Barcelona,
marzec 2014
Kilkanaście dni później…
Od mojej wizyty u Alexisa minęły
prawie dwa tygodnie. Do tej pory się nie odezwał. W środowy wieczór siedziałam
z Rodrigo w salonie i oglądaliśmy jakąś komedię. Migi słodko spał w sąsiednim
pokoju wyczerpany dzisiejszą zabawą w przedszkolu i z dziećmi na placu zabaw. Nagle
mój telefon rozdzwonił się, na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer. Wstałam
z kanapy i przeszłam do kuchni żeby nie zakłócać seansu braciszkowi.
-
Słucham? – powiedziałam od razu, gdy odebrałam.
-
Mire? To ja, Alexis. – odpowiedział mój rozmówca – Chciałbym się spotkać i
porozmawiać.
-
Gdzie i kiedy? – zapytałam.
-
Jutro? W kawiarni ‘Iberia’ o 14? – odparł tym swoim czarującym głosem.
-
Będę. Do zobaczenia. – zakończyłam rozmowę i wróciłam z powrotem do salonu.
Rodri spojrzał na mnie z zaciekawieniem. – Alexis, jutro się wszystkiego
dowiemy.
-
Czyli mam odebrać małego?
-
Mógłbyś? Bo nie jestem pewna czy zdążę.
-
Wiesz, że dla tego malca wszystko. – uśmiechnął się – Tylko obiecaj mi, że
jutro go nie pobijesz ani nie wpadniesz mu w ramiona.
-
Obiecuję. Ten facet dla mnie już nie istnieje. – odparłam pewnie.
-
I tego się trzymajmy. Mądra dziewczynka. – odpowiedział i zmierzwił mi włosy.
-
Głupek. – dźgnęłam go łokciem w bok - Idę spać, dobranoc braciszku. –
pocałowałam go w policzek i zniknęłam za drzwiami swojej sypialni.
Następnego dnia piękne słońce
przywitało Barcelonę. Pogoda była już wiosenna, wszystkie drzewa i krzewy
puszczały zielone pąki. Ptaki znowu rano śpiewały. Umalowana, uczesana i ubrana
w jasne jeansy, czarną bluzkę, cieliste szpilki lakierki, z kilkoma
bransoletkami na ręce próbowałam obudzić Miguela. Nadaremno. Mój szkrab dzisiaj
wyjątkowo nie chciał wyjść z łóżka. Próbowałam na wiele sposobów, gdzie go odkrywałam
to zawijał się w pierzynę z drugiej strony.
-
Misiu wstawaj, proszę. Spóźnimy się. – prosiłam synka. Po wielu próbach w końcu
udało mi się go przekonać. – No zuch chłopak, załóż teraz buciki ja muszę
spakować torebkę. - Wzięłam cielistą, dużą torbę i wpakowałam do niej
najpotrzebniejsze rzeczy. Na korytarzu zarzuciłam na Migiego granatową
kurteczkę. Sama ubrałam gołąbkową skórę i wyszliśmy z domu.
W
pracy nie mogłam się na niczym skupić. Cały czas myślałam o nadchodzącym
spotkaniu z Alexisem. Minuty tego dnia płynęły bardzo wolno, po czterech
godzinach siedzenia w pracy byłam już wykończona. Około godziny 13 wyszłam z
niej żeby ze spokojem dojechać prawie na drugi koniec miasta. Samochód
zaparkowałam nieopodal, weszłam do malutkiej kawiarni na rogu. Beżowe ściany,
duże okna i ciemnobrązowe meble.
Przy jednym stoliku siedział Chilijczyk,
ubrany w granatowy, gruby sweter i ciemne jeansy. Gdy zbliżyłam się do stolika
Alexis podniósł się z krzesła i uśmiechnął.
-
Hej. Cieszę się, że przyszłaś.
-
Cześć. – odpowiedziałam i usiadłam naprzeciw Chilijczyka. – Chciałeś
porozmawiać, więc słucham.
-
Dlaczego teraz? Minęło tyle lat.. W ogóle jak mnie znalazłaś?
-
Detektywi, po dwóch dniach miałam już twój dokładny adres i plan dnia. Dlaczego
teraz? – prychnęłam – Wcześniej nie byłabym w stanie spojrzeć ci w twarz.
Wywróciłeś moje życie do góry nogami. Musiałam przerwać studia, bo urodził się
Migi, musiałam radzić sobie sama. Nie było cie, w dupie miałeś to, co się ze
mną działo. Przeszłam załamanie nerwowe. Przez
Ciebie. – mocno zaakcentowałam ostatnie zdanie. Alexis nic nie
odpowiedział, kilka razy układał usta żeby coś powiedzieć, ale nie mógł wydusić
z siebie słowa. – Domyślam się, że jeżeli zadzwoniłeś to podjąłeś już decyzje.
– powiedziałam oschle.
-
Zawsze taka jesteś? – zapytał.
-
Jaka?
-
Zimna i oschła. Kiedyś taka nie byłaś.
-
Tylko w stosunku do ludzi, którzy na to zasługują. – uśmiechnęłam się - Byłam
inna, to prawda, ale życie nauczyło mnie czegoś. Za łatwo ufałam ludziom, a oni
to wykorzystywali. To Migi nauczył mnie twardo stąpać po ziemi. – Nastała
cisza, Sánchez nic nie mówił, po chwili dostrzegłam jego zapatrzenie w kelnerkę.
Wtedy zapytałam sarkastycznie, bo
wiedziałam, że mnie nie słucha – Nasza córeczka ma na imię Raquel i ma dziesięć
lat, prawda?
-
Tak, tak – odpowiedział z głową w chmurach Sánchez.
-
Idź się z nią umów na wieczór, po co szukać wieczorem jakiejś seksownej
laseczki jak tu taka piękna kandydatka. Zresztą, po co na wieczór, od razu idź
ją przelecieć. Tylko tyle potrafisz. – mówiłam podniesionym głosem, wtedy
Alexis wrócił do żywych - Przestań mi dupe zawracać. To nie ma sensu, to był
zły pomysł. Zapomnij o tym spotkaniu i o tym, że masz syna. Jesteś pieprzonym
egoistą zakochanym w sobie. Nie zasługujesz na miano ojca Miguela. –
krzyknęłam. Wstałam od stolika, wzięłam do ręki torebkę – Cześć. – rzuciłam i
wyszłam z kawiarni. Po chwili usłyszałam głos piłkarza. Zatrzymałam się i
odwróciłam w jego stronę.
-
Może to nie jest moje dziecko? Może po moim wyjeździe poszłaś na imprezkę,
bzyknęłaś się z pierwszym lepszym i teraz chcesz mnie wrobić w ojcostwo? –
powiedział z szyderczym uśmiechem. Nie wytrzymałam, zrobiłam kilka kroków w
jego stronę i uderzyłam go w twarz.
-
Pieprz się Sánchez! – krzyknęłam, a Chilijczyk chwycił się za policzek. Wyjęłam
z torebki smoczek Migiego i ze złością podałam mu go. – Zrób badania. Będziesz
mieć wszystko na papierze. Żegnam. – odwróciłam się od zdziwionego piłkarza.
Przeszłam na drugą stronę ulicy, otworzyłam samochód i odjechałam.
***
Wściekła wróciłam do mieszkania,
torebkę i kurtkę rzuciłam w kąt i położyłam się na kanapie. Musiałam się
uspokoić, za chwilę powinien wrócić Rodrigo z Migim, a ja najchętniej
wydrapałabym komuś oczy. Wzięłam pilota od wieży do ręki i włączyłam płytę
Bruno Marsa, pogłośniłam najgłośniej jak się dało. Przyjemne brzmienie
zagłuszało moje myśli. Gdy płyta zbliżała się ku końcowi, a ja śpiewałam
piosenkę ‘Old & Crazy’ usłyszałam
krzyk Rodriego.
-
MÍRE, WYŁĄCZ TO! Ogłuchnąć można. – wziął pilota i wyłączył urządzenie. –
Zgłupiałaś? – zza mojego brata wyszedł Migi, z ogromnymi grochami łez w oczach.
Kucnęłam przed nim i wyciągnęłam ręce.
-
Chodź do mamusi. Nie płacz skarbie, nic się nie stało. – przytuliłam do mocno.
-
Przestraszyłaś go. Co Cię opętało? – zapytał wściekły Rodrigo.
-
Zamknij się. Nic mnie nie opętało. Czy ty zawsze musisz się wszystkiego
czepiać? Nie jestem już małą dziewczynką, nie mam 10 lat. Nie trzeba się mną
zajmować. – puściłam małego, a ten pobiegł do swojego pokoiku.
-
A kto jeszcze 4 lata temu potrzebował opieki? Ty nie radziłaś sobie z życiem.
Byłem na każde Twoje zawołanie. Znosiłem Twoje wahania nastrojów, stany
depresyjne, krzyki po nocach.
-
Kto Ci kazał? Kto? Ja nie. Trzeba było mnie tak zostawić. Wylądowałam bym w psychiatryku
i wtedy może byłbyś szczęśliwy.
-
Przeginasz.
-
No tak, bo przecież to ja wpadłam w wieku 20 lat z piłkarzyną zapatrzoną w
sobie. Masz racje, ty jesteś idealny.
-
Nie wiem, co powiedział Ci dzisiaj ten Twój piłkarzyk, ale nie poznaje Cie.
Pewnie wyparł się Migiego, zgadłem? – nic nie odpowiedziałam, a Rodrigo zaśmiał
się pod nosem – Wiedziałem.
-
Daruj sobie. Nie chce i nie będę na ten temat rozmawiać.
-
Święta Míre znowu ucieka od problemów. Powinienem się do tego przyzwyczaić. –
pokręciłam głową, poszłam na korytarz, założyłam buty, płaszcz, wzięłam torebkę
do ręki.
-
Wychodzę. Zajmij się Miguelem. – powiedziałam i wyszłam z mieszkania.
Błąkałam się bez celu uliczkami
Barcelony, w końcu wylądowałam w jakimś barze. Siedziałam i popijałam kolejne
już mojito. Z Rodrigo nie kłócimy się prawie w ogóle, ale jak już do tego
dojdzie to tak konkretnie. Byłam zła na Alexisa, na Rodriego, na siebie.
-
Jestem beznadziejną matką. – mówiłam sama do siebie – Ojciec wyparł się mojego
syna, będzie wychowywał się bez taty. Przestraszyłam go dzisiaj, musiał
wysłuchiwać mojej kłótni z bratem i zamiast zostać w domu i mu to jakoś
wynagrodzić to siedzę i upijam się. Świetnie. – przysiadł się do mnie jakiś
starszy facet zalany w trupa.
-
Hej mała, zabawimy się jakoś? – zapytał zachrypniętym głosem.
-
Odwal się człowieku. – powiedziałam, a mężczyzna powiedział coś pod nosem i
odszedł.
-
Z takimi to trzeba twardo. Gratuluje. – odezwała się siedząca obok mnie
blondynka. – Jessica. – podała mi rękę.
-
Míre. – znowu bawiłam się słomką od drinka. Po chwili dziewczyna zaczęła
rozmowę. Miała na sobie jasne jeansy, czarną koszulę i różowe szpilki na
nogach. Końcówki jej włosów były zakręcone na lokówce, zrobiony miała lekki
makijaż. Wyglądałam bardzo ładnie. Po jakimś czasie barman postawił kolejne
mojito dla mnie i margarite dla Jessici.
-
To co, pijemy za dupków, którzy nas zostawili? Bo obstawiam, że to z jego powodu
tu jesteś. – powiedziała.
-
Taa. Za dupków. – ze śmiechem stuknęłyśmy nasze kieliszki.
-
Wyobrażasz sobie, że przyjechałam dla niego aż ze Stanów? A gdy poszłam do jego
mieszkania nakryłam do z jakąś grubą dupą? Minę miał przednią jak mnie
zobaczył. Ładną niespodziankę mu zrobiłam, nie sądzisz? – powiedziała ze śmiechem.
-
Oj tak. Faceci to dranie. Jeden mi dzisiaj powiedział, że wrabiam go w ojcostwo,
a mój brat wypomniał mi, jaki to on był troskliwy, gdy przechodziłam załamanie
nerwowe.
-
Jesteś w ciąży? – zapytała ze zdziwieniem.
-
Nie. – zaczęłam się śmiać – Mój syn ma prawie 4 latka. Dzisiaj spotkałam się z
jego ojcem po 5 latach.
-
I wszystko jasne. Idioci. Wszyscy są tacy sami. – pokręciła głową – Kelner,
jeszcze raz to samo.
Nie wiem ile wypiłam tamtego
wieczora. Siedziałyśmy z Jessicą i prosiłyśmy o kolejne drinki, ale w pewnym
momencie barman powiedział ‘Dość’. Po
północy wyszłyśmy z baru, obie ledwo trzymałyśmy się na nogach. Żeby zmniejszyć
prawdopodobieństwo wywrotki zdjęłam szpilki i szłam boso. Po pewnym czasie Jess
zrobiła to samo. Na skrzyżowaniu musiałyśmy się rozstać, ja skręcałam w prawo,
amerykanka w lewo do swojego hotelu.
-
Moje życie jest była jednak w Nowym Jorku. Tam będę szukać miłości. – zaczęła
się śmiać – O czym ja mówię? Miłość nie istnieje. Samolot mam za dwa dni. Życzę
Ci kochana wszystkiego dobrego, dużo uśmiechu i pociechy z Twojego malucha.
Ucałuj go ode mnie.
-
Oczywiście Jess. Odezwij się czasami. Tobie też najlepszego. – przytuliłam ją i
skierowałam się w stronę domu.
------------------------------
I nowy rozdział już jest. :3 Z góry przepraszam, że zrobiłam z Alexisa takiego dupka, ale musiałam no. Przecież nie mogło być tak, że od razu będą szczęśliwą rodzinką. ;) Dziękuję za piękne komentarze i 2200 wyświetleń.
Do następnego,
Ines ;***
Ines ;***
Echamos de menos :c
masz rację, straszny dupek :D
OdpowiedzUsuńale rozdział świetny ;))
Alexis jaki dupek, Bożeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee:(
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny adergfdgewbf, piszesz świetnie! <3
Jestem i ja. Na początku z góry przepraszam, ale wiesz jak u mnie ostatnio było, dlatego dziękuję za zrozumienie. Co do rozdziału odwaliłaś kawał dobrej roboty, Alexis przedstawiony w takim świetle jest na prawdę realistyczny ;) mam nadzieję, że ogarnie się i zrozumie swój błąd :) czekam na następny :*
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział, czytałam go z przyjemnością. :)
OdpowiedzUsuńAlexis nawet jako dupek jest fajny, nie ma co.
Mam nadzieję, że pomimo wszystko Mire i Sanchez będą ze sobą szczęśliwi. :)
Pozdrawiam, czekam na następny. :*
Świetny :*
OdpowiedzUsuńAlexis to faktycznie straszny dupek.
Pozdrawiam :*
Świetny rozdział, ale masz rację, że Alexis w tym opowiadaniu to straszny dupek.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jednak wszystko się dobrze skończy :D
Aj, Sanchi Sanchi... Po badaniach zmieni swoje zachowanie, co nie?
OdpowiedzUsuńMimo tego, ze taki jest to nadal go wielbię, haha :3
Uh, Rodrigo no... Po latach to kurdę łatwo powiedzieć?
Czekam na kolejny, buziaki :*
Alexis taki zły i niedobry :c mam dziwne wrażenie, że Sanchez przekombinuje coś z wynikami i się wyprze dziecka xD pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj nadrobiłam wszystkie zaległości i stwierdzam, że ten blog jest cudowny. Bardzo szybko wciąga ! ♥
OdpowiedzUsuńSanchez przegiął, ale mam nadzieję, że jak już będzie miał pewność, że jest ojcem Miguela :))
Mimo tego, że jest taki chamski i denerwujący to i tak jakoś patrząc przez pryzmat dawnych lat no to nie mogę go nie lubić.. :))))
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. :*
Buziaki :* ♥
jak Alexis w ogóle może się tak zachowywać?!!! jeszcze jak się oglądał za tą kelnerką, ŻAŁOSNE!
OdpowiedzUsuńzasłużył na uderzenie 'z liścia' od Mire, niech się wreszcie ogarnie!
narzekanie na facetów w barze przy drinku zawsze spoko ;D
rozdział świetny <3
tylko uważaj na końcówki czasowników 'ę' ;)
pozdrawiam i czekam na nexta :*
Alexis cipka, boże drogi, zabiłabym takiego chyba..
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny :*
Ujmę to tak- coraz bardziej nie lubię w tym opowiadaniu Sancheza. No jak można być aż tak... irytującym, delikatnie mówiąc.
OdpowiedzUsuńNie lubię go i tyle.
Szkoda mi Mire i Migi'ego :(
Czekam na następny :*
Zapraszam na bohaterów mojego nowego opowiadania ♥
http://the-unrealized-suicide-diary.blogspot.com/p/blog-page.html
Super *.* nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów *.*
OdpowiedzUsuń