piątek, 27 czerwca 2014

Au rendez-vous d'amour de Saint Tropez

Saint-Tropez, lipiec 2009

Obudziłam się nawet wcześnie, wzięłam szybki prysznic. Umalowałam się i ubrałam czarne krótkie spodenki z wysokim stanem i tego samego koloru luźną bluzkę ze średniej długości rękawem. Pod spód założyłam kanarkowy strój kąpielowy z czarnymi elementami. Zjadłam śniadanie w hotelowej restauracji. Ciepły croissant z dżemem figowymi i karmelowa kawa. Mmm pycha. Pogoda była dzisiaj prześliczna. Słońce mocno świeciło, niebo było nieskazitelnie czyste. Postanowiłam dzisiejszy dzień spędzić na plaży. W torbę plażową spakowałam ręcznik, olejek do opalania i książkę Nicholasa Sparksa „The Last Song”.
Na plaży było już trochę ludzi, szłam po ciepłym piasku rozglądając się za wolnym miejscem blisko morza. Nagle na kogoś wpadłam.
- Przepraszam. - powoli podnosiłam głowę, aby zobaczyć twarz tej osoby. Pomarańczowe kąpielówki, idealnie wyrzeźbiona klata i czekoladowe oczy, które już znałam. – Alexis. – wybuchałam śmiechem.
- Pierwszy raz uważam za przypadek, ale drugi za przeznaczenie. Chyba jesteśmy sobie pisani. Ślicznie wyglądasz. – powiedział i pocałował mnie w policzek.
- Dziękuję. A czy jesteśmy sobie pisani to się jeszcze okaże. – odpowiedziałam z uśmiechem. – Ale nie powiem, fakt, że wpadam na Ciebie już drugi raz jest intrygujący.
- Przyciągam się jak magnes. – powiedział z zalotnym uśmiechem. – Jeżeli już jesteś to może dotrzymasz mi towarzystwa? Bo leżę tu taki samotny i smutny. – zrobił oczy kota ze Shreka.
- Jak tak ładnie prosisz.  – po raz kolejny wybuchał śmiechem.
- Mówiłem Ci już, że masz śliczny śmiech? Taki słodki, ale zarazem uwodzicielski. – mówił oplątując moje włosy na palcach.

Rozłożyłam swój ręcznik na leżaku koło Alexisa. Położyłam się i chciałam w ciszy się poopalać, lecz przy moim towarzyszu było to niewykonalne. Co chwilę o coś pytał, opowiadał kawały, nie potrafił przez chwilę usiedzieć w miejscu, wszędzie było go pełno.
- Alexis, czy ty potrafisz, chociaż przez minutę nic nie mówić? Proszę cię o pięć minut spokoju. – spojrzałam na niego błagalnie.
- Phi. Foch. Nie odzywam się do Ciebie. – udał obrażonego.
- Alexis no. Nie obrażaj się.
- Miałem ci dać spokój to daje. – głęboko westchnęłam i zapytałam.
- Co mam zrobić żebyś przestał się gniewać?
- Chcę buziaka. Tutaj. – pokazał na swój policzek. Podeszłam do niego i usiadłam mu na kolanach. Złożyłam soczysty pocałunek na jego policzku.
- Tak może być? – zapytałam.
- Jeszcze w drugi poproszę. – uśmiechnął się.
- A gwiazdkę z nieba też byś chciał?
- Wolałbym Ciebie. – wyszepnął mi do ucha.
- Wariat. – powiedziałam i trzepnęłam go w głowę. – Idź lepiej po coś do picia.
- Niech będzie. – wziął mnie na ręce i położył na moim leżaku. – Zaraz wracam piękna.
Doczekałam się spokoju, wyjęłam z torby książkę, położyłam się na brzuchu i zaczęłam czytać. Po chwili usłyszałam dźwięk smsa. Bez przekonania podniosłam się i poszukałam mojego iphona. Na wyświetlaczu zobaczyłam zdjęcie Rodrigo. Uśmiechnęłam się do wyświetlacza i odczytałam wiadomość. „Jak się bawisz siostrzyczko? Ja umieram z nudów w pracy. L Jak dobrze, że nie poszłaś w moje ślady i nie wylądowałaś w banku tak jak ja. Nie będę przynudzał, zadzwonię jutro. Buziaki ;*” Mój braciszek dwa miesiące temu się obronił i jest magistrem ekonomi i bankowości. Zawsze miał łeb do liczb. Teraz marudzi, bo musi odwalać czarną robotę. Jest bardzo ambitny, od razu pewnie chciałby być kimś. W sumie, kto by nie chciał? Rodrigo jest starszy ode mnie o pięć lat. Zawsze był kochającym, starszym bratem, który pomagał jak tylko mógł. Czy to przy pracy domowej z matmy czy wtedy, gdy musiał mnie kryć jak w nocy wymsknęłam się na imprezę. Nie raz wstawił się za mną przed rodzicami. Nie raz pozwalał mi się wypłakać na jego ramieniu. Rodri jest idealnym starszym bratem i facetem. Nie mogę zrozumieć, dlaczego nie potrafi zatrzymać przy sobie dziewczyny dłużej niż trzy miesiące. Jest mądry, przystojny, opiekuńczy, zabawny. Mam nadzieję, że niedługo znajdzie swoją księżniczkę.

Odpisałam tylko krótkie „Jest wspaniale, dziękuję. Buziaczki ;*” i powróciłam do swojej lektury. Długo nie było mi dane cieszyć się ciszą. Po chwili usłyszałam radosny krzyk Alexisa.
- Wróciłem! I mam przepyszne koktajle. – momentalnie się odwróciłam w jego stronę i zapytałam szybko.
- Jaki smak?
- Truskawka z bananem. – uśmiechnęłam się szeroko i wyciągnęłam ręce w stronę napoju. Był przepyszny, tym bardziej, że jest to mój ulubiony smak.
- Idę się wykąpać, idziesz ze mną. – powiedział chwilę po tym jak skończyliśmy pić koktajle.
- Nie, poczytam sobie.
- To nie było pytanie. – odpowiedział po chwili.
- Ale ja nigdzie nie idę. Przyszłam się poopalać. – odparłam.
- Tylko tak ci się wydaje. – podszedł do mnie, podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię.
- Alexis, do cholery zostaw mnie bałwanie. – nic nie odpowiedział tylko nadal szedł w kierunku morza. – Ludzie się patrzą. Puść mnie. – krzyczałam.
- Przykro mi skarbie, ale nie. – biłam go po plecach, wyrywałam się, ale nic to nie dało. Po chwili Alexis miał już wody po pas. Palce moich stóp zaczynały się zamaczać.
- Okej wygrałeś. Tylko nie idź już dalej, proszę. – powiedziałam zrezygnowana. Nie słuchał mnie kompletnie tylko szedł coraz głębiej. Żeby nie spać oplotłam ręce wokół jego szyi.
- Tu jest idealnie. Tylko uważaj, bo tu już gruntu nie masz. – powiedział i zaczął mnie puszczać.
- Co? Jezu, nie. – krzyknęłam i oplotłam nogi w pasie Alexisa.
- Ty się boisz wody. – stwierdził i zaczął się śmiać.
- Wcale nie. – skłamałam.
- Tak? To dlaczego się tak kurczowo mnie trzymasz?
- No bo… No dobra, boję się. Zadowolony?
- Spokojnie księżniczko, trzymam cie. – powiedział.
- Mówiłam już, że cię nienawidzę?
- I tak wiem, że masz do mnie słabość. – spojrzał mi w oczy i jedną ręką przegarnął niesforny kosmyk moich włosów za ucho. Nasze twarze zaczęły się zbliżać, za chwilę byśmy się pocałowali, ale coś mnie powstrzymało.
- Jesteś nienormalny. Zanieść mnie na brzeg, proszę. – powiedziałam.
- Niech będzie. – odpowiedział zrezygnowany.

Siedziałam na leżaku z książką w ręku, ale cały czas nie mogłam się skupić. Moje myśli skupiały się nad tym, co się przed chwilą stało, w sumie, co mogło się stać. Nie wiem, dlaczego go nie pocałowałam. Alexis był moim ideałem, mimo, że znaliśmy się niecałe dwa dni. Był przystojny, wysportowany, zabawny, słodki, potrafił mnie rozbawić. Cudowny. Jednak coś mnie powstrzymało. Z zamyśleń wyrwał mnie piłkarz, który stał nade mną i zasłaniał mi słońce.
- Robisz to specjalnie prawda?
- Żebyś wiedziała. Gdzie idziemy wieczorem? – zapytał.
- A gdzieś idziemy?
- Tak. Proponuje kolacje, a później spacer. Co ty na to?
- Nie masz mnie jeszcze dosyć? – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Ciebie? Nigdy. O 19 będzie okej?
- Tak. Będę czekać. A teraz możesz mi odsłonić słońce.

Nic nie odpowiedział tylko głęboko westchnął. Położył się na swoim leżaku i zaczął bawić się komórką. Na plaży byliśmy jeszcze kilka godzin. Około godziny 17 zaczęliśmy się zbierać. Rozstaliśmy się pod moim hotelem. Wzięłam prysznic oczyszczający mnie z piasku i słonej wody. Zjadłam przepyszną brzoskwinię, którą kupiłam sobie po drodze. Stanęłam przed szafą i zastanawiałam się, co ubrać. Chciałam wyglądać zjawiskowo. Postanowiłam założyć pomarańczową sukienkę na ramiączkach z wycięciami w pasie. Na szyje założyłam złoty łańcuch, a na nogi białe kremowo-białe szpilki. Dobrałam do tego małą torebkę w kolorze butów. Zrobiłam makijaż, powieki pomalowałam brązowym cieniem, a usta ciemnym błyszczykiem. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Okręciłam się dookoła własnej osi przed lustrem. ‘Idealnie’ powiedziałam sama do siebie. Spojrzałam na zegarek, za 10 minut była umówiona z Alexisem. Postanowiłam zejść już przed hotel. Piłkarz czekał tam już na mnie. Ubrany w jeansową koszulę i spodenki do kolan w kolorze cegły. Na stopach miał szare buty typu szczurki. Podciągnięte rękawy koszuli do łokcia i niezapięte trzy guziczki. Nie powiem, wyglądał genialnie.
- Wyglądasz… Wow. Zamurowało mnie. – powiedział Alexis.
- Właśnie widzę. Dziękuję. – pocałowałam go w policzek. – To gdzie mnie dzisiaj zabierasz?
- Niespodzianka. Zaufaj mi. – objął mnie ramieniem i ruszyliśmy. Przez całą drogę piłkarz opowiadał o swojej karierze, o tym jak marzy żeby kiedyś zagrać dla Blaugrany. Było widać, że piłka nożna to nie tylko jego praca, ale też ogromna pasja. Mówił też o swojej rodzinnej miejscowość. Z tego, co się dowiedziałam, jest to małe miasteczko na północy Chile położone na wybrzeżu Oceanu Spokojnego. Ponoć bogata dzielnica w porównaniu do biednej jest strasznie mała i przepaść między nimi jest ogromna. Alexis jak tylko może pomaga Tocopilli finansowo.
- Jesteśmy. – powiedział, gdy dotarliśmy do małej zatoczki. Po środku plaży, na rozłożonym dywanie stały dwa drewniane fotele i zastawiony stół. Wokół porozstawiane były lampiony i doniczki z egzotycznymi kwiatami. Słońce już zachodziło powoli w morzu, na pomarańczowo-różowym niebie pojawiły się małe obłoczki. Wszystko to wyglądało niesamowicie.
- Tu jest przepięknie. – skomentowałam. – Kiedy zdążyłeś to zorganizować? 
- Tajemnica. – powiedział i podał mi kieliszek napełniony czerwonym winem. – A teraz zapraszam do stołu. – odsunął fotel żebym usiadła. Chwilę później zjawili się kelnerzy, nie mam pojęcia skąd oni się tam wtedy wzięli. Alexis z minuty na minutę mnie coraz bardziej zaskakiwał. To jest zbyt piękne żeby mogło być prawdziwe. Kolacja minęła na w bardzo miłej atmosferze. Żartowaliśmy, opowiadaliśmy różne historie, kilka razy Alexis wywołał u mnie łzy śmiechu. Słońce już zaszło, robiło się coraz ciemniej, na niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy. W tle leciały różne romantyczne piosenki. W pewnym momencie piłkarz zapytał:
- Zatańczymy?
- Z chęcią. – odpowiedziałam i zdjęłam szpilki żeby się nie zapadać w piasku. Z głośników akurat leciało „High” Jamesa Blunta. Położyłam ręce na ramionach Chilijczyka, a on swoimi objął mnie w pasie. Kołysaliśmy się w rytm piosenki, spojrzałam mu głęboko w oczy i zapytałam:
- Czy ty na pewno jesteś prawdziwy? Jesteś zbyt idealny.
- Nie jestem idealny. – odpowiedział i nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać.
- Jesteś. – powiedziałam i go pocałowałam. On tylko na mnie spojrzał, uśmiechnął się i pocałował mnie jeszcze raz. Miał takie miękkie, ciepłe i słodkie usta. Całował tak delikatnie, jeszcze nigdy nie poznałam chłopaka który tak dobrze to robi. Jedną rękę zaczęłam przeczesywać jego krótkie, czarne włosy. A Alexis zaczął całować mnie po szyi, znalazł mój słaby punkt. – Idziemy do mnie czy do Ciebie? – wyszeptał mi do ucha.

- Do Ciebie jest bliżej. – odpowiedziałam i skradłam mu kolejny pocałunek. Założyłam swoje szpilki, chwyciłam go raz rękę i poszliśmy do mojego hotelu….

-----------
No i oficjalnie mamy wakacje! Ja co prawda już od środy, ale przemilczmy to. :P Przybywam do was z nowym rozdziałem, trochę dłuższym niż ostatnio. Mam nadzieję, że się spodoba. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, ale proszę o więcej! :3 No to, życzę wam wspaniałych wakacji. Tymczasem lecę się dalej pakować.

Do następnego, 
Inés ;*

sobota, 14 czerwca 2014

L'amour c'est comme la mer à Saint Tropez

Saint-Tropez, lipiec 2009


                Nazywam się Mire Briseño Sierra, mam 20 lat i mieszkam razem z moim starszym bratem Rodrigo w Barcelonie. Nasi rodzice od czasu moich 18 urodzin podróżują po świecie. Co pół roku zmieniają miejsce zamieszania. Teraz, o ile się nie mylę są w Australii. Studiuję fotografię, dwa tygodnie temu zdałam licencjat celująco. Mój braciszek ufundował mi wakacje w Saint-Tropez, i oto jestem. Jest tu przepięknie. Małe, kolorowe kamieniczki, lazurowe morze, plaże, kluby. Czego chcieć więcej?

***

                Po przylocie z gorącej Barcelony zakwaterowałam się w małym hoteliku w porcie. Pokój był urządzony w stylu francuskim, błękitne ściany, duże łóżko, i wiszące nad nim lustro w szerokiej, białej ramie. Z sufitu zwisał kryształowy żyrandol. Okno z którego miałam widok na cały port przysłaniały bladoniebieskie zasłony.  Rozpakowałam się i wzięłam szybki, odświeżający po podróży prysznic. Założyłam nową, różową sukienkę dłuższą z tyłu i brązowe sandałki. Moje ciemne, długie, falowane włosy zostawiłam rozpuszczone.
Wzięłam małą torebkę oraz mój ukochany aparat i wyszłam z hotelu. Słońce było już popołudniowe, nie grzało tak mocno, ale nadal pięknie świeciło. Plaże pustoszały. Ludzie powoli się zbierali. Zdjęłam sandały i ruszyłam w kierunku morza. Piasek był taki miękki i ciepły, wzięłam do ręki aparat i zaczęłam robić zdjęcia. Kochałam robić zdjęcia, gdziekolwiek byłam robiłam ich mnóstwo. W liceum mój brat dostrzegł, że są wyjątkowe i zgłosił mnie do konkursu. Wygrałam jeden, drugi, trzeci, aż zaczęłam to brać na poważnie. Testy na studia zdałam bez problemu, wszystkim podobały się moje prace.

Szłam wąskimi uliczkami Saint-Tropez, gdy w podwórzu jednej kamieniczki dostrzegłam staruszkę siedzącą przy dużym stole. Po środku, na koronkowej serwecie stało czarno-białe zdjęcie mężczyzny. Od razu chwyciłam aparat i zrobiłam kilka zdjęć. Takie fotografie lubię najbardziej. Niecodzienne sytuacje. Robienie zdjęć pozującym modelką jest nie dla mnie. Nie widzę w tym nic szczególnego i wyjątkowego.
Szukałam czegoś w torebce, gdy potknęłam się. Wylądowałabym na chodniku jak długa gdyby ktoś mnie nie złapał. Mój wybawca okazał się mega przystojniakiem. Był wyższy ode mnie, miał ciemniejszą karnację i idealnie wyrzeźbione ciało. Miał ciemne, krótko odcięte włosy i czekoladowe oczy z niesamowitym błyskiem. Ubrany był w białą koszulkę z dekoltem w serek i czarne krótkie spodenki. Na nogach miał szare Conversy.
- Nic Ci nie jest? – zapytał po hiszpańsku.
- Na szczęście jestem cała. Dziękuję. Pewnie gdyby nie ty, oprócz mnie ucierpiałby na tym mój aparat, a to już nie byłoby takie fajne. – odpowiedziałam.
- Nie ma, za co. Robisz zdjęcia hobbistycznie czy zawodowo?
- I to i to. Ale teraz bardziej dla siebie. – uśmiechnęłam się.
- Tak w ogóle, Alexis jestem. – powiedział pokazując rządek swoich śnieżnobiałych zębów.
- Mire. Jeszcze raz dziękuję.
- Dasz się zaprosić na kolacje? – zapytał niepewnie.
- W sumie, dlaczego by nie? Z miłą chęcią. – nie potrafiłam mu odmówić. W Saint-Tropez byłam sama, a tak mogłam spędzić miłe popołudnie z przystojnym i miłym facetem.
- Tu niedaleko jest taka mała restauracja, serwują tam przepyszne owoce morza. Możemy tam iść.
- Prowadź. Przyjechałam dopiero dzisiaj, nie znam jeszcze dobrze miasta.

                Alexis miał rację, restauracja była prześliczna. Znajdywała się przy samej plaży, stoliki przykryte były białymi obrusami. Biała zastawa, kryształowe kieliszki, świece. Wszystko to nadawało romantyczny klimat temu miejscu. Gdy zobaczyłam ceny wszystkich potraw zrobiło mi się gorąco, średnio jedna kosztowała 60-70 euro. Alexis chyba to zauważył, bo od razu powiedział:
- Cenami się nie przejmuj, ja płacę. – uśmiechnął się. Mimo wszystko było mi głupio. Pieniędzy mi nie brakuje, mam z czego żyć, ostatnio coraz więcej zarabiam na zleceniach, ale jakbym wydawała codziennie takie kwoty na kolacje to bym zbankrutowała. Po chwili namysłu zamówiliśmy przepyszne krewetki i białe wino.
- Opowiedz mi coś o sobie. – powiedziałam robiąc łyk wina.
- Nazywam się Alexis Sánchez. Pochodzę z Chile, z małej miejscowości Tocapilla. Mój ojciec nie żyje, matka, gdy byłem jeszcze mały związała się z facetem o imieniu José, jest dla mnie jak ojciec. Mam młodszą siostrę Lise. Jestem piłkarzem, gram w włoskim klubie Udinese Calcio. Gra w piłkę od zawsze była moim marzeniem. W dzieciństwie grałem boso, w wieku 15 lat zostałem królem strzelców w miejscowym turnieju i burmistrz ufundował mi pierwsze korki. Do dzisiaj je mam, przypominają mi o tym skąd pochodzę i ile musiałem włożyć pracy w to żeby być tu gdzie jestem. W skrócie to tyle. Teraz ty mi coś opowiedz.
- Nazywam się Mire Briseño. Od zawsze mieszkam w Barcelonie. Hiszpanka, a w sumie Katalonka z krwi i kości.  Mam wspaniałego, starszego brata, który jest najcudowniejszy na świecie. Jest nie tylko bratem, ale też przyjacielem. Rodzice podróżują po świecie, mówią, że szukają swojego miejsca na ziemi. Niecałe trzy tygodnie temu obroniłam licencjat, jestem fotografem. Od zawsze kochałam robić zdjęcia. Do dzisiaj mam swój pierwszy aparat. 
- Taka piękna dziewczyna mogłaby być modelką, a nie autorką zdjęć. – powiedział z uśmiechem.
- Nie przesadzaj. – czułam, że się rumienię.
- Nie przesadzam. Jeszcze jak mi powiesz, że jesteś wolna to zalecałbym wszystkim Hiszpanom udanie się do okulisty.  Bo nie wiem gdzie oni mają oczy. – odpowiedział, a ja wybuchłam śmiechem. – No co, taka prawda?
- Słodki jesteś. – uśmiechnęłam się. – Pójdziemy już? Późno się zrobiło.
- Jasne. Chodź. – wstaliśmy i wąskimi uliczkami ruszyliśmy w kierunku mojego hotelu. Przez całą drogę żartowaliśmy, rozmawialiśmy i śmialiśmy się. W jego towarzystwie czułam się bardzo dobrze.
- Spotkamy się jeszcze? – zapytał z nadzieją w głosie, gdy byliśmy już pod hotelem.

- Wiesz gdzie mnie szukać. Jeszcze raz dziękuję, za ratunek i przemiły wieczór. Do zobaczenia. – pocałowałam go w policzek i weszłam do budynku. 

------
I mamy pierwszy rozdział. Przez kilka pierwszych rozdziałów cofniemy się w czasie, do 2009 roku, gdy Mire i Alexis się poznali. Mam nadzieję, że wam się spodoba. ;) Jestem pod ogromnym wrażeniem, nie spodziewałam się tylu komentarzy pod prologiem. Jesteście kochane ;* Mam tylko małą prośbę, wpiszcie swoje aski czy co tam chcecie do zakładki INFORMOWANI. Ułatwi mi to zawiadamianie was o nowościach, będzie szybciej, łatwiej i przyjemniej. Życzę miłego czytania!

Do następnego, 
Inés. ;*