Barcelona, marzec 2014
Następnego dnia obudziłam się z
ogromnym kacem. Wyjaśniłam sobie wszystko z Rodrigo, żyliśmy jak dawniej, z
dnia na dzień. Alexis się nie odzywał, ale nie robiło to na mnie większego
wrażenia. Po naszym ostatnim spotkaniu czułam, że więcej już go nie zobaczę.
Myliłam się…
*
ALEXIS
Od kilkunastu dni nie byłem sobą,
niby zachowywałem swój tradycyjny tryb dnia. Rano trening, później czas
wyciszenia, później wyjście do klubu, poznanie jakiejś laski i przemiła noc z
nią. Wszystko wyglądało jak kiedyś, ale czułem, że coś się zmieniło. Popołudnia
zazwyczaj spędzałem, a to na siłowni czy po prostu siedząc przed telewizorem,
ale teraz nie mogłem zebrać myśli. Cały czas coś zaśmiecało moją głowę. Odkryłem,
że najlepszym sposobem na to są spacery. Znałem już chyba każdą uliczkę w
swojej dzielnicy. Tego dnia poszedłem dalej, wsiadłem w samochód i podjechałem
do dzielnicy na drugim końcu miasta. Po co? Nie wiem, ale w sumie, co za
różnica. Założyłem czarną bluzę, czapkę z daszkiem i okulary przeciwsłoneczne.
Tak niewiele, a nikt cię nie pozna. Mógłbym nawet niezauważony jechać metrem,
ale metrem nie jeżdżę, od czegoś ma się te piękne autka w garażu. Spacerowałem
mniejszymi uliczkami, gdy dotarłem do jednych z większych ulic w Barcelonie, do
Passeig de Sant Joan. Szedłem przed
siebie, nie przejmując się niczym, nie myśląc o tym, że mija mnie tak wiele
ludzi. Gdy przechodziłem obok placu zabaw instynktownie się obróciłem. Odruch
tacierzyński czy co? Bawiło się tam wiele dzieci, wśród nich chłopiec, który
wyglądał jak… Miguel. Rozejrzałem się dookoła i na ławce obok placu zobaczyłem
Mire. Ubraną w czarne legginsy, bluzkę w pomarańczowe paski, brązową skórzaną
kurkę, czarne botki i tego samego koloru kapelusz. Wyglądała ślicznie, kurde
nadal mam słabość do tej dziewczyny. Usiadłem na ławce naprzeciwko niej i
obserwowałem jak mój syn się bawi w piaskownicy, nie to nie może być prawda, ja
ojcem? Nie, to nie dla mnie. Ja się nie nadaje na ojca. Imprezy, panienki,
piłka to jest moje życie, a nie pieluchy i zabawy w piaskownicy. Jak tak teraz
myślę to nie mam pojęcia, dlaczego usiadłem na tej ławce. Nie wiedziałem, co
myśleć o tej całej sytuacji. Mire pojawiła się tak z nikąd, nie sądziłem, że
kiedykolwiek jeszcze ją spotkam. Barcelona ogromne miasto, szansa na spotkanie
niewielka, a tu taka niespodzianka. I jeszcze mówi mi, że mam syna, lepszego żartu
dawno nie słyszałem. Nie wierzyłem w to, albo nie chciałem uwierzyć. Uznałem,
że badanie DNA wyjaśni wszystko. I ostatecznie powie, że wielki Sánchez ojcem
nie jest. Ostatnio moje popołudniowe spacery stały się moją codziennością, i od
dnia, gdy na placu zabaw dostrzegłem Miguela i Mire codziennie tam
przesiadywałem. Coś mnie tam ciągnęło, wtedy jeszcze nie wiedziałem co…
***
Tego dnia miałem odebrać wyniki z
kliniki. Nie chciałem być sam przy otwieraniu koperty, więc zaprosiłem Piqué i
Fábregasa do siebie na piwo. Nie wiedzieli nic o badaniach, nie wiedzieli o
niczym, myśleli, że to zwykłe męskie picie piwa jak to czasami u nas bywa.
Biała koperta z logiem kliniki w lewym, górnym rogu i wydrukowanym moimi danymi:
Alexis Sánchez Sánchez, Carrer de Llull 238 Barcelona, España, leżała już na
stoliczku przy kanapach. Trzy zimne piwa stały obok niej. Nagle usłyszałem
dzwonek do drzwi. Poszedłem je otworzyć i zobaczyłem Cesca i Gerarda. Uśmiechnięci
od ucha do ucha przekroczyli próg mojego mieszkania. W salonie ja usiadłem na
jednej kanapie, a moi goście na drugiej. Zrobiłem duży łyk piwa i chwyciłem
kopertę.
-
Trzymajcie kciuki. – powiedziałem, a oni spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
Wyjąłem dokument i zacząłem czytać, bezsensowna gadka o tym kto, jak, kiedy i
dlaczego robił badania. A na końcu jedno zdanie „Zgodność genetyczna, wynik: pozytywny.” W kółko czytałem to jedno
zdanie. – O kurwa. – krzyknąłem i chwyciłem się za głowę. Rzuciłem kartką
papieru na stół i wziąłem piwo do ręki. Wypiłem je prawie jednym duszkiem i
zacząłem się histerycznie śmiać. – Panowie, jestem ojcem. – powiedziałem, a Geri
i Cescy zaczęli się ze mnie śmiać.
-
Dobre Sanchi, to ci wyszło. Gdybym cię nie znał to bym ci uwierzył. – mówił ze
śmiechem Fabs.
-
To gówno – chwyciłem wyniki – mówi, że jestem ojcem. – i rzuciłem w stronę
piłkarzy. Ci nadal śmiejąc się wzięli kartkę. Pierwszy przeczytał ją Cesc i
zakrztusił się piwem. Powiedział ciche ‘Co?’ i dał ją Gerardowi. Ten z każdym
zdaniem robił coraz większy wytrzeszcz oczu.
- RESULTADO DE LA PRUEBA: POSITIVO. –
przeczytał na głos Pique. – No stary, gratuluję.
-
Czyli to prawda. Mam syna. Chyba piwo mi nie wystarczy. – powiedziałem i
wyjąłem z barku tequile.
To
był dla mnie straszny wieczór, nawet długonoga brunetka nie potrafiła poprawić
mi humoru i po godzinie odesłałem ją do domu. ’Ale wpadłeś Sánchez’ powtarzałem w kółko.
***
Przez następny tydzień
przesiadywałem na tej samej ławce i czekałem na Mire. Musiałem z nią
porozmawiać, a oczywiście zgubiłem wizytówkę i ten plac zabaw był moją jedyną
nadzieją. Wciągu tych siedmiu dni pojawili się trzy razy. Pierwszego dnia po
prostu siedziałem i obserwowałem ją, Migiego. Następne dwa dni czekałem i
czekałem, ale się nie pojawili. W czwartek przyszli, ale nie sami. Był z nimi
mężczyzna, Mire przy nim cały czas się śmiała, wyglądała na szczęśliwą. Mały bawił
się z innymi dziećmi, a gdy podbiegał do nich widać było, że ma z tym facetem
bardzo dobry kontakt. Postanowiłem, że nie podejdę wtedy do nich, poczekam na
następną okazję. Dzisiaj siedziałem na ławce bardzo długo, a Mire jak nie było
tak nie było. Już miałem wracać do domu, gdy zobaczyłem dziewczynę idącą za
rączkę z małym chłopcem. Uśmiechnąłem się sam do siebie i poprawiłem czapkę. Matka
mojego syna usiadła na tej samej ławce, co zawsze, mały od razu pobiegł do
piaskownicy. Postanowiłem, że dzisiaj do niej podejdę tylko jak. Przecież nie
pójdę tak o. ‘Alexis myśl’
powtarzałem w myślach. I wtedy niespodziewanie pod moje nogi przykulała się
mała piłka. Podniosłem ją i rozejrzałem się dookoła żeby zobaczyć, którego
dziecka jest to piłka. Wtedy zobaczyłem małego Miguela biegnącego w moim
kierunku.
-
To Twoja piłka? – zapytałem.
-
Taak. – powiedział z uśmiechem – Ładna prawda?
-
Bardzo ładna. Lubisz grać w piłkę? – odpowiedział kiwając twierdząco główką.
-
Miguel, nie przeszkadzaj Panu. Podziękuj ładnie i wracaj się bawić. –
usłyszałem podwyższony głos Mire. ‘No Sánchez
masz tą swoją okazje.’
-
Dziękuję. – powiedział słodko i wziął piłkę.
-
Nie przeszkadzał. Cześć Mire. – powiedziałem do dziewczyny.
-
Alexis.. – powiedziała pod nosem – Co tu robisz?
-
Chciałem porozmawiać. O Miguelu, o naszym synu. – odpowiedziałem, a ona
prychnęła. – Ostatnio przegiąłem, wiem, ale proszę pogadajmy.
-
Okej słucham. – powiedziała i usiadła na ławce obok mnie.
-
Od małego wychowujesz go na cule? – zapytałem żeby trochę rozładować atmosferę.
-
Zawsze, gdy widzi mecz w telewizji siada jak zaklęty i ogląda. Bywało tak, że
nie drgnął przed całe 90 minut. Coś jednak ma z ojca.
-
Chciałbym go poznać.
-
Okej. Zostaniesz wujkiem Alexisem, a później zobaczymy.. – stwierdziła, a ja
spojrzałem na nią lekko zdezorientowany. - Co tak na mnie patrzysz? Czego się
spodziewałeś, że od razu będziesz kochanym tatusiem? O nie nie nie. To jest
małe dziecko, ono nie rozumie jeszcze wszystkiego. Nie powiem mu po czterech latach,
że tatuś pojawił się znikąd. Musi się do ciebie przyzwyczaić, polubić cię i
zaakceptować, wtedy mu powiemy. Ale dopiero, gdy będzie na to gotowy i on i ty.
I gdy ja na to pozwolę. Tym bardziej, że lubisz znikać i co bym mu powiedziała
jakby tatusiowi się po miesiącu znudziło ojcostwo? Na to nie pozwolę.
-
Rozumiem, postaram się być dla niego dobrym ojcem.
-
Musimy już iść. Rodri na nas czeka. – zwróciła się do mnie – Migi, idziemy!
Chodź szybciutko. – krzyknęła w stronę piaskownicy.
-
Dobrze. Kiedy będę mógł się z nim spotkać? – zapytałem.
-
Jutro, tutaj o tej samej godzinie. Cześć. – powiedziała, wzięła małego na ręce
i poszli.
---------------------
Nowy rozdział specjalnie na zakończenie wakacji. Brak rozdziałów w zapasie przeraża mnie bardziej niż powrót do szkoły. Muszę coś szybko napisać, bo się rozleniwiłam ostatnio i nie tknęłam tego bloga. :/ Ale za to mam już pomysł na nowy blog i już trochę napisane, ale to dopiero jak skończę Perdóname, czyli jeszcze trochę, bo nawet w połowie tego opowiadania nie jesteśmy. :>
Mam prośbę, jak zacznę robić z tego prawdziwą telenowelę, która się ciągnie i ciągnie to mówcie od razu. Co do rozdziału, to nawet mi się podoba. jest taki inny, może dlatego, że widzimy to wszystko z perspektywy Sancheza.
Mam prośbę, jak zacznę robić z tego prawdziwą telenowelę, która się ciągnie i ciągnie to mówcie od razu. Co do rozdziału, to nawet mi się podoba. jest taki inny, może dlatego, że widzimy to wszystko z perspektywy Sancheza.
Dziękuję za komentarze (niektóre strasznie mnie rozbawiły) i czekam na więcej! <3
Miłego, ostatniego weekendu wakacji.
Do następnego,
Ines ;**
Ines ;**