Tocopilla, lipiec 2014
ALEXIS
Siedziałem
w kuchni i popijałem lemoniadę, po chwili weszła moja mama. Kręciła się w kółko
i udawała, że czegoś szuka, wyglądała jakby brakowało jej odwagi, aby o coś
zapytać. Wzięła szklankę, nalała sobie napoju i usiadła koło mnie. Wypiła pół
szklanki i przemówiła.
- Synku?
-Tak mamuś?
- Mire to wspaniała dziewczyna. –
uśmiechnęła się.
- Wiem. – pokiwałem głową i na samą
myśl o dziewczynie uśmiech pojawił mi się na ustach.
- Nie będę Ci wypominać błędów z
przed lat, bo to i tak nic nie zmieni, ale... Mogę Ci się o coś zapytać?
- Pewnie.
- Alexis powiedz mi czy… kochasz ją
jeszcze? – zapytała niepewnie. Przez pewien czas nie wiedziałem, co powiedzieć.
- Mamo, Mire jest dla mnie ważna,
nawet bardzo, tak samo jak Miguel. Są moimi największymi skarbami, zrobiłbym
dla nich wszystko… Mire jest wspaniałą dziewczyną, którą kiedyś skrzywdziłem i
to bardzo. Zawiodłem ją i zostawiłem wtedy, kiedy najbardziej mnie potrzebowała,
kiedy Miguel był jeszcze bardzo malutki. Chciałbym stworzyć Migiemu prawdziwą
rodzinę, z mamą i tatą razem. Ale nie wiem czy Mire będzie chciała nam dać
drugą szansę. Ale obiecuje Ci mamuś – chwyciłem ją za rękę i mocno uścisnąłem –
że zrobię wszystko żeby pokochała mnie jeszcze raz.
MIRE
Smacznie spałam,
gdy usłyszałam ciche szmery i szepty. Po chwili poczułam jak ktoś wdrapuje się
na łóżko i ściąga ze mnie kołdrę.
- Wstawaj mamo, już rano! - krzyknął Miguel. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do niego. Chwyciłam go i zaczęłam gilgać. Mały śmiał się w niebogłosy. Przy drzwiach stał Alexis z drewnianą tacką w ręce.
- Migi zrobił Ci śniadanie.
- Naprawdę? - zapytałam zdziwiona.
- Taak. Tata mi tylko trochę pomógł.
- Ale mam już dużego syna. - powiedziałam, a Miguel zrobił się dumny jak paw. - Co mi przygotowałeś?
- Same pyszności. – odpowiedział, a my z piłkarzem zaczęliśmy się śmiać. Kilkanaście minut później całą trójką siedzieliśmy na łóżku i zajadaliśmy się ciastkami.
- Zabieram Cię na wycieczkę. - powiedział po chwili Alexis.
- A ja zostaje z dziadkami. Suuper! - dodał Miguel.
- Widzę, że to wszystko już zaplanowane.
- Tak. Za pół godziny jedziemy. Najlepiej załóż spodnie i trampki. - powiedział Sánchez wychodząc z sypialni. - Chodź mistrzu, pomożesz mi. – dodał, a mały od razu zaskoczył z łóżka i pobiegł za nim. Tak jak Alexis powiedział tak zrobiłam. Założyłam jeansowe krótkie spodenki, białą bluzeczkę z napisem i po 20 minutach byłam gotowa. Zeszłam na dół, przywitałam się z mamą Alexisa, która przygotowywała lemoniadę.
- Mire kochana. Miałabym prośbę, w październiku przelatujemy na trochę do Hiszpanii i czy moglibyśmy wtedy spotkać się z Miguelem i zabrać go gdzieś. Ja wiem, że on ma wtedy przedszkole i zajęcia, ale…
- Eva, oczywiście, że tak. Miguel bardzo was polubił, będzie przeszczęśliwy jak przyjedziecie. Nie ma żadnego problemu. W końcu jesteście jego dziadkami. - odpowiedziałam z uśmiechem. Eva podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Dziękuję. A teraz idź na podjazd, Alexis już czeka.
- Pa kochanie. - krzyknęłam do Miguela, który razem z dziadkiem bawił się w salonie. - Bądź grzeczny.
Gdy wyszłam przed dom stanęłam jak wryta, na podjeździe stał stary, ale w dobrym stanie motor.
- Ty chyba żartujesz. - powiedziałam.
- Nie. Nie marudź tylko wsiadaj.
- Nawet nie zaczęłam marudzić. - powiedziałam pod nosem i usiadła na motorze. - Powiesz mi gdzie jedziemy?
- Nie. - odpowiedział i usiadł przede mną. - Trzymaj się mocno. - wtedy usłyszałam ryk silnika i wtuliłam się w Alexisa. - Ale nie aż tak. Nie mogę się ruszać. - powiedział ze śmiechem. Rozluźniłam trochę uścisk i piłkarz ruszył.
- Tylko nas nie zabij. - poprosiłam.
- Umiem jeździć, spokojnie. Wrócisz cała i zdrowa.
Po około 15 minutach jazdy przywykłam do jednośladu. Już się aż tak nie bałam. Mogę nawet
powiedzieć, że dobrze się bawiłam. Pojechaliśmy w góry, było tak
pięknie. Cudowne widoki na ocean, pustynie. Bajka. Gdy zjechaliśmy w jakąś
dolinę droga była prosta po horyzont, a dookoła nic tylko góry. W pewnym
momencie tak dobrze się bawiłam, że nawet puściłam się Alexisa i uniosła ręce w
górę. Zaczęłam krzyczeć i śmiać się w niebogłosy. Gdy byliśmy w połowie drogi
piłkarz zatrzymał się i powiedział, że teraz moja kolej.- Wstawaj mamo, już rano! - krzyknął Miguel. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do niego. Chwyciłam go i zaczęłam gilgać. Mały śmiał się w niebogłosy. Przy drzwiach stał Alexis z drewnianą tacką w ręce.
- Migi zrobił Ci śniadanie.
- Naprawdę? - zapytałam zdziwiona.
- Taak. Tata mi tylko trochę pomógł.
- Ale mam już dużego syna. - powiedziałam, a Miguel zrobił się dumny jak paw. - Co mi przygotowałeś?
- Same pyszności. – odpowiedział, a my z piłkarzem zaczęliśmy się śmiać. Kilkanaście minut później całą trójką siedzieliśmy na łóżku i zajadaliśmy się ciastkami.
- Zabieram Cię na wycieczkę. - powiedział po chwili Alexis.
- A ja zostaje z dziadkami. Suuper! - dodał Miguel.
- Widzę, że to wszystko już zaplanowane.
- Tak. Za pół godziny jedziemy. Najlepiej załóż spodnie i trampki. - powiedział Sánchez wychodząc z sypialni. - Chodź mistrzu, pomożesz mi. – dodał, a mały od razu zaskoczył z łóżka i pobiegł za nim. Tak jak Alexis powiedział tak zrobiłam. Założyłam jeansowe krótkie spodenki, białą bluzeczkę z napisem i po 20 minutach byłam gotowa. Zeszłam na dół, przywitałam się z mamą Alexisa, która przygotowywała lemoniadę.
- Mire kochana. Miałabym prośbę, w październiku przelatujemy na trochę do Hiszpanii i czy moglibyśmy wtedy spotkać się z Miguelem i zabrać go gdzieś. Ja wiem, że on ma wtedy przedszkole i zajęcia, ale…
- Eva, oczywiście, że tak. Miguel bardzo was polubił, będzie przeszczęśliwy jak przyjedziecie. Nie ma żadnego problemu. W końcu jesteście jego dziadkami. - odpowiedziałam z uśmiechem. Eva podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Dziękuję. A teraz idź na podjazd, Alexis już czeka.
- Pa kochanie. - krzyknęłam do Miguela, który razem z dziadkiem bawił się w salonie. - Bądź grzeczny.
Gdy wyszłam przed dom stanęłam jak wryta, na podjeździe stał stary, ale w dobrym stanie motor.
- Ty chyba żartujesz. - powiedziałam.
- Nie. Nie marudź tylko wsiadaj.
- Nawet nie zaczęłam marudzić. - powiedziałam pod nosem i usiadła na motorze. - Powiesz mi gdzie jedziemy?
- Nie. - odpowiedział i usiadł przede mną. - Trzymaj się mocno. - wtedy usłyszałam ryk silnika i wtuliłam się w Alexisa. - Ale nie aż tak. Nie mogę się ruszać. - powiedział ze śmiechem. Rozluźniłam trochę uścisk i piłkarz ruszył.
- Tylko nas nie zabij. - poprosiłam.
- Umiem jeździć, spokojnie. Wrócisz cała i zdrowa.
Po około 15 minutach jazdy przywykłam do jednośladu. Już się aż tak nie bałam. Mogę nawet
- Przecież ja nigdy motoru nie prowadziłam. - zaprotestowałam.
- Dasz radę, tu jest gaz, tu sprzęgło, a tu hamulec. To prawie jak w samochodzie. Tylko powoli. – powiedział, a ja zrobiłam wszystko według instrukcji. Motor ruszył i jechaliśmy.
- Ja jadę! - krzyknęłam. - Skąd masz motor? – zapytałam po jakimś czasie.
- Kiedyś z Jose jeździliśmy po całym Chile. Motory u nas były tańsze niż samochody, w Tocopilli każdy ma motor. I każdy potrafi jeździć. Zatrzymaj się tutaj. - poprosił. - Prosta droga się kończy, teraz ja.
Po zamianie
miejsc jechaliśmy jeszcze około 20 minut. Nagle zatrzymaliśmy się przy małej
stacji benzynowej, jedno stanowisko do tankowania i buda z kasą. Obok stała
jakaś rozwalająca się drewniana szopa i ławka. Alexis zatrzymał motor i
powiedział:
- To co, robimy przerwę?
- Pójdę usiąść na tej ławeczce. – odpowiedziałam i
skierowałam swoje kroki ku niej. – Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. Jest
ślicznie. – powiedziałam wyrzucając butelkę od Coli do kosza. – Wracamy? –
zapytałam i odwróciłam się tyłem do Alexisa. Po chwili poczułam jak łapie mnie
za rękę i przyciąga do siebie. Nasze twarze dzieliły milimetry, a mi wcale to
nie przeszkadzało. Piłkarz chwycił moją twarz w dłonie i pocałował. Moje ciało
przeszedł przyjemny dreszcz, a zdrowy rozsądek poszedł się… Palcami przeczesałam
jego krótkie włosy. Sanchez uniósł mnie lekko, a ja oplotłam nogi wokół jego
talii. Całowaliśmy się aż zabrakło nam tchu. Chilijczyk musnął jeszcze moje
wargi i w tym momencie wróciłam na ziemie w dosłownym oraz przenośnym tego słowa
znaczeniu. Położyłam rękę na jego klatce piersiowej i delikatnie odsunęłam, gdy
próbował zbliżyć swoje usta do moich.
- Nie mogę. – wyszeptałam nie patrząc mu w oczy. – Nie
potrafię, nie chcę każdego dnia budzić się z obawą, że Cię już nie zobaczę, że znikniesz.
Nie umiem Ci zaufać. Przepraszam.
- Mire zmieniłem się. Daj nam szansę. – wierzchem palca
przesunął po moim policzku. – Już Cię nie zranię, obiecuję. Jesteś zbyt
wspaniała i piękna żeby Cię niszczyć. Nigdy, przenigdy nie dopuszczę do tego
żebyś jeszcze kiedyś przeze mnie płakała.
- Proszę Cię nie utrudniaj mi tego. Nasza bajka się już
skończyła.
------------------
Doczekałyście się chwili namiętności, hah :* Rozdział zostawiam wam do opinii. Bardzo dziękuję za te 5000 wyświetleń! Jestem w szoku <3
Doczekałyście się chwili namiętności, hah :* Rozdział zostawiam wam do opinii. Bardzo dziękuję za te 5000 wyświetleń! Jestem w szoku <3
Do następnego,
Ines :*
Ines :*
"Ale obiecuje Ci mamuś, że zrobię wszystko żeby pokochała mnie jeszcze raz." wcale nie płakałam, wcale :")))))))
OdpowiedzUsuńMire, kurczę no, daj Sanchiemu szansę!!
Nie zostawi Ciebie, a w sumie Was no!
Tylko proszę, nie rób jego przenosin do Arsenalu, chyba że weźmie ich ze sobą...
Czekam na kolejny!<3
Zgadzam się z Dominiką - wzruszające
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, tylko strasznie szybko się skończył ;<
Chcemy następny! :D
No i mnie doprowadziłaś do płaczu :(
OdpowiedzUsuńOna ma mu dać szansę, bo jak nie, to moje marne życie legnie w gruzach :(((
Pisz następny kochana :*
Czekam <3
Jezu, to jest piękne <3
OdpowiedzUsuńMire, ty głupia dziewczyna daj jemu szanse!
Czekam <3
Ona powinna mu dać szansę! Przecież tak się stara... Wiem, zrobił masę głupich błędów w przeszłości, ale no przecież widać jak mu zależy!
OdpowiedzUsuńWspominałam już, że uwielbiam Miguela? Jest taaakich kochany aw ♥
Pozdrawiam :*