankę i na okrągło pstrykałam im fotki. Gdy wróciliśmy do hotelu Alexis położył Migiego i przeczytał mi bajeczkę.
- Będę się zbierać. – powiedział, gdy wszedł na balkon, na którym siedziałam i patrzyłam w gwiazdy. – Dziękuję.
- Za co? – zapytałam.
- Za wszystko. Za to, że przyjechaliście, za to, że jesteście, za to, że mam takiego wspaniałego syna. – chciałam coś powiedzieć, ale Alexis mi to uniemożliwił – Wiem, że nie jestem najlepszym ojcem. Nie było mnie tyle lat, ale staram się najlepiej jak potrafię. Wiem, że gdyby nie fakt, że wyjechałem to może bylibyśmy teraz szczęśliwi, ale czasu nie cofnę. Nawet, jeśli bardzo bym chciał. – mówił a w jego oczach było widać smutek.
- Idź już. Zobaczymy się jutro po meczu.
- Do zobaczenia. – pocałował mnie w policzek i wyszedł.


***

             Dzisiaj był dzień meczu Hiszpanii z Chile. Razem ze wszystkimi partnerkami piłkarzy i ich pociechami jechałam podstawionym autokarem na stadion. Wśród nich były dziewczyny zawodników z Barcelony: Anna z Valerią, Dani z Lią, Shaki z Milanem, Carol z Bryanem oraz dziewczyny i żony piłkarzy z innych klubów. Było bardzo głośno, dzieci krzyczały, dziewczyny plotkowały. W całym autobusie było czerwono-żółto, koszulki, szaliki, flagi, oprócz mnie i Migiego.
Mój mały skarb miał na sobie czerwoną koszulkę reprezentacji Chile z '7' i napisem 'PAPÍ' dopingującą Sáncheza. Ja pozostałym w tym meczu neutralna kolorystycznie. Założyłam białe koronkowe spodenki i bladojeansowa koszule. W głębi serca dopingowałam oczywiście moją Hiszpanię, ale nie chciałam sprawiać przykrości Alexisowi, więc nie ubrałam reprezentacyjnych ciuchów. Rozmawiałam z siedzącą za nami Pilar od Ramosa dostałam sms'a id Rodrigo: "Mam nadzieję, że zobaczę dzisiaj moją siostrzyczkę znowu w telewizji. Bawcie się dobrze i uściskaj ode mnie Migiego. Viva España!" przeczytałam go i cicho się zaśmiałam. Gdy dojechaliśmy na Maracane udaliśmy się do jednego z sektorów przygotowanego właśnie dla rodzin, przyjaciół, prezesów, ważnych osobistości. Usiadłam oczywiście koło Anny, bo to z nią miałam najlepszy kontakt. Zresztą nasze dzieci też się świetnie dogadywały. Dziewczyny Iniesty wyglądały świetnie. Obie w koszulkach reprezentacyjnych, z numerkiem 6 na plecach. Trykoty różniły się tylko napisami, Valeria miała swoje imię, a żona piłkarza 'A. Iniesta'. Po pewnym czasie na boisko weszły obie drużyny, Chile i Hiszpania. Dla kraju z Ameryki Południowej był to już nic nieznaczący mecz, ale widać było, że się starają i swoim wysiłkiem chcą ładnie zakończyć swoje zawody na Mundialu. Już w piątej minucie mieli piękną sytuację podbramkową, którą wybronił Iker. Po piętnastu minutach dominacji Chile,
Hiszpanie przejęli kontrolę nad meczem i po pół godzinie od pierwszego gwizdka było już 1:0 po golu Torresa. Alexis biegał po boisku jak szalony, w jedną i drugą stronę. Gdy Hiszpanie niespodziewanie stracili piłkę w połowie boiska Chilijczycy szybko ruszyli z kontrą. Opłaciło się. Iturra podał do Alexisa a ten pięknie wpakował futbolówkę, bo bramki, Casillasa który był bez szans. Uradowany Sánchez po przytulaskach z kolegami z zespołu podbiegł pod naszą trybunę i zadedykował Migiemu i mi swoją bramkę pokazując 'M' i serduszko. Przerwa między połowami minęła bardzo szybko, i piłkarze ponownie zaczęli grać. W 75 minucie Sergio Ramos sfaulował Alexisa w polu karnym. Arbiter spotkania od razu pokazał na 11 metr i wyciągnął żółtą kartkę, która od razu pokazał zawodnikowi Realu Ma. Na naszej trybunie zrobiło się głośno, najwięcej sprzeciwu okazywała Pila twierdząc, że jej ukochany nic takiego nie zrobił. Wszyscy kibice czekali z zniecierpliwieniem na rzut karny, niestety Alexis cały czas nie podnosił się z murawy. Koło niego zebrali się zawodnicy Chile oraz Hiszpanii nagle jeden z nich pokazał, że potrzebni są lekarze. Mój mały synek cały czas dopytał się, co się dzieje z tatą. Nikt nie był w stanie teraz tego powiedzieć. Sama strasznie się o niego bałam. Przytuliłam Miguela mocniej do siebie i powtarzałam, że wszystko będzie dobrze. Po chwili z pomocą lekarzy Alexis podniósł się i kuśtykając zszedł z boiska. W tym czasie cały stadion zaczął bić brawa dodające mu otuchy. Gdy lekarze robili coś z Alexisem przy linii bocznej ktoś wykorzystał rzut karny i podwyższył wynik na 2:1 dla Chile. Mecz trwał dalej, ale ja nie zwracałam na niego uwagi, cały czas patrzyłam w stronę Sáncheza, który uparcie kłócił się z lekarzami. Po chwili wstał i przeszedł kilka stoków normalnie, ale na jego twarzy znowu pojawił się grymas bólu. Zrezygnowany razem z lekarzem zniknął w tunelu prowadzącym na płytę boiska.

- Gdzie poszedł tatuś? – zapytał smutno Migi.
- Tatuś poszedł z panem doktorem i zobaczą, co z jego nóżką. – wyjaśniła mu Anna, bo ja nie byłam w stanie nic sensownego powiedzieć.
- Nic mu nie będzie? – dopytywał.
- Oczywiście, że nie kochanie. Uśmiechnij się. – powiedziałam i pogilgotałam go po brzuszku.
- Ty też. – powiedziała do mnie Anna – Wiem, że się martwisz, ale będzie dobrze. 

                Ostanie piętnaście minut meczu siedziałam jak na szpilkach i czekałam aż sędzia wreszcie zasygnalizuje koniec meczu. Gdy w końcu to nastało razem z resztą partnerek ruszyłyśmy w kierunku sali, w której po meczu miałyśmy spotkać się z piłkarzami. Kelnerzy roznosili kawę, po jakimś czasie do sali zaczęli wchodzić piłkarze. Zawodnicy Chile i Hiszpanii, piękne rodzinne sceny, szczęśliwych kobiet i małych pociech. Mój Migi bawił się z Valerią a ja próbowałam się czegoś dowiedzieć od Andresa, z nadzieją, że wie, co się stało Alexisowi. Niestety Iniesta nie był w stanie powiedzieć mi nic konkretnego. Siedzieliśmy przy jednym ze stolików, w który nerwowo uderzałam paznokciami. Nagle Migi podniósł się z ziemi i podbiegł w kierunku drzwi z okrzykiem ‘Tata!”. Uradowany wskoczył na Sáncheza i oplótł ręce wokół jego szyi. Ten uśmiechnął się i pogłaskał go po główce. Lekko kuśtykając podszedł po mnie i pocałował w policzek.
- Hej. – powiedziałam – Jak się czujesz?
- Nic mi nie jest. To tylko skręcenie stawu skokowego. Tydzień może dwa jestem skazane na to – pokazał na szynę, którą miał unieruchomioną nogę – i parę dni o kulach, ale damy radę. Prawda? – zapytał mnie z uśmiechem.
- Jedziemy do Twoich rodziców, mamusia się Tobą zajmie. – zaśmiałam się. A wtedy podleciał do nas Ramos.
- Stary przepraszam, spóźniony byłem, ale miałem nadzieję, że trafię w piłkę. No niestety nie wyszło. – zakłopotany podrapał się za uchem.
- Zauważyłem. – odpowiedział Alexis z uśmiechem – Masz szczęście, że nie gramy dalej w Mundialu, bo byś mnie popamiętał.
Panowie podali sobie jeszcze ręce na zgodę i Sergio wrócił do swojej ukochanej i kolegów z drużyny, a Alexis do nas. Wziął Migiego na ręce i zapytał się nas
- To co, gotowi na podbój Chile?
- Powiedzmy, że tak. O której jutro mamy samolot?
- O 6.00, około południa powinniśmy być już w Calamie. Później trzy godzinki samochodem i będziemy już w Tocapilli. – odpowiedział.
- Okej. Damy radę. – uśmiechnęłam się.
- Pójdę się pożegnać z chłopakami i ze sztabem i możemy jechać.

---------------------
 Już się tłumaczę, rozdział był pisany dawno... dawno temu. Gdy znaliśmy tylko grupy mundialowe, dlatego jest tak, a nie inaczej. Uznajmy, że wszystko zostało zmienione na potrzeby opowiadanie. Między ostatnim, a tym rozdziałem w planach miał być jeszcze jeden, ale nie mogłam nic wymyślić więc jest jak jest :P




Rozdział gdy go napisałam bardzo mi się podobał i mam nadzieję że wam też się spodoba.

Do następnego,
Ines :*

5 komentarzy:

  1. Awww!
    Kiedy Mire wreszcie zrozumie, że te bramki też są dla niej????
    Biedny Alexis... Ale bedzie dobrze! Mire i mamusia się nim zajmą :p
    Mmm, podbój Chile... Niech mamusia Alexisa ją przegada :D
    Czekam na koejny *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. dobrze, że jednak nic mu nie jest :) miło ze strony Mire, że zgodziła sie jednak przyjechać do Brazylii ^^
    wow, Ramos zachował się bardzo pozytywnie, plus dla niego (y)
    czekam na opis spotkania z teściową xD
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mialam troszke brakow,ale nadrobilam! Ogolnie ciesze sie,ze Mire przyjedzie do tego cudnego kraju,mm! Cudowny rozdzial! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Długo mnie tu nie było, przepraszam :/
    Rozdział jest świetny. Czekałam na niego i nie żałuję.
    Mire tak słodko martwiła się o Alexisa :3
    Czekam na następny ♥
    Buziaki :* ♥
    Zapraszam do mnie :3
    http://the-unrealized-suicide-diary.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń