czwartek, 31 lipca 2014

Desesperación

Barcelona, sierpień 2009

            Obudziły mnie promienie słoneczne świecące mi prosto w oczy. Kilka razy pomrugałam i zobaczyłam postać siedzącą na brzegu mojego łóżka. Miałam nadzieję, że to Alexis, lecz po chwili okazało się, że jest to mój braciszek. Był smutny i lekko podenerwowany, a wynikało to z tego, że zacięcie obgryzał skórki od paznokci.
- Siostra, nie wiem, co tu robisz i chyba boję się zapytać. – powiedział gdy zobaczył, że się obudziłam.
- Wróciłam szybciej. – odpowiedziałam krótko bez żadnych emocji. Nie chciałam mu streszczać ostatnich dni mojego życia. Wstałam z łóżka i skierowałam się do kuchni żeby zrobić sobie kawę. Spojrzałam na zegarek, było już dawno po dziesiątej. Rodri od prawie dwóch godzin powinien być w pracy. – A ty nie w robocie?
- Wziąłem wolne. To przez niego wróciłaś prawda? Skrzywdził Cię? – stał w progu kuchni i przyglądał się każdemu mojemu ruchowi. Czułam, że łzy znowu napływają mi do oczu. Ręce zaczęły mi się trząś, odłożyłam kubek na blat i zrobiłam kilka kroków w stronę Rodrigo i mocno go przytuliłam. W palcach zaczęłam ugniatać jego koszulkę, a łzy powoli tworzyły mokrą plamę na popielatym materiale. – Cichutko… Uspokój się i spójrz na mnie. – powoli uniosłam głowę – Nie płacz. – starł łzę z mojego policzka. – Co ten drań ci zrobił? 

- Zostawił mnie… Wyjechał bez słowa.. – powiedziałam łamiącym się głosem. Rodri nic nie odpowiedział tylko mocniej mnie przytulił. – Nie mam już siły rozumiesz? Kocham go, tak bardzo go kocham.. Nie potrafię wyobrazić sobie życia bez niego. Przy nim czułam się bezpiecznie, czułam się najpiękniejsza i najważniejsza. – mówiłam, a łzy spływały po moich policzkach i szyi. – Pieprzone Saint-Tropez, pieprzone Chile, pieprzeni Chilijczycy! – krzyczałam uderzając brata po klatce piersiowej.
- Mire, to co powiem uznasz za największa głupotę. I pewnie powiesz, że nie mam pojęcia co czujesz. Może i masz rację, ale jesteś moją małą siostrzyczką i nie pozwolę Cię skrzywdzić, nikomu. – wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo. – Musisz o nim zapomnieć. Wymaż go ze wszystkich wspomnień. Nie myśl o nim. Zostaw go w Saint-Tropez i wróć do dawnego życia w Barcelonie.
- Rodri, ale ja nie potrafię.
- Potrafisz. To trochę potrwa, ale dasz radę, bo jesteś silna. – uśmiechnął się delikatnie – A teraz to połknij i wypij, uspokoisz się trochę. – podał mi kubek z jakimś napojem i dwie tabletki.

***

Rodrigo się mylił, nie jestem silna, nie potrafię zapomnieć o Alexisie. Może nie chcę? Całe dni siedzę w domu i wpatruję się tępo w ścianę. Najcichszy dźwięk mnie drażni. Braciszek codziennie szprycuje mnie tabletkami uspokajającymi i nasennymi. Każdej nocy budzę się zapłakana z krzykiem. Z domu nie wychodzę, bo po co? Widzę jak Rodriemu brakuje już sił i pomysłów na przywrócenie mnie do życia. Już kilka razy próbował przekonać mnie do wizyty u psychologa, uważa, że tam mi najlepiej pomogą. Stara się być opanowany i nie krzyczeć na mnie, ale pewnego dnia nie dało się już inaczej.

Leżałam w pokoju wpatrzona w sufit, a Rodrigo w kuchni przygotowywał obiad i słuchał radia. Nagle usłyszałam naszą piosenkę, „High” Jamesa Blunt’a. Wpadłam w szał połączony z histerią, zaczęłam krzyczeć. Wbiegłam do kuchni i próbowałam wyłączyć urządzenie. Żaden guziczek nie działał, chwyciłam radio i zrzuciłam je z półki. Gdy leżało na podłodze zaczęłam w nie kopać. Po chwili było już tylko kupą plastiku i kabelków. Z bezsilności położyłam się na podłodze obok niego i zaczęłam płakać.
- Co Ci to biedne radio zrobiło? Mire, ty musisz się leczyć. Ja już nie mam siły na Ciebie. Próbuję Ci pomóc, ale nie potrafię! – krzyczał. Spojrzałam z przerażeniem na niego. – Przepraszam. – wyszeptał. Wstałam i pobiegłam do swojego pokoju, po drodze z hukiem zamykając drzwi.

***

            Kolejny dzień siedziałam na kanapie i wpatrywałam się w pusty kąt. Czułam się nikim. Zostawił mnie samą, bez słowa wyjaśnienia. Została mi po nim jedynie kartka i jedno zdjęcie. Nadal go kocham, wiedziałam, że nastanie moment, w którym będziemy musieli się rozstać. Ja musiałam wrócić do Barcelony, on do Udine. Ale to nie tak miało wyglądać. Cierpiałam, strasznie cierpiałam. Wraz ze zniknięciem Alexisa umarła cząstka mnie. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz się uśmiechałam. Mój dzień był jedną, wielką rutyną. Wstawałam, ubierałam się w stary dres, jadłam śniadanie, siadałam na kanapie, oglądałam telewizje, wieczorem znowu coś jadłam i szłam spać. Nie raz Rodrigo próbował wyciągnąć mnie na miasto, na zakupy, na imprezę. Jednak nie miałam na to siły. Nie byłam gotowa na kontakt ze światem zewnętrznym. Po wielu próbach przekonał mnie żebym poszła do psychologa. Byłam już po dwóch sesjach.  Mam wrażenie, że w ogóle mi nie pomagają, wręcz przeciwnie znowu muszę to wszystko sobie przypominać. Chodzę tam tylko dla Rodriego.
- Mire, musze jechać na chwilę do pracy, później podjadę jeszcze po zakupy. Kupić ci coś? – zapytał.
- Nie, nic nie potrzebuję. – odpowiedziałam wpatrując się w krajobraz za oknem.
- Siostra wróć do nas. Nie zamykaj się w sobie. On nie jest wart tych łez. Chcę znowu zobaczyć moją szczęśliwą, uśmiechniętą, silną Mire, która zniknęłam wraz z wyjazdem do Francji. Zamknij ten rozdział i zacznij następny, bez niego. Spróbujesz? – zapytał przytulając mnie. Potrząsnęłam tylko twierdząco głową.
Rodri wyszedł, a mi po chwili zrobiło się nie dobrze. Pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam. Blada spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Wyciągnęłam z szafki kalendarzyk i usiadłam na brzegu wanny.  Zaczęłam liczyć dni, okres spóźniał mi się ponad dwa tygodnie, do tego jeszcze te mdłości. ‘Przecież ja nie mogę być w ciąży’ pomyślałam.  Schowałam twarz w dłonie i znowu zaczęłam płakać. Byłam przerażona. Postanowiłam udać się do lekarza jeszcze dzisiaj. Doprowadziłam się do porządku. Umalowałam się, ułożyłam włosy. Założyłam jeansowe krótkie spodenki, luźny beżowy top i tego samego koloru sandałki. Na szyi zawiesiłam długi naszyjnik z piórkiem, a na nadgarstku bransoletkę. Na kartce napisałam ‘Będę wieczorem. M.’ i zostawiłam kartkę na stole w kuchni. Wzięłam torebkę, okulary przeciwsłoneczne i wyszłam z domu. Było dzisiaj strasznie gorąco, słońce mocno świeciło, wiatr w ogóle nie wiał. Postanowiłam złapać taksówkę, ponieważ o tej godzinie w metrze będzie straszny tłok. Dojechałam po klinikę, pielęgniarka powiedziała mi, że muszę chwilę poczekać. Usiadłam w poczekali, jednak długo nie musiałam oczekiwać mojej lekarki. Dziesięć minut później byłam już w gabinecie. Doktor González zrobiła mi badanie  
\USG i powiedziała po chwili:
- Gratuluję, jest Pani w ciąży.
- Co? – zapytałam z niedowierzaniem.
- To trzeci tydzień. Proszę spojrzeć tutaj, – pokazała na ekran – ta mała rodzynka to jest Pani maleństwo. – powiedziała z uśmiechem, a mi łza spłynęła po policzku. - Proszę nie płakać. Wszystko będzie dobrze. – starła żel z mojego brzucha i dodała – Widzimy się za trzy tygodnie. Do zobaczenia.
- Dziękuję. Do widzenia.
Przez kolejne godziny błąkałam się uliczkami Barcelony. Miałam rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu, bez Alexisa. To już nigdy nie będzie możliwe, jego cząstka zawsze będzie przy mnie. Moje maleństwo będzie mi zawsze o nim przypominać. Kiedyś marzyłam o wspaniałym mężu i gromadce dzieci, ale to wszystko miało dziać się później. Mam 20 lat, nieskończone studia, i ojcem mojego dziecka jest facet, który zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia. Świetnie. Z rozmazanym makijażem przekręcałam klucz w zamku do mieszkania.
- Jesteś, już się martwiłem. Kolacja prawie gotowa. – zawołał Rodrigo. Stanęłam w progu kuchni i spojrzałam smutno na mojego brata. Ten odwrócił się, gdy tylko mnie zobaczył rzucił krojenie papryki i podszedł do mnie. – Co się stało? Gdzie byłaś? – na te słowa znowu wybuchłam płaczem i przytuliłam się do Rodriego.
- Nigdy o nim nie zapomnę. Nigdy nie zamknę tego rozdziału. Nie teraz, gdy… - umilkłam.
- Mire spójrz na mnie. – poprosił i podniósł mój podbródek.
- Jestem w ciąży. – wyszeptałam. Rodrigo nic nie odpowiedział tylko mnie mocno przytulił. – Będziesz wujkiem.
- Spokojnie. Damy sobie radę. Pomogę Ci. Nie możesz się teraz denerwować, słyszysz?
Wiele razy myślałam, że jest już dobrze, że daję sobie radę z tą całą sytuacją, ale tak nie jest. Chciałabym przestać go kochać, ale nie potrafię. Tęsknie za nim, za jego uśmiechem, za jego zapachem, za jego żartami i niespodziankami, ale nienawidzę go za to, że mnie zostawił, że jestem teraz sama, że mój mały skarb będzie się wychowywał bez ojca.

***


       Dokładnie dziewięć miesięcy później, 8 kwietnia 2010 roku na świat przyszedł Miguel Sánchez Briseño.  Był przecudowny, najpiękniejszy, MÓJ. Był moim małym skarbem, wokół którego kręcił się teraz cały mój świat. Im robił się starszy tym stawał się coraz bardziej podobny do Alexisa. Migi miał jego oczy, tak samo ciemne i hipnotyzujące. Wychowywałam go sama z wielką pomocą Rodrigo. Wiem, że bez niego nie dałabym sobie rady. 

------------------------

Wróciłam i jutro znowu wyjeżdżam, masakra. Człowiek nie ma czasu nic zrobić w związku z blogiem. :/ Napisanych rozdziałów do przodu mi ubywa a ja czasu na pisanie nowych nie mam. :< Mam nadzieję, że jak wrócę za dwa tygodnie to będzie tego czasu aż za dużo. Ale wracając to rozdziału... No i mamy buuum. Mire w ciąży. ;) Dzisiejszy rozdział jest ostatnim rozdziałem który dzieje się w przeszłości. Następny będzie już normalnie w 2014 roku. Bardzo dziękuję za przepiękne komentarze. <3 Jesteście kochane. Kolejny rozdział za dwa tygodnie, chyba że uda mi się jakoś dodać na obozie. Wasze blogi postaram się nadrobić w najbliższym czasie, obiecuje. 


Marcuś, na żywo jesteś jeszcze przystojniejszy niż na zdjęciach i w telewizji. Dziękuję ;*

Do następnego,
Ines ;*

10 komentarzy:

  1. Fajny rozdział, szkoda mi Mire no i małego, że musi wychowywać się bez ojca, mam nadzieję, że w końcu Alexis się odnajdzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wrażenie, że z rozdziału na rozdział piszesz coraz lepiej ;) Ten jest świetny! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Popieram anonima wyżej, piszesz coraz lepiej, tylko pogratulować. :*
    Mam ogromną nadzieję, że mały jednak będzie miał ojca, będzie miał Alexisa..
    czekam na kolejny. :) / Vika Tello-Morata

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak Alexis mógł ją tak po prostu zostawić ;/ jest za bardzo kochany, by to robić...
    aż sobie wyobraziłam takiego malutkiego Sanchiego, jejku *.*
    Oby Alexis się dowiedział jak najszybciej :)
    Czekam na kolejny, buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ujmę to w ten sposób- coraz bardziej nie lubię w tym opowiadaniu Alexisa (tak nie powinno być) i coraz bardziej szkoda mi Mire (tak prawdopodobnie powinno być) :3
    Cudownie napisany rozdział :*
    Czekam na następny :*
    U mnie już wieczorem nowy ♥ http://francescfabregasblog.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  6. Super :*
    Kurcze, szkoda mi Mire...
    No i szkoda dziecka, że będzie się wychowywać bez ojca.
    Czekam na następny (weselszy) rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  7. awwww śliczne zdjęcie Marca *.*
    to chyba tak na osłodzenie po takim smutnym rozdziale...
    niefajnie się stało, dobrze, że nie popadła w depresję, albo coś gorszego! teraz ma Miguelka i jest happy haha :D
    coś czuję, że w następnych rozdziałach będzie się działo :P
    pozdrawiam i czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  8. To Marc może być jeszcze przystojniejszy niż jest? :D
    Szkooda Mire ;c
    mam nadzieję, że będzie dobrze ;) /Werandaa

    OdpowiedzUsuń
  9. 22 year old Technical Writer Hamilton Norquay, hailing from Terrace Bay enjoys watching movies like "Awakening, The" and Archery. Took a trip to Carioca Landscapes between the Mountain and the Sea and drives a Expedition. przejsc do mojego bloga

    OdpowiedzUsuń