sobota, 29 listopada 2014

Nuestra historia de amor? No.

Tocopilla, lipiec 2014

ALEXIS

            Siedziałem w kuchni i popijałem lemoniadę, po chwili weszła moja mama. Kręciła się w kółko i udawała, że czegoś szuka, wyglądała jakby brakowało jej odwagi, aby o coś zapytać. Wzięła szklankę, nalała sobie napoju i usiadła koło mnie. Wypiła pół szklanki i przemówiła.
- Synku?
-Tak mamuś?
- Mire to wspaniała dziewczyna. – uśmiechnęła się.
- Wiem. – pokiwałem głową i na samą myśl o dziewczynie uśmiech pojawił mi się na ustach.
- Nie będę Ci wypominać błędów z przed lat, bo to i tak nic nie zmieni, ale... Mogę Ci się o coś zapytać?
- Pewnie.
- Alexis powiedz mi czy… kochasz ją jeszcze? – zapytała niepewnie. Przez pewien czas nie wiedziałem, co powiedzieć.
- Mamo, Mire jest dla mnie ważna, nawet bardzo, tak samo jak Miguel. Są moimi największymi skarbami, zrobiłbym dla nich wszystko… Mire jest wspaniałą dziewczyną, którą kiedyś skrzywdziłem i to bardzo. Zawiodłem ją i zostawiłem wtedy, kiedy najbardziej mnie potrzebowała, kiedy Miguel był jeszcze bardzo malutki. Chciałbym stworzyć Migiemu prawdziwą rodzinę, z mamą i tatą razem. Ale nie wiem czy Mire będzie chciała nam dać drugą szansę. Ale obiecuje Ci mamuś – chwyciłem ją za rękę i mocno uścisnąłem – że zrobię wszystko żeby pokochała mnie jeszcze raz.

MIRE

            Smacznie spałam, gdy usłyszałam ciche szmery i szepty. Po chwili poczułam jak ktoś wdrapuje się na łóżko i ściąga ze mnie kołdrę.
- Wstawaj mamo, już rano! - krzyknął Miguel. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do niego. Chwyciłam go i zaczęłam gilgać. Mały śmiał się w niebogłosy. Przy drzwiach stał Alexis z drewnianą tacką w ręce.
- Migi zrobił Ci śniadanie.
- Naprawdę? - zapytałam zdziwiona.
- Taak. Tata mi tylko trochę pomógł.
- Ale mam już dużego syna. - powiedziałam, a Miguel zrobił się dumny jak paw. - Co mi przygotowałeś?
- Same pyszności. – odpowiedział, a my z piłkarzem zaczęliśmy się śmiać. Kilkanaście minut później całą trójką siedzieliśmy na łóżku i zajadaliśmy się ciastkami.
- Zabieram Cię na wycieczkę. - powiedział po chwili Alexis.
- A ja zostaje z dziadkami. Suuper! - dodał Miguel.
- Widzę, że to wszystko już zaplanowane.
- Tak. Za pół godziny jedziemy. Najlepiej załóż spodnie i trampki. - powiedział Sánchez wychodząc z sypialni. - Chodź mistrzu, pomożesz mi. – dodał, a mały od razu zaskoczył z łóżka i pobiegł za nim. Tak jak Alexis powiedział tak zrobiłam. Założyłam jeansowe krótkie spodenki, białą bluzeczkę z napisem i po 20 minutach byłam gotowa. Zeszłam na dół, przywitałam się z mamą Alexisa, która przygotowywała lemoniadę.
- Mire kochana. Miałabym prośbę, w październiku przelatujemy na trochę do Hiszpanii i czy moglibyśmy wtedy spotkać się z Miguelem i zabrać go gdzieś. Ja wiem, że on ma wtedy przedszkole i zajęcia, ale…
- Eva, oczywiście, że tak. Miguel bardzo was polubił, będzie przeszczęśliwy jak przyjedziecie. Nie ma żadnego problemu. W końcu jesteście jego dziadkami. - odpowiedziałam z uśmiechem. Eva podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Dziękuję. A teraz idź na podjazd, Alexis już czeka.
- Pa kochanie. - krzyknęłam do Miguela, który razem z dziadkiem bawił się w salonie. - Bądź grzeczny.
Gdy wyszłam przed dom stanęłam jak wryta, na podjeździe stał stary, ale w dobrym stanie motor.
- Ty chyba żartujesz. - powiedziałam.
- Nie. Nie marudź tylko wsiadaj.
- Nawet nie zaczęłam marudzić. - powiedziałam pod nosem i usiadła na motorze. - Powiesz mi gdzie jedziemy?
- Nie. - odpowiedział i usiadł przede mną. - Trzymaj się mocno. - wtedy usłyszałam ryk silnika i wtuliłam się w Alexisa. - Ale nie aż tak. Nie mogę się ruszać. - powiedział ze śmiechem. Rozluźniłam trochę uścisk i piłkarz ruszył.
- Tylko nas nie zabij. - poprosiłam.
- Umiem jeździć, spokojnie. Wrócisz cała i zdrowa.
Po około 15 minutach jazdy przywykłam do jednośladu. Już się aż tak nie bałam. Mogę nawet
powiedzieć, że dobrze się bawiłam. Pojechaliśmy w góry, było tak pięknie. Cudowne widoki na ocean, pustynie. Bajka. Gdy zjechaliśmy w jakąś dolinę droga była prosta po horyzont, a dookoła nic tylko góry. W pewnym momencie tak dobrze się bawiłam, że nawet puściłam się Alexisa i uniosła ręce w górę. Zaczęłam krzyczeć i śmiać się w niebogłosy. Gdy byliśmy w połowie drogi piłkarz zatrzymał się i powiedział, że teraz moja kolej.
- Przecież ja nigdy motoru nie prowadziłam. - zaprotestowałam.
- Dasz radę, tu jest gaz, tu sprzęgło, a tu hamulec. To prawie jak w samochodzie. Tylko powoli. – powiedział, a ja zrobiłam wszystko według instrukcji. Motor ruszył i jechaliśmy.
- Ja jadę! - krzyknęłam. - Skąd masz motor? – zapytałam po jakimś czasie.
- Kiedyś z Jose jeździliśmy po całym Chile. Motory u nas były tańsze niż samochody, w Tocopilli każdy ma motor. I każdy potrafi jeździć. Zatrzymaj się tutaj. - poprosił. - Prosta droga się kończy, teraz ja.

            Po zamianie miejsc jechaliśmy jeszcze około 20 minut. Nagle zatrzymaliśmy się przy małej stacji benzynowej, jedno stanowisko do tankowania i buda z kasą. Obok stała jakaś rozwalająca się drewniana szopa i ławka. Alexis zatrzymał motor i powiedział:
- To co, robimy przerwę?
- Pójdę usiąść na tej ławeczce. – odpowiedziałam i skierowałam swoje kroki ku niej. – Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. Jest ślicznie. – powiedziałam wyrzucając butelkę od Coli do kosza. – Wracamy? – zapytałam i odwróciłam się tyłem do Alexisa. Po chwili poczułam jak łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie. Nasze twarze dzieliły milimetry, a mi wcale to nie przeszkadzało. Piłkarz chwycił moją twarz w dłonie i pocałował. Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, a zdrowy rozsądek poszedł się… Palcami przeczesałam jego krótkie włosy. Sanchez uniósł mnie lekko, a ja oplotłam nogi wokół jego talii. Całowaliśmy się aż zabrakło nam tchu. Chilijczyk musnął jeszcze moje wargi i w tym momencie wróciłam na ziemie w dosłownym oraz przenośnym tego słowa znaczeniu. Położyłam rękę na jego klatce piersiowej i delikatnie odsunęłam, gdy próbował zbliżyć swoje usta do moich.
- Nie mogę. – wyszeptałam nie patrząc mu w oczy. – Nie potrafię, nie chcę każdego dnia budzić się z obawą, że Cię już nie zobaczę, że znikniesz. Nie umiem Ci zaufać. Przepraszam.
- Mire zmieniłem się. Daj nam szansę. – wierzchem palca przesunął po moim policzku. – Już Cię nie zranię, obiecuję. Jesteś zbyt wspaniała i piękna żeby Cię niszczyć. Nigdy, przenigdy nie dopuszczę do tego żebyś jeszcze kiedyś przeze mnie płakała.

- Proszę Cię nie utrudniaj mi tego. Nasza bajka się już skończyła. 

------------------
Doczekałyście się chwili namiętności, hah :* Rozdział zostawiam wam do opinii. Bardzo dziękuję za te 5000 wyświetleń! Jestem w szoku <3 

Do następnego,
Ines :*



sobota, 15 listopada 2014

Tocopilla

Tocopilla, lipiec 2014

            Lot z Rio do Calmy trwał ponad cztery godziny, na parkingu przed lotniskiem czekał na nas podstawiony samochód. Wsiedliśmy do niego i ruszyliśmy do rodzinnego miasteczka Alexisa. Z każdym kilometrem robiłam się coraz bardziej nerwowa, strasznie bałam się spotkania z rodziną Sancheza. Piłkarz prowadził auto, a ja siedziałam z tyłu z Migim. Poprawiałam akurat chustę, którą był przykryty słodko śpiący Miguel, gdy Chilijczyk powiedział:
- Jak ja dawno tu nie byłem. Chile jest zdecydowanie za daleko od Hiszpanii.
- Tak tak..Masz racje. – pobąknęłam.
- Co ty taka niemrawa jesteś? Coś się stało? Źle się czujesz? Mam się zatrzymać? – zapytał.
- Nie no coś ty. – zaprotestowałam – Nic mi nie jest. Trochę zmęczona jestem.
- Zmęczona? Przecież cały lot smacznie spałaś na moim ramieniu. – powiedział ze śmiechem.
- Bardzo śmieszne. To nie Tobie Miguel nie pozwalał spać całą noc. – spojrzałam na niego z ukosa.

Miguelito obudził się kilka minut po drugiej i uznał, że już się wyspał. Skakał po łóżku, opowiadał mi historię o potworze z laguny, który w nocy nie śpi i pływa w oceanie. Później okazało się, że króliczek ‘zachorował’ i musimy go wyleczyć. Po prawie trzech godzinach zabawy usnął wreszcie. Jak o 6.oo zadzwonił mi budzik nie wiedziałam gdzie jest podłoga, a gdzie sufit.

- Trzeba było go do mnie przyprowadzić. – powiedział pewnie.
- No bo ty wymęczony po meczu na pewno z chęcią byś się z nim bawił. – uśmiechnęłam się na myśl o tym – Za ile będziemy?
- Za pół godziny powinniśmy być.

Tak jak Alexis powiedział, 30 minut później dojechaliśmy na miejsce. Przedmieścia Tocopilli mnie przerażały. Wyglądały jak opuszczone miasto, powybijane szyby w oknach, puste sklepy, na ulicy żywego ducha. Gdy wjeżdżaliśmy w głąb miasteczka domki były już kolorowe, miały kwiaty na parapetach i balkonach. W bocznych uliczkach biegały dzieci, grały w piłkę, skakały na skakance. Sanchez w czapce z daszkiem i czarnych okularach przeciwsłonecznych próbował przejechać niezauważony. Tym razem mu się to udało. Kontrasty między jedną dzielnicą a drugą było widać gołym okiem. Po chwili zatrzymaliśmy się pod jednopiętrowym domkiem w kolorze brudnego pomarańczu. Niektóre okna były zasłonięte brązowymi okiennicami. Przy dużych drzwiach z witrażami stały donice z kwiatami. Alexis wyjął z samochodu jeszcze zaspanego Miguela, a ja stałam jak sparaliżowana.
- Mire wszystko okej? – zapytał piłkarz.
- To nie był chyba dobry pomysł. – powiedziałam a Alexis uśmiechnął się pod nosem i podszedł do mnie.
- Zwariowałaś. Chodź, przecież Cię nie zjedzą. – złapał mnie za rękę i pociągnął do drzwi. Zapukał w nie dwa razy, a ja czułam jak serce chce mi wyskoczyć z piersi. Po chwili otworzyła je nam niewysoka kobieta w ciemnych włosach do ramion, ubrana w kolorową bluzkę i oliwkowe spodenki do kolan. Na nogach miała czarne japonki a na szyi złoty łańcuszek. Jej twarz rozświetlał piękny uśmiech.
- Alexis, synku. – powiedziała głośno – Tak się stęskniłam. – przytuliła go bardzo mocno.
- Cześć mamuś. – odpowiedział i pocałował ją w policzek. Weszliśmy do środka.
- Jose! Chodź tutaj, przyjechali już. – krzyknęła kobieta w głąb domu. Po chwili w drzwiach obok matki Alexisa pojawił się jego ojczym. Ubrany w białą koszulę i krótkie spodnie.
- Synu, witaj w domu. – powiedział i podał mu dłoń.
- Chciałem wam przedstawić.. – wziął głęboki oddech – to jest Mire, a to wasz wnuk, Miguel.
- Dzień dobry. – powiedziałam z uśmiechem. – Migi, przywitaj się z dziadkami. – zwróciłam się do synka. On spojrzał na rodziców Sancheza i schował się za swoim tatą. Wszyscy cicho się zaśmialiśmy.
- Bardzo nam miło Cię poznać dziecko. – powiedziała do mnie matka Alexisa.
- Mi też bardzo miło państwa poznać. – odpowiedziałam.
- Jakich państwa.. Proszę mów do nas po imieniu. Eva jestem, a to Jose.
- A ty mistrzu jak masz na imię? – zapytał Jose Miguela.
- Miguel. – odpowiedział nieśmiało.
- Ślicznie. Chodź pokaże Ci, jaki mamy duży basen w ogrodzie. – wyciągnął rękę w stronę mojego synka, który nadal był przyklejony do nogi Alexisa.
- Basen? Super. – uśmiechnął się, podał rękę dziadkowi i poszedł w stronę ogrodu.
- Alexis, pokaż proszę Mire jej pokój. Ja wracam do kuchni, bo chyba pieczeń mi się przypala. Za godzinę obiad. – powiedziała z radością w głosie i poszła do kuchni.

            Piłkarz zaprowadził mnie do pokoju na piętrze, wewnątrz znajdowało się duże łóżko, obok szafeczka, a przy niej mniejsze łóżeczko dla Miguela. Z okien rozciągał się piękny widok na zielony ogród. Włożyłam rzeczy swoje i Migiego do szafy. Uszykowałam ciuszki na popołudnie i poszłam wziąć prysznic po podróży. Założyłam żółte krótkie spodenki i bluzkę tego samego koloru. Na nogi założyłam czarne szpilki. Poprawiłam włosy i makijaż przed lustrem i była gotowa na obiad przygotowany przez Eve.

Posiłek był przepyszny, pieczona pieczeń z ciemnym sosem, sałatka ze świeżych warzyw, a na deser babeczki z bitą śmietaną i owocami. Mmmm niebo w gębie. Miguel bardzo polubił się z Jose i Evą. Jego nieśmiałość trwała naprawdę bardzo krótko. Siedziałam na werandzie w ogrodzie, gdy podbiegł do mnie mój synek. Usadziłam go na swoich kolanach
- Mamusiu, a czy Eva i Jose są moimi dziadkami? – zapytał.
- Tak słoneczko. Są Twoimi dziadkami i rodzicami taty. – odpowiedziałam.
- Ale super! – krzyknął i zaklaskał w rączki. Wtedy na taras weszła mama Alexisa. – Babciu, mogę coś do picia? – zapytał słodko, a w oczach Evy można było dostrzec zły wzruszenia.
- Oczywiście kochanie, chodź wybierzesz coś sobie. – podała mu rączkę i poszli do domu. Uśmiechnęłam się i wzięłam książkę ze stołu. Panowała tu cudowna atmosfera, taka rodzinna. Do tego było ciepło, słońce świeciło, z oddali słychać było szum oceanu. Pomiędzy palmami latały kolorowe papużki, a między kwiatami chodził puszysty kot.
- Dziękuję. – usłyszałam i odwróciłam się. – Dawno nie widziałem jej takiej szczęśliwej.
Późnym wieczorem w domu Sanchezów pojawiła się córka Evy. Dziewczyna weszła do pomieszczenia z czerwoną walizką średniej wielkości. Ubrana była w czarne jeansy i luźną koszulkę. Jej długie, kruczoczarne włosy spięte były w kitkę. Miała tak samo ciemne oczy jak Alexis, które otaczał delikatny makijaż.
- Hej brat. – powiedziała do Alexisa i go przytuliła.
- Hej siostra. Dawno Cię tu nie było.
- Ciebie jeszcze dłużej. – zaśmiała się.
Lisa była młodsza od piłkarza o cztery lata. Właśnie skończyła drugi rok studiów na uniwersytecie w stolicy Chile, Santiago. Do domu rodzinnego miała bliżej niż Alexis, ale mimo to nie bywała w nim często. Dziewczyna przywitała się jeszcze z rodzicami i podeszła do mnie.
- Wreszcie mam szansę Cię poznać, bardzo się cieszę, że przyjechałaś. Lisa. – powiedziała i podała mi rękę.
- Nie Lisa tylko Isabel. – krzyknął Alexis.
- Cicho siedź. – rodzeństwo spojrzał na siebie złowrogo.
- Isabel masz w dowodzie – powiedział i wyjaśnił mi niejasność – Moją siostrzyczkę wujek Max przechrzcił. Wszyscy zdrabniali jej imię i mówili Isa, ale wujek powiedział kiedyś Lisa, no i tak zostało. –dokończył i wszyscy wybuchli śmiechem. Alexis wstał z kanapy i wyszedł do ogrodu. Po chwili wrócił z naszym synem.
- Lisa poznaj Miguela. – uśmiechnął się – Synku, to jest ciocia Lisa, moja siostra.
- Cześć ciociu. Pobawisz się ze mną samochodzikami? – zapytał.
- Jejku. Jest jeszcze słodszy niż na zdjęciach. – pisnęła – Pewnie maluchu, gdzie je masz?
- Nie jestem mały. – oburzył się – Tam są. – wskazał paluszkiem na stół.
Po jakimś czasie wszyscy poszli do swoich pokoi. Zmęczeni długimi podróżami i pełnym wrażeń dniem. Przed snem Migi powiedział jeszcze:
- Mamusiu, babcia i dziadek są super! I ciocia Lisa też. Fajnie tu jest. Kocham Cię. – dał mi buziaka w policzek.

- Ja Ciebie też synku, idź spać. Może jutro pójdziemy na plażę jak będziesz chciał. Przytul króliczka i śpij słodko. 

--------------------
Powiem wam, że coraz mniej rozdziałów do końca. Tylko, albo aż 6.
Lubię ten rozdział jest taki sielankowy. :) Ale zostawiam go wam do opinii.

Buziaczki
Ines ;***